Prezes rybnickiego klubu Krzysztof Mrozek jeszcze przed rozpoczęciem sezonu mówił o celach na ten rok. Był nimi awans do I ligi. Jak się okazuje, jeźdźcy z Górnego Śląska radzą sobie świetnie. ŻKS ROW Rybnik przed rozpoczęciem batalii o awans zajmuje pierwsze miejsce w tabeli i z całą pewnością chce je utrzymać. - Przed nami runda finałowa. Jeśli chodzi o Rybnik, to trzeba wszystko, co możliwe do wygrania wygrać. Każdego przeciwnika szanujemy - powiedział sternik ŻKS ROW.
Ostatnia kolejka rundy zasadniczej z udziałem rybniczan z całą pewnością przejdzie do historii. Jubileuszowe, bo dwudzieste starcie drużyn z Rybnika i Krosna zakończyło się niespodziewanym wynikiem 66:17 dla gospodarzy z Gliwickiej 72. Przyjezdni zrezygnowali z kontynuowania jazdy po ósmej gonitwie. Tłumaczyli się złym, a zarazem niebezpiecznym stanem torem.
W mediach pojawiło się wiele spekulacji na temat tego spotkania. Z kontrowersyjnymi wypowiedziami prezesa KSM nie zgadzał się Krzysztof Mrozek. Zdanie włodarza podzielali miejscowi zawodnicy, którzy nie narzekali na stan toru. Przypomnijmy, że były to pierwsze zawody rozegrane na stadionie MOSiR po przebudowie toru.
Prezes ŻKS ROW otwarcie powiedział, iż decyzja i zarzuty Wilków to antyreklama żużla w Polsce. On sam i jego drużyna nie zamierzają podobnie postąpić w rundzie finałowej, gdziekolwiek będą. Dla rybnickiej ekipy liczy się walka, równa dla wszystkich. A tak zdaniem Mrozka było 4 sierpnia.
- Do każdego pojedziemy i nigdzie nie będziemy płakać, że tor jest za twardy, za miękki. Absolutnie. Pojedziemy do Krosna, Krakowa, Opola, gdzie nigdy na nic nie narzekaliśmy i nie będziemy tego robić. Nowa jakość i nowe zasady, trzeba jechać w każdych warunkach. I tak będziemy ludzi uczyć żużla w Rybniku. I tak to ma funkcjonować - powiedział Krzysztof Mrozek.
W najbliższą niedzielę rybniczanie podejmą Kolejarza Opole. Ostatnie spotkanie tych drużyn również wiązało się z kontrowersjami. W 14. biegu Lewis Bridger wyjechał na tor w złym kolorze kasku. W rezultacie został wykluczony za przekroczenie czasu dwóch minut. Kilka sekund później zdefektował motocykl Vaclava Milika. Sędzia zawodów wbrew regulaminowi ponownie uruchomił bursztynowe światło, pozwalając Czechowi na zmianę maszyny.
Opolanie ostatecznie złożyli protest, domagając się weryfikacji wyniku. Ich wniosek został jednak oddalony, jako że działacze Kolejarza zareagowali zbyt późno.
- Były niedopatrzenia w Opolu związane z naszą pomyłką i ja się do tego przyznałem, nie owijałem w bawełnę. A jak ja usłyszałem, że nasi przyjaciele z Opola protestują, to nie wiem jakby to skomentować. Nie wiem w zasadzie na co. Może my też powinniśmy protestować, bo nie było wody dla zawodników. Możemy się czepiać takich głupot, ale nie o to chodzi - komentuje Mrozek.
[url=https://www.facebook.com/kzkolejarz][b]Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
[/b]
[/url]