Maciej Kmiecik: Co czuje kapitan zwycięskiej reprezentacji w DPŚ?
Jarosław Hampel: Na pewno radość i dumę z tego, że udało się odmłodzonej reprezentacji Polski sięgnąć po złoty medal i odzyskać Puchar Świata. Wcale nie było łatwo wygrać ten finał. Wbrew przewidywaniom nie tylko Polska i Dania rywalizowały o złoto. Do walki o najwyższe laury włączyli się także niespodziewanie Australijczycy, którzy pojechali świetne zawody.
Co było kluczem do sukcesu?
- Brawa należą się wszystkim, bo byliśmy naprawdę drużyną z prawdziwego zdarzenia. Nie tylko na torze, ale przez ten cały czas, który ze sobą spędziliśmy przy okazji Drużynowego Pucharu Świata, panowała w naszym gronie wyśmienita atmosfera. Wszyscy mamy ze sobą dobry kontakt, więc to też budowało nas do tego, żeby razem współpracować.
Każdy z reprezentantów dorzucił do dorobku drużyny bezcenne punkty...
- Każdy się starał. Nie było tak, że ktoś nie rady, że nie pojedzie na poziomie. Nawet, kiedy przegrywaliśmy poszczególne biegi, walczyliśmy z całych sił. To pokazało, że mamy ambicje i chcemy wygrywać.
Zdradź kulisy tego 16 wyścigu i jokera. Naprawdę dowiedziałeś się tuż przed startem, że jedziesz jako joker?
- Trener podszedł do mnie przed wyścigiem 16 i powiedział - jedziesz teraz jako joker. Nawet ze mną nie dyskutował. Nie było czasu na myślenie. Usłyszałem: joker i to było wszystko. Może trener zrobił to specjalnie w ostatniej chwili, by wcześniej nie stresować mnie tym faktem. Marek Cieślak ma coś w sobie. Potrafi zmobilizować słowem, spojrzeniem, gestem. Kiedy dowiedziałem się, że jadę jako joker, wiedziałem, że nie mogę tego przegrać. Czułem, że muszę dać radę.
Inne decyzje trenera Cieślaka też były trafione. Duńczycy chcieli rozstrzygnąć losy tytułu w wyścigach 17-19 i wystawili teoretycznie najsłabszego Michaela Jepsena Jensena na 20 bieg, a Marek Cieślak Ciebie jako kapitana zostawił na decydującą batalię...
- Rzeczywiście, wszystkie decyzje Marka Cieślaka związane z DPŚ wyszły na jego korzyść. Mogło się to komuś podobać lub nie, ale wyszło na to, że trener miał rację. Nie bez kozery Marka Cieślaka uważa się za jednego z najlepszych na świecie taktyków.
Powiedz jeszcze coś o torze. W barażu było trochę ścigania, a w finale znów jazda gęsiego. Mówiłeś, że na Markecie za każdym razem jest inaczej. W finale też było?
- Było kompletnie inny niż chociażby na Grand Prix. Na początku zawodów był twardy i śliski. Można było jechać praktycznie tylko krawężnikiem. Trochę szerzej dało się jechać w połowie turnieju. Był zupełnie inaczej przygotowany, ale udało się tym razem go dobrze odczytać.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Przejąłeś funkcję kapitana po Tomaszu Gollobie. Tym świetnym występem udowodniłeś także sam sobie, że możesz być liderem reprezentacji?
- Tak starałem się jechać, by jako kapitan pociągnąć drużynę. Na wynik pracowaliśmy wszyscy. Bardzo cieszę się, że Maciej Janowski i Patryk Dudek, a także Krzysiek Kasprzak, który w ostatnim wyścigu miał bardzo złe pole startowe, a pojechał dobrze, wszyscy sprostaliśmy wyzwaniu. Wiedziałem, że muszę jechać na poziomie. Zdawałem sobie sprawę, że ode mnie wymagać się będzie więcej jako od lidera kadry. Trudny wyścig z jokerem - poradziłem sobie. W ostatnim decydującym biegu też sprostałem zadaniu. Nie była to dla mnie nowość, bo wcześniej też musiałem radzić sobie w podobnych sytuacja. Udowodniłem, że potrafię wygrywać ważne wyścigi.
W drugiej serii startów przyjechałeś do mety ostatni. To efekt złego pola startowego, bo jechałeś wówczas spod bandy?
- To czwarte miejsce wzięło się przede wszystkim z problemów z motocyklem. Musiałem zmienić ten motocykl, bo najwyraźniej coś złego w nim się wydarzyło. Nie miałem kompletnie mocy, stąd też szybka decyzja o zmianie motoru. Było to trafne posunięcie, bo drugi motocykl był odpowiednio dostrojony.
Wygraliście i wszyscy się w Pradze cieszymy, ale przyznaj szczerze, czy drugie miejsce byłoby porażką?
- I tak, i nie. Podeszliśmy do tych zawodów bardzo ambitnie. Chcieliśmy odzyskać tytuł stracony w zeszłym roku między innymi na skutek kontuzji. Czuliśmy, że cała nasza czwórka jest w dobrej formie, że jesteśmy w stanie pokonać Duńczyków. Jesteśmy jednak sportowcami i mamy do wszelkich spekulacji o faworytach spory dystans. Wiemy, że to jest tylko sport i wszystko się może wydarzyć. Dowodem na to są Australijczycy. Nikt o nich nie mówił przed finałem jako kandydacie do złota. Wszyscy wymieniali tylko Polaków i Duńczyków. Australijczycy pojechali naprawdę świetne zawody. Walczyli na równie z nami i Duńczykami. Tym bardziej cieszymy się z tego triumfu, bo był to dla nas taki turniej prawdy, jak sobie poradzimy w nowej rzeczywistości. Zarówno dla Maćka Janowskiego, a przede wszystkim Patryka Dudka były to bardzo ciężkie zawody. Sam wiem, jak się jedzie w debiucie w zawodach tej rangi. Nie jest to taka prosta sprawa. Patryk co prawda zanotował jedną wpadkę, ale przez całe zawody walczył, jechał równo i nie gubił się w tym wszystkim. Chwała mu za to, że tak udanie zadebiutował w imprezie tej rangi.
Polsce ale i zagranica, o czym swiadcza jego sukcesy. Mam nadzieje Czytaj całość