Przed rewanżowym pojedynkiem w Częstochowie w korzystniejszej sytuacji są torunianie, którzy w pierwszym meczu rozegranym na MotoArenie triumfowali 49:41. Anioły są dzięki temu bliżej awansu do finału.
W niedzielę oba zespoły zastosują zastępstwo zawodnika. Torunianom nie powiódł się manewr z Ryanem Sullivanem i w rewanżu Sławomir Kryjom będzie mógł korzystać z zastępstwa za kontuzjowanego Chrisa Holdera. W szeregach gospodarzy zabraknie natomiast Emila Sajfutdinowa, choć losy jego ewentualnego występu ważyły się bardzo długo.
- Długo się zastanawialiśmy, co zrobić i odbyliśmy szereg rozmów z Tomkiem Suskiewiczem. To jest tak naprawdę sportowy dramat Emila. Chciał zdobyć tytuł Indywidualnego Mistrza Świata i miał na to realne szanse. Traci tylko trzy punkty do Taia Woffindena, a miałby jeszcze przed sobą turnieje w Krsko, czy Toruniu, a tamtejsze tory pasują Emilowi. Myślę więc, że to strata jak najbardziej do odrobienia. Ucieka mu także walka o Mistrzostwo Europy. Zastępstwo zawodnika jest najlepszym rozwiązaniem, bo brakuje nam zawodnika, który byłby gwarantem sporej liczby punktów. Mamy Mirka Jabłońskiego, który jest bardzo walecznym zawodnikiem, ale brakuje mu rytmu meczowego. Gdybyśmy na takim poziomie postawili przed nim poprzeczkę zdobycia 10 punktów, to byłoby to szaleństwo z naszej strony. Nie ma zatem Emila z nami, ale jest ZZ. Trzeba zrobić wszystko, aby zawodnicy godnie go zastąpili. Trzeba zdobyć po prostu 49 punktów. To wydaje się proste, ale tylko w teorii, patrząc na klasę przeciwnika - podkreśla w rozmowie ze SportoweFakty.pl, Łukasz Kowalski, wiceprezes częstochowskiego klubu.
Lwy nie podłamały się w Toruniu kontuzją Sajfutdinowa i zażarcie walczyły o jak najlepszy wynik w perspektywie rewanżu na własnym torze. W końcowym rozrachunku częstochowianie tracą do rywala osiem oczek, a działacze nie ukrywają, że są zadowoleni z takiego rozstrzygnięcia, choć niczym mantrę powtarzają, że to Unibax jest na razie "jedną nogą" w finale. - Torunianie mają pewien bufor bezpieczeństwa. To oni przyjeżdżają do nas z ośmiopunktową zaliczką. Dwa zwycięstwa 5:1 pozwolą nam zrównać się z rywalem. Torunianie są póki co w lepszej sytuacji. Niemniej patrząc z perspektywy całego spotkania, to jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągniętego wyniku, bo w pewnym momencie przegrywaliśmy już czternastoma punktami. Gdybyśmy mieli świadomość czternastopunktowej straty, to bylibyśmy w piekielnie trudnym położeniu - zauważa Kowalski.
O okolicznościach, w jakich kontuzji nabawił się Emil Sajfutdinow, a także bardzo kontrowersyjnych decyzjach sędziego w ciągu ostatnich dni powiedziano i napisano bardzo wiele. Wiceprezes Dospelu Włókniarza życzy sobie, aby w rewanżu zwyciężyła przede wszystkim sportowa i zdrowa rywalizacja, a napięta sytuacja i presja nie przerodziła się w niebezpieczne sytuacje na torze.
- Nie chcemy zaogniać sytuacji. Wiemy, że kibice mogą czuć się sfrustrowani decyzją sędziego, ale my ze względu na funkcje, którą sprawujemy, nie możemy pozwolić sobie na publiczne kreowanie swoich opinii w mediach. Nie chcę się wypowiadać tak naprawdę na temat tego wszystkiego, co wydarzyło się w Toruniu. Mogę opierać się tylko na obrazie, który widziałem z perspektywy parku maszyn, a stamtąd wyglądało to tak, że Adrian Miedziński pojechał trochę za ostro, nie zostawiając miejsca Emilowi i powinien zostać wykluczony. W tygodniu można było czytać wypowiedzi m.in. Jarosława Hampela, który ma kompletnie inne zdanie, ale myślę, że nie w tym rzecz i nie tędy droga. Mecz w Toruniu, to już historia. Uważam, że w rewanżu nie będzie na torze ekscesów i brutalności. Nikt nie będzie się na nikim mścił. Zawodnicy, to profesjonaliści i wiedzą o co jadą. Stawka spotkania będzie ich tylko motywować. Każdy ma swój rozum i zdrowy rozsądek. Najważniejsze jest dobro drużyny, a pragnę wyraźnie podkreślić, że na tym meczu świat się nie kończy. Mamy w perspektywie kolejne mecze w tym sezonie i następne sezony - poucza Łukasz Kowalski.
- Oczywiście, chcemy wygrać to spotkanie i skrupulatnie się do tego przygotowujemy. Sztab szkoleniowy czuwa nad wszystkim, a każdy z nas ma świadomość stawki tego meczu. Zawodnicy wykazują ogromny profesjonalizm i dzwonią do nas, zapewniając, ze nie trzeba ich specjalnie motywować. Bardzo liczymy na doping naszych kibiców, którzy zawsze są ósmym, dziewiątym, czy nawet dziesiątym naszym zawodnikiem. Apelowałbym jednak o sportowy i kulturalny doping. Przy każdej możliwej okazji fani dodają nam skrzydeł i mam nadzieję, że na fali tego dopingu wjedziemy do finału - dodaje.
Niedzielny pojedynek będzie bez wątpienia wielkim żużlowym świętem w Częstochowie. Dospel Włókniarz może w tym sezonie pochwalić się największą frekwencją spośród wszystkich klubów w Enea Ekstralidze, a wejściówki na niedzielne spotkanie rozchodzą się w ekspresowym tempie, niczym świeże bułeczki.
- Częstochowa nigdy nie kombinowała z torem i tym razem będzie tak samo. Niech wszystko będzie się odbywało na zdrowych i sportowych zasadach. Zawodnicy nie odczuwają tego całego zgiełku, ale każdy ma w sobie wolę zwycięstwa. Udowodniliśmy w Toruniu, że nie jesteśmy zespołem, który składa broń. Przy czternastopunktowej stracie sygnał do walki dał Artur Czaja wraz z Grigorijem Łagutą. Potem konsekwentnie stawialiśmy na Artura i ten ratował nam skórę. Powtórzę się, że bardzo liczymy na wsparcie kibiców. Chcemy, by jak najszczelniej wypełnili stadion i nas dopingowali, szczególnie w trudnych momentach. Jeśli nawet przegramy jeden, czy dwa wyścigi, to ważne, by pamiętali o tym, że przed nami kolejne i cały mecz składa się z piętnastu. Jeżeli będą z nami, to możemy zrobić naprawdę wszystko. Liczymy na ich obecność - puentuje wiceprezes Dospelu Włókniarza Częstochowa.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Mimo to trzymam za Was kciuki! Powodzenia!