Marek Jankowski dla SportoweFakty.pl: Strach było oglądać kolejne gonitwy

Aby dostać się do finału EE drużyna Slemet Falubazu będzie musiała w niedzielę odrobić czteropunktową stratę z Tarnowa. Według prezesa Marka Jankowskiego może to nie być wbrew pozorom łatwe zadanie.

Jeszcze przed rozegraniem pierwszej batalii plany przyjezdnych były bardzo odważne. Zakładały one nawet minimalne zwycięstwo. - Liczyłem szczerze mówiąc, że na tym niewątpliwie trudnym terenie, z dobrą tarnowską drużyną będzie 47:43, ale w drugą stronę, że uda nam się tymi czterema punktami wygrać - oznajmił w rozmowie ze SportoweFakty.pl Jankowski.

- I trzeba oddać, że to Tarnów jest bliżej finału, a nie Stelmet Falubaz Zielona Góra. Ale my postaramy się te oczka odrobić w niedzielę na swoim domowym torze - dodał z optymizmem.

Goście przybywali do Tarnowa z duszą na ramieniu, bo w rundzie zasadniczej w Jaskółczym Gnieździe team spod znaku Myszki Miki poległ aż 32:58. Od czerwca podopieczni Rafała Dobruckiego przeszli więc dużą metamorfozę. - Pojechał na dobrym poziomie nie tylko Patryk Dudek, ale też Jarosław Hampel. W drugiej fazie zawodów odnalazł się Andreas Jonsson, którego nie było w pierwszym meczu ze względu na kontuzję. Ale tak obiektywnie, to drużyna gospodarzy była lepsza, druga linia solidniej punktowała. W ekipie Jaskółek mnóstwo równej jazdy, a u nas dziury. Krzysztof Jabłoński miewał lepsze zawody, Jonasa Davidssona każdy widział. Z kolei myślę, że Kamil Adamczewski zrobił to co od niego oczekiwaliśmy. Nie ma też co gadać, bo jeśli można być zadowolonym z porażki to tak jest. Cieszymy się z tego rezultatu patrząc na to co działo się około jedenastego wyścigu, kiedy mieliśmy dwanaście punktów "w plecy" i wszystkie "taktyki" wykorzystane. Raczej strach było oglądać kolejne gonitwy - opisywał.

Prezes Marek Jankowski był bardzo zadowolony, że względem pierwszego meczu w Tarnowie zdecydowanie poprawił się lider Jarosław Hampel
Prezes Marek Jankowski był bardzo zadowolony, że względem pierwszego meczu w Tarnowie zdecydowanie poprawił się lider Jarosław Hampel

Jeźdźcom z grodu Bachusa towarzyszyło też sporo szczęścia. Bardzo szybki był zwłaszcza Janusz Kołodziej, który pogubił punkty w wyniku dwóch dotknięć taśmy. - Trzy trójki i dwie taśmy, aż wygląda to podejrzanie (śmiech). Janusz jeździ u siebie świetnie i zna ten tor jak nikt inny. Pokazał to w niedzielę, że był nie do dogonienia. Ale ewidentnie widać, było, że nerwy pojawiały się również po stronie tarnowskiej. To nie były przypadkowe taśmy. W jednym z wyścigów kiedy jechała para Protasiewicz - Jabłoński mogło być 4:2 lub 5:1, ale wmieszał się w to wszystko Kołodziej i został podcięty. Niestety na pierwszym łuku PePe wpadł w koleinę. Wydaje mi się, że to mogły być punkty, które Janusz by stracił. Ale później w następstwie tej kolizji wynikła taśma i Janusza na torze już w tym biegu nie oglądaliśmy. Co by nie dyskutować końcowe rozstrzygnięcie możemy trochę zawdzięczać splotowi korzystnych okoliczności - stwierdził.

Sternik czwartego zespołu poprzednich rozgrywek starał się odcinać od ferowania jednoznacznych wyroków względem wspomnianego już wyścigu numer sześć, w którym doszło do kolizji Protasiewicza z Kołodziejem. Według arbitra winnym zajścia był jeździec Stelmet Falubazu. - Sędzia mógł tam podjąć dowolną decyzję i trudno go winić, że wykluczył akurat Piotrka. Tam była dziura i jemu ten motocykl podskoczył. Tyle co widziałem w telewizji. Gdy usiądziemy na spokojnie i obejrzymy powtórki będziemy mądrzejsi. Żalu nie można mieć zarówno do arbitra jak i Protasiewicza, bo najechał tą koleinę i podjechał Januszowi trochę za mocno. To jest sport, to jest żużel. Na pewno mamy tutaj do czynienia z nieporównywalną historią do tej jaka wydarzyła się w pierwszym półfinale w Toruniu. Te "nasze" zawody były dużo bardziej fair i jeźdźcy zarówno jednej jak i drugiej ekipy szanowali swoje zdrowie i myślę, że to także jest niezwykle istotne - zakomunikował.

Co drużyna z województwa lubuskiego musi poprawić przed rewanżem, aby spokojnie wjechać do potyczki finałowej? - To już pytanie do sztabu szkoleniowego, czyli Rafała Dobruckiego i Jacka Frątczaka. Ja mogę tyko powiedzieć, że na pewno nie podejdziemy do rewanżu na luzie. Nie ma co kryć jakieś obawy są ponieważ różne rzeczy mogą się zdarzyć. Trzeba przypomnieć, że na tą chwilę to Unia Tarnów jest finale Enea Ekstraligi. Równie dobrze jednak możemy całą stratą z Tarnowa odrobić już w pierwszej odsłonie dnia, czego sobie jak i naszym kibicom bardzo życzę - zakończył.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: