Maciej Kmiecik: Rozmawiamy po meczu w Ostrowie, gdzie Kolejarz Rawag Rawicz doznał czwartej porażki z rzędu. Byliście upatrywani jako jeden z głównych kandydatów do spadku i niestety na początku sezonu się to potwierdza...
Dariusz Cieślak: Cudów nie oczekiwaliśmy, ale nikt nie spodziewał się też, że po czterech meczach będziemy mieli cztery porażki. Na dzień dzisiejszy wytypowanie zawodnika, który będzie zdobywał punkty jest wielką loterią. Wydawało się, że Eric Andersson po tych niezłych występach w Szwecji będzie skuteczniejszy. W Ostrowie jednak pokazał to, co pokazał. Śmiało można powiedzieć, że na ten moment mamy dwóch zawodników pierwszoligowych. Są to Ryan Fisher i Mariusz Puszakowski. Reszta niestety musi się dużo uczyć. Sądzę, że właśnie to jest nasz problem.
Do kadry Kolejarza dołączył Jason Doyle. Czy szykują się jeszcze jakieś inne wzmocnienia zespołu?
- Na ten moment nie. Kontraktując więcej zawodników, wprowadzilibyśmy jeszcze większy chaos. Mam nadzieję, że Jason Doyle pomoże nam w odniesieniu zwycięstwa chociażby na własnym torze, bo w tym momencie nasza sytuacja w tabeli jest tragiczna. Będziemy jednak się starać zrobić cokolwiek u siebie dla naszych kibiców. Jak nie wygrywa się na własnym torze, to wiadomo, że frekwencja spada, a najbardziej zależy nam na tym, by stadion zapełniał się kibicami. Zobaczymy, jak będzie w niedzielę w meczu z Orłem Łódź.
Przegrywacie nie tylko na wyjazdach, co można było nawet założyć, ale u siebie zawodzicie...
- Rzeczywiście. W Ostrowie zdobyliśmy ponownie 36 punktów. W Gdańsku było 38. U nas jest jeszcze gorzej. Coś jest nie tak. Robimy wszystko, by ci zawodnicy, których zakontraktowaliśmy jechali, ale na razie tak nie jest. Zmiany są konieczne.
W niedzielę przed wami mecz z Orłem Łódź, a później z ŻKS Litex MDM Polcopper Ostrovią. Jeśli nie z tymi rywalami, to z kim?
- Ja bym to ujął może inaczej. Ne stawiałbym tego w kategorii, z kim jedziemy. Bardziej pod kątem, jeśli nie teraz, to kiedy. Nie czarujmy się, jeśli przegramy z Orłem Łódź, to witaj druga ligo po raz kolejny. Będzie to przykre, bo zrobiliśmy wszystko - przynajmniej tak nam się wydawało - żeby było inaczej. Zobaczymy, jak to wyjdzie w niedzielę. Wierzę, że zespół się obudzi i powalczy jeszcze o utrzymanie. Jeśli nie, to chyba nasze miejsce jest w drugiej lidze.
Słabsza postawa zespołu może odbić się na budżecie klubu i mniejszych wpływach z biletów?
- Sądzę, że nie. Środki finansowe mamy zagospodarowane w ten sposób, by nie mieć problemów po tym sezonie. Przeliczyliśmy to wszystko, kalkulując gdzie możemy przegrać, gdzie wygrać. Powinniśmy zbilansować budżet w tym sezonie, podobnie jak to bywało w latach poprzednich.
Jak wy to robicie w Rawiczu. W innych klubach pierwszoligowych mówi się, że bez 1,5 miliona nie ma o czym marzyć, a wy o takich pieniądzach możecie pomarzyć?
- Pierwszą ligę zdobyliśmy za 650 tysięcy złotych. W tym roku nasz budżet będzie oscylował w granicach 850-900 tysięcy. Niektórym może się to wydawać dziwne, że udaje nam się przejechać sezon za takie pieniądze. My jednak dajemy zawodnikom takie pieniądze, na jakie nas stać. Nie obiecujemy gruszek na wierzbie, ale realne pieniądze. Jesteśmy ewenementem na skalę światową, tym bardziej, że jeśli mamy tysiąc osób na trybunach, to się cieszymy. Rawicz jest najmniejszym ośrodkiem sportu żużlowego w Polsce. W Rawiczu mamy 22 tysiące mieszkańców, także jeśli przychodzi na mecz tysiąc osób, jest to spory odsetek społeczeństwa.
