Michał Wachowski: Wiadomo już, że Unibax zakończy ten sezon z medalem. To duża ulga, że mimo problemów kadrowych i trzeciego miejsca po rundzie zasadniczej, udało się awansować do finału?
Adrian Miedziński: Na pewno tak, cieszymy się z tego, że kończymy ten sezon z medalem. Teraz czeka nas finał i zrobimy wszystko, by zakończyć go mając medal z tym lepszym kolorem. Myślę, że patrząc na ten sezon jako całokształt, ten medal nam się należy. Rzadko się zdarza taka sytuacja, by w jednym roku drużynę spotykało tyle kontuzji.
Sławomir Kryjom powiedział, że presja w finale będzie spoczywać na Falubazie. Domyślam się jednak, że Unibaksowi tak samo mocno zależy na złotym medalu. Srebro nie byłoby rozczarowaniem?
- Awansowaliśmy do tego finału i każdy w nim jedzie, żeby go wygrać. Nie po to się tu znaleźliśmy, by teraz się poddać. Mogę zapewnić, że będziemy walczyć o jak najlepszy wynik. Może presja jest większa po stronie Falubazu, bo rewanż jest w Zielonej Górze. To nasi rywale są teoretycznie faworytem, ale mam nadzieję, że zdobędziemy w pierwszym meczu taką zaliczkę, że będziemy w stanie obronić ją w Zielonej Górze. To, jakie mamy szanse na złoto, okaże się już po części w niedzielę w Toruniu.
W Częstochowie Unibax po raz pierwszy zastosował zastępstwo zawodnika za Chrisa Holdera. Dzięki temu wartość drużyny na pewno wzrosła.
- Wyszła taka, a nie inna sytuacja. Zastosowaliśmy ZZ-tke i zdobyliśmy przy jej pomocy więcej punktów niż wcześniej bez niej. Zupełnie inaczej byłoby jednak, gdyby startował Chris Holder. Nie mamy teraz zawodnika na bieg nominowany. Poza tym wiadomo, że zastępstwo zawodnika jest mocniejsze u siebie, niż na wyjeździe. Tak jak powiedziałem, postaramy się zdobyć w niedzielę, także przy pomocy ZZ-tki, jak największą zaliczkę przed rewanżem.
W rundzie zasadniczej Stelmet Falubaz zdołał wygrać w Toruniu, ale Unibax zmagał się wówczas z wieloma problemami. Nie było też możliwe zastosowanie ZZ za Chrisa Holdera.
- Dokładnie, nie ma sensu wracać do rundy zasadniczej. Pierwszy mecz wygraliśmy w Zielonej Górze, a drugi przegraliśmy u siebie. Każde spotkanie odbywa się na innym torze i rządzi się swoimi prawami. Koncentrujemy się teraz tylko na meczu w niedzielę, by pomóc kolegom i zrobić jak najlepszy wynik na torze.
Ci, którzy twierdzili, że może nie wytrzymać pan presji w Częstochowie, byli w błędzie. Zdobył pan 9 punktów i dwa bonusy, będąc tym samym najlepszym po Darcym Wardzie zawodnikiem zespołu.
- Najważniejