Do napisania tego felietonu zainspirowały mnie dwa zdarzenia - pierwsze z finału Srebrnego Kasku w Rawiczu, kiedy to doszło chyba do bezprecedensowej sytuacji, że w zawodach mistrzowskich, które kiedyś były prestiżowe, jeden z wyścigów nie odbył się, bo... wszyscy jego uczestnicy wycofali się z udziału w zawodach. Absurd, pokazujący, że imprezy, które jeszcze kiedyś cieszyły się uznaniem, teraz traktowane są po macoszemu.
Druga sprawa to środowe eliminacje Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Niezbyt odległe są czasy, kiedy zawody te były naprawdę prestiżowe, a medal wywalczony w finale był dla młodych żużlowców nie tylko radością, ale i przepustką do dużej kariery. Dziś już tak nie jest. Ewentualny medal jest którymś z kolei do kolekcji, pucharek powędruje na półkę i pewnie szybko się zakurzy. Prestiżu z tych zawodów wielkiego nie ma, pieniędzy pewnie też, a zainteresowanie kibiców jest prawie zerowe, o czym świadczy liczba widzów, oglądających poszczególne eliminacje.
Półfinał MMPPK w Pile - tylko 6 ekip wystawia pełne składy z rezerwowymi. Jedna para jest... jednoosobowa. W Grudziądzu podobnie - trzech w komplecie, w tym dwóch zdecydowanie odstających od reszty stawki, a jeden klub wystawił jednego zawodnika, który zanotował taśmę i defekt. W Krośnie jeszcze ciekawiej, a w zasadzie szybciej. Zawody trwały 52 minuty. Wspaniale - kibic się nie nudził. Ekspresowość tej eliminacji polegała na tym, że odjechano zawody parowe z udziałem 5 ekip, składające się 10 wyścigów.
O tym, że szkolenie w klubach traktowane jest po macoszemu wiemy nie od dzisiaj. Owszem, jest kilka ośrodków w Polsce, które w każdym sezonie wydają kilku wychowanków. Takich pozytywów jest coraz mniej. Żużlowcem zostaje albo syn byłego zawodnika, albo młodzian, który przychodzi do klubu z "bogatym wujkiem", czyli własnym sprzętem, najlepiej najwyższej klasy.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
O ile w klubach Enea Ekstraligi są jeszcze dobrzy juniorzy, o tyle w obu niższych ligach jest z tym dramat. Nie licząc Krystiana Pieszczka w Renault Zdunek Wybrzeżu Gdańsk, w wielu innych klubów brakuje dobrych wychowanków. Większość posiłkuje się wypożyczeniami "drugiego sortu" juniorów z ekstraligi bądź namiętnie korzysta z instytucji gościa. Później mamy efekty, że w finale Srebrnego Kasku jest problem z odjechaniem pełnych 20 wyścigów, a MMPPK są złem koniecznym dla większości polskich klubów.
Niby z polskimi juniorami nie jest tak źle. W tym sezonie wypalił Paweł Przedpełski. Młody torunianin reprezentuje jednak barwy klubu, który dba o szkolenie adeptów. Historię Pawła większość pewnie zna i wiemy, że żużlowcem został on trochę przypadkowo. Jego świetne wyniki są rezultatem sporego talentu i dobrej ręki trenerskiej. O oby tylko dalej tak świetnie się rozwijał i by spełniły się słowa Jana Ząbika, że ma on "papiery" na mistrza świata. Miejmy nadzieję, że nie tylko juniorów, ale i seniorów.
Może ktoś powiedzieć, że czepiam się szkolenia adeptów. Przecież Polacy nadal mają sukcesy. W cuglach wygrali Drużynowe Mistrzostwo Europy Juniorów. Trzech naszych reprezentantów przewodzi w klasyfikacji Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów i jest niemalże pewne, że jeden z Polaków zostanie czempionem U-21. To także biało-czerwoni będą faworytami DMŚJ w Pardubicach.
Owszem, to wszystko cieszy. Mamy świetnych juniorów, ale czy ich sukcesy są wynikiem jakiegoś systemowego szkolenia? Finał IMEJ w Guestrow nie przyniósł Polsce medalu. Na podium stanął Francuz i Łotysz. Kraje jeszcze niedawno uchodzące za bardzo egzotyczne w światowym żużlu powoli dochodzą do głosu. I dobrze, bo dyscyplina sportu zawężona do 5-6 państw, to żadna dyscyplina sportu.
Niech jednak brak medalu w rywalizacji indywidualnej IMEJ będzie sygnałem, że może coś jest nie tak z tym naszym żużlowym narybkiem. I nie tłumaczmy się tym, że w Niemczech nie pojechał Piotr Pawlicki, który pewnie miałby szansę na złoty medal, a w tym samym czasie ścigał się o awans do SGP. Niech nawet oczu nam nie zamydli fakt, kiedy podium IMŚJ będzie całe w biało-czerwonych barwach. Zwrócenie uwagi na problem szkolenia adeptów żużlowych w Polsce ma wymiar przyszłościowy. To, że w tym sezonie i może jeszcze w następnym jesteśmy potęgą, nie może uśpić naszej czujności. Za kilka lat wcale nie musi być tak kolorowo. Warto jednak o tym pomyśleć już teraz.
A co Wy myślicie o szkoleniu żużlowych adeptów w Polsce? Jak traktują je kluby w Polsce? Czy sukcesy polskiej młodzieży są efektem systemu szkolenia czy też może jakieś inne czynniki mają na to wpływ. Dlaczego tak niewielu polskich juniorów święci sukcesy w seniorskim żużlu? Czy obowiązkowy start dwóch krajowych juniorów wpływa na rozwój szkolenia w klubach? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.