Rawicz był gospodarzem wielu imprez poza ligowych, że wspomnę chociażby finał Złotego Kasku czy kwalifikacje do IMŚJ. Opłaca się organizować takie zawody?
- Opłaca się. Finał Złotego Kasku czy rundę kwalifikacyjną do IMŚJ sponsorowała firma Rawag, nasz sponsor tytularny. Dzięki zabezpieczeniu środków przez sponsora na koszty pokrycia wynagrodzeń zawodników czy osób funkcyjnych , wpływy z biletów były naszym zarobkiem. Można więc śmiało powiedzieć, że nam się opłaca. Nie były to może jakieś wielkie kokosy. Być może innym klubom nie opłacałoby się tego robić dla takiego zysku, ale nam w Rawiczu się opłaca.
Jak pan ocenia dotychczasowe mecze w pierwszej lidze?
- Pierwsza liga w tym sezonie jest bardzo ciekawa. Fajnie byłoby jeszcze, gdyby Kolejarz Rawag Rawicz sprawiał jakieś miłe niespodzianki. Marzę o tym, by urwać jakieś punkty faworytom. Na razie to się nie udaje, ale nie jest też tak jak na wydawało się przed sezonem, że tylko Grudziądz i Gdańsk będą walczyć o awans. Lublin zasygnalizował, że także jest groźny. Przegrał przecież u siebie z GKM tylko różnicą dwóch punktów. Porażka ta hańby im nie przyniosła, a wręcz przeciwnie - pokazali, że też się trzeba z nimi liczyć. Zobaczymy, jak to wszystko się jeszcze poukłada. Cieszy przede wszystkim to, że wyniki meczów nie są w granicach 60:30, a wiele spotkań jest na przysłowiowym styku.
Nikt nie chce także spaść z pierwszej ligi, bo wydaje się, że cztery zespoły będą rywalizowały o dwa pozostałe miejsca w fazie play-off i póki co tylko Kolejarz nie włączył się w tę rywalizację. Dla was szczytem marzeń jest chyba to piąte miejsce, gwarantujące utrzymanie?
- Bralibyśmy to w ciemno. Na razie jednak jesteśmy jeszcze daleko do tej pozycji. W pierwszej lidze są także zespoły, które nie mówią o awansie, a jedynie o utrzymaniu w gronie pierwszoligowców i pewnie dla nich piąte miejsce też byłoby sukcesem. Daugavpils, Lublin czy Łódź też nie są słabe. To drużyny, które mogą pretendować do czwórki i walki z najlepszymi. Jest także Ostrów, który ostatnio wzmocnił się Davidem Ruudem i Nicklasem Porsingiem. Póki co, to my tylko odstajemy od tego towarzystwa. Na ten moment, nie liczymy się w ogóle. Zajmujemy jedno ze spadkowych miejsc. Niemniej jednak nie składamy broni i zrobimy wszystko, by chociażby pokazać, że możemy powalczyć o to utrzymanie. Liga jest w tym sezonie niesamowicie ciekawa. Zresztą nie tylko pierwsza. Enea Ekstraliga jest bardzo pasjonująca. Czasami przed zawodami człowiek stawia, że wygra faworyt, a później się okazuje, że jest zupełnie inaczej. Na pewno w tym, że rozgrywki są ciekawe, pomaga KSM. Ja będą do końca swoich dni za tym, by KSM obowiązywał. Wiadomo, że niektórzy nie podzielają mojego zdania. Ja jednak twierdzę, że wyrównuje to szanse drużyn. Nie ma już dream teamów, jak kiedy, że Tony Rickardsson i Jason Crump mogli jeździć w jednym zespole. Teraz siły drużyn są wyrównane. Mogą wygrać gospodarze, ale równie dobrze goście. Ci, którzy typują w zakładach bukmacherskich niejednokrotnie przegrywają duże pieniądze, bo w tym sezonie wszelkie przewidywania biorą w łeb.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!