Michał Konarski: Po pierwsze - gratulacje. Świetny powrót do zespołu.
Robert Kościecha: Dziękuję. Ostatnie tygodnie nie były dla mnie łatwe, wszystko szło niedobrze i w zasadzie każdy mecz był nieudany. Na szczęście nie załamałem się i po treningach w Bydgoszczy moja forma wróciła. Nawet mój team był zdziwiony, że tak dobrze się prezentowałem. Ale to trzeba było jeszcze potwierdzić w zawodach.
Po kilku słabych meczach zostałeś odsunięty od składu. Z perspektywy czasu myślisz, że była to słuszna decyzja, czy masz jakiś delikatny żal?
- To już jest historia, tego nie zmienimy. Takie jest życie, raz się udaje, a raz nie. Jedziemy dalej i nie myślimy o przeszłości.
Macie 10 punktów zaliczki przed rewanżem w Gnieźnie. Wiadomo, że pojedziecie tam po zwycięstwo, ale skoro Unibax poległ, to wam też nie będzie łatwo.
- Ciężko w tej chwili powiedzieć, czy to dobra zaliczka na bonus. Nie wiemy, co będzie dalej. Do spotkania w Gnieźnie zostało jeszcze trochę czasu. Skupiam się w tej chwili na niedzielnym meczu w Rzeszowie, tam trzeba zrobić jak najlepszy wynik. Mam nadzieję, że wszystko się poukłada.
A propos drużyny z Rzeszowa. Ostatnio było o niej głośno, z powodu wydarzeń, do jakich doszło w Lesznie. Co ty, jako doświadczony zawodnik, możesz o tym powiedzieć?
- Trudno mi się wypowiadać za którąkolwiek ze stron. Nie widziałem toru, znam go tylko z opisów. Zawodnicy z Rzeszowa podjęli taką decyzję i tyle. Na pewno bardzo dziwna sytuacja, fatalna dla sportu żużlowego. Rok temu były podobne ekscesy, gdy Greg Hancock spóźnił się na mecz w Toruniu. To wpływa niekorzystnie na wizerunek polskiego żużla. A przecież tak ciężko jest zebrać dziś sponsorów. Cóż, trzeba poczekać, co władze z tym zrobią.
Czy takiego Kościechę będziemy oglądać już do końca sezonu?
- Naprawdę bardzo bym tego chciał. Wierzę, że wrócił "Kostek" sprzed roku. Postaram się o takie, lub lepsze wyniki w przyszłości.
Po raz kolejny przekonałeś się, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Jak nie szło, były gwizdy i głośne domaganie się zmian w składzie. Teraz nie ma osoby, która by ci nie pogratulowała.
- Na żużlu jeżdżę już kilkanaście lat i wiem jak jest. Jak nie idzie, to gwiżdżą i wyzywają, jak idzie, to są wszyscy ze mną. Ale widzę, że jest garstka tych kibiców i sponsorów, którzy zawsze są ze mną. Bardzo im za to dziękuję. Pomogli mi w tych najcięższych chwilach. Wiem, iż mogę na nich liczyć nawet przy najgorszych wynikach.
Mimo zwycięstwa nad Lechma Startem Gniezno czeka was ciężka walka o utrzymanie w lidze...
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ja ze swojej strony zrobię wszystko, żebyśmy się w tej lidze utrzymali i tyle. To mogę obiecać oficjalnie, bo z pewnością tak będę robił.
Wracanie do przeszłości nie ma sensu, ale można sobie wyobrazić o ile lepsza byłaby wasza sytuacja, gdybyście wygrali wyjazdy w Częstochowie i Zielonej Górze. Szczególnie w tym pierwszym meczu wygrana była o krok.
- Nie ma co o tym myśleć. Sam też wiele rzeczy bym nie zrobił kiedyś, gdybym znał ich konsekwencje. Niektórych spraw po prostu nie da się przewidzieć. Nawet ten mecz z gnieźnianami to już też historia, trzeba o nim zapomnieć. Czeka nas dalsza ciężka praca. Pogram w piłkę z przyjaciółmi i jedziemy do Rzeszowa.
Ostatnio głośno było o tym, że w Bydgoszczy dosypano nową nawierzchnię. Kilku zawodników kompletnie nie mogło się do niej przyzwyczaić, czuli się jak na wyjeździe. To naprawdę ma aż takie znaczenie?
- Moim zdaniem nie. Pozytywne jest to, że klub zmienił toromistrza. Jest on młody i się uczy, ale widać już pierwsze efekty jego pracy.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!