Rafał Okoniewski: Jakbym jeździł na swoich silnikach, to by była katastrofa

Kapitan PGE Marmy Rzeszów w rozmowie z naszym portalem przyznaje, że nie jeździ obecnie na swoich jednostkach napędowych. A wpływ na jego słabszą dyspozycję miały problemy sprzętowe.

Rafał Okoniewski to niewątpliwie ulubieniec rzeszowskiej publiczności. Wychowanek Polonii Piła reprezentuje barwy Żurawi nieprzerwanie od sezonu 2010. Po niedzielnym spotkaniu przeciwko Lechmie Start Gniezno, pomimo przyzwoitego występu, nie był w entuzjastycznym nastroju. - W moim przypadku problemem nie jest dopasowanie do toru. Jeździłem na całkiem innym sprzęcie, który nie należy do mnie. Było całkiem nieźle, ale jakbym wziął swoje silniki, to by była katastrofa. Cały czas robimy, co możemy, zmieniamy te jednostki, ale najwyraźniej w którymś momencie się pogubiliśmy - tłumaczy "Okoń".

Żużlowiec PGE Marmy Rzeszów na co dzień mieszka na drugim końcu Polski. Wielu zawodników narzeka na długie i żmudne dojazdy na Podkarpacie. Okoniewskiemu nie sprawia to jednak żadnych kłopotów. - Nie przeszkadzają mi dojazdy do Rzeszowa. Jeżdżę już tu czwarty sezon i przyzwyczaiłem się, że muszę wracać do domu osiem godzin, ale to nie jest żaden problem. Szkoda tylko, że jesteśmy w tym miejscu, gdzie jesteśmy i ewentualny awans do play-offów będzie piekielnie trudny do wykonania, a to oznacza szybszy koniec sezonu - twierdzi kapitan PGE Marmy Rzeszów.

Przed Żurawiami mecz pod Jasną Górą z tamtejszym Dospel Włókniarzem. Tylko ewentualne zwycięstwo podtrzyma matematyczne szanse rzeszowian na awans do fazy play-off. A z jakimi nastrojami do Częstochowy zawita sam zawodnik? - Pamiętam, jak przed dwoma laty jeździliśmy w Częstochowie, a ja miałem kontuzję, która naprawdę bolała. Wtedy robiłem punkty, a teraz jestem zdrowy i jakoś nie idzie. Dobrze, że przynajmniej teraz udało się lepiej pojechać. Najważniejsze, aby za tydzień spasować się sprzętowo i wtedy wszystko będzie dobrze - zakończył 33-latek.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: