Słoweniec w sześciu biegach wywalczył dla Orłów trzynaście punktów z dwoma bonusami. - Starałem się tak jak zawsze. Chciałem jechać dla mojej drużyny najlepiej jak mogłem. Nie udało się niestety wygrać. Co prawda zdobyliśmy punkt bonusowy, ale uważam, że to jest dla nas za mało - powiedział po meczu Matej Zagar.
Lider zespołu z Gniezna stoczył kilka pięknych pojedynków z żużlowcami tarnowskiej Unii. W pamięci kibiców pozostała pogoń Zagara za Leonem Madsenem. Z tej potyczki Słoweniec wyszedł zwycięsko. - To jest bardzo prosta sprawa. To co zepsułem w pierwszym łuku, musiałem naprawić na kolejnych okrążeniach. Cieszę się, że udało mi się minąć metę na pierwszym miejscu. Początek zawodów nie był najlepszy w moim wykonaniu. Później było już lepiej. Wszystko za sprawą zmiany motocykla - oznajmił.
Kolejny mecz Lechma Start Gniezno rozegra na własnym obiekcie z gorzowską Stalą.
Jaki plan na ten mecz mają zawodnicy drużyny Stefana Anderssona? - Powiem krótko. Trzeba zasuwać do przodu - zakomunikował.
Zawodnik gnieźnieńskich Orłów występował w Kopenhadze podczas ostatniej rundy Grand Prix. Wiele kontrowersji przyniósł bieg numer trzy, w którym na tor upadli Emil Sajfutdinow i Andreas Jonsson. Z powtórki wykluczony został Matej Zagar, który zdaniem sędziego nie zostawił pod bandą miejsca Rosjaninowi. Słoweniec uważa, że w tym wypadku nie było żadnej jego winy. - Arbiter tego Grand Prix musi chyba zakładać okulary. Po tym wykluczeniu myślałem, że to sędzia powinien być wykluczony z tych zawodów, nie ja. Szkoda tylko tych trzech punktów, bo teraz byłbym na siódmym miejscu, a nie na dziewiątym. Po stracie tych "oczek" byłem delikatnie mówiąc zły. To tak, jakby odebrać dziecku lizaka z ust. Mam nadzieję, że w kolejnych rundach uda mi się to odrobić - zakończył.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!