Tomasz Sztaba: Uważasz, że działacze KSM-u Krosno przesadzają w sprawie Tobiasa Buscha. Dlaczego?
Rafał Trojanowski: Uważam że zamieszanie po upadku Buscha było zupełnie niepotrzebne, a pomeczowe komentarze mocno przesadzone. Gdyby to był "normalny" upadek, jakich wiele i lekarz postąpiłby tak samo, przyznałbym, że było to nie fair. Ale to był jeden z poważniej wyglądających dzwonów jakie widzieliśmy w tym roku. Jak miał zachować się lekarz, który niekoniecznie musi być znać się na żużlu i może takiej kraksy w życiu nie widział? Nie wydaje mi się, że nasz prezes mógłby wpłynąć na decyzje tego lekarza. Ciekawe, czy w obozie gości znalazłby się chętny do podpisania zgody na dalsze starty i wzięcia odpowiedzialności za zdrowie Tobiasa Buscha. Dziwi mnie to tym bardziej, że Ireneusz Kwieciński i krośnieński zarząd są w tym sporcie od kilku ładnych lat i na pewno nieraz lekarze podejmowali takie decyzje przy lżejszych upadkach.
Upadek Buscha wyglądał aż tak groźnie? Przecież sam jesteś znany z tego, że byle wypadek Cię nie złamie.
- Jestem zawodnikiem i z takimi upadkami mam do czynienia na co dzień. Oczywiście, jak ruszam kończynami, to mówię ze jest ok, a niekoniecznie tak jest.
Badania w szpitalu nie wykazały kontuzji u zawodnika KSM-u. Czy to nie świadczy o tym, że nic specjalnego mu się nie stało? A może to kibicom wydaje się, że jak zawodnik nic sobie nie złamał, to nic mu nie jest?
- Spytaj go, jak się dziś czuje i czy na pewno wszystko pamięta. Akurat złamania nie są najgroźniejsze, bo ich objawy są widoczne.
Ireneusz Kwieciński nie tylko mówi, że Tobias był zdrowy, ale też, że został niewłaściwie przebadany, a właściwie wcale nie został. "Afera" wynikła właściwie właśnie z tego powodu. Jak to skomentujesz?
- Prawdopodobnie lekarz, gdy zobaczył upadek, nie zastanawiał się, czy zawodnik da radę jeździć, tylko czy w ogóle jest cały. Przypuszczam, że Busch oczywiście tłumaczył, że jest zdrowy, ale decyzja już zapadła.
Chyba nie zaprzeczysz, że w polskich ligach lekarz zawodów często jest lekarzem "klubowym"? Jest na to recepta oprócz wożenia ze sobą personelu medycznego?
- Gdyby z drużyną był "żużlowy" lekarz z Krosna, pewnie dopuściłby Tobiasa Buscha do zawodów, biorąc odpowiedzialność na siebie. Z tego co słyszałem, w Krakowie nie mamy takich lekarzy, po prostu przyjeżdżają wraz z karetką.
Wracając do meczu, po przerwie byliście inną drużyną - niezależnie od tego, że u gości nie było jednego zawodnika. Co takiego może zrobić zespół w 20-30 minut w parku maszyn, że deklasuje przeciwników, którzy wcześniej prowadzili?
- Na początku mieliśmy problem z dopasowaniem motocykli. Z powodu deszczu nie było możliwości normalnego trenowania. Dodatkowo sędzia nakazał ubijanie toru, opóźnienie rozpoczęcia zawodów też sprawiło, że stał się trochę inny niż się spodziewaliśmy. Do tego dochodzi upadek Pawła Staszka i dlatego tak to wyglądało na początku.
Jak oceniasz zawody ligowe w Krakowie? W porównaniu do poziomu żużla sprzed lat w tym mieście, chyba można powiedzieć o postępach?
- Na pewno zawody mogły się podobać. Szkoda, że całokształt popsuło spóźnienie karetki, upadek Buscha i nieprzemyślane komentarze. Mamy fajną ekipę, dużo kibiców. Jestem zaskoczony na plus.
Kennetha Hansena poniosły po meczu nerwy, gdy podjechał do kibiców KSM-u. Staniesz po jego stronie, czy jesteś zdania, że zawodnik powinien być opanowany w każdej sytuacji?
- Nie wiem, dlaczego tak się zachował. Zasada jest taka, że nie wolno nam okazywać złych uczuć wobec kibiców. Trzeba ugryźć się w język, powstrzymać gesty. Ale my też jesteśmy tylko ludźmi, a w emocjach wszystko może się zdarzyć. Kenneth przyznał się do błędu i przeprosił. Z kibicami bywa różnie.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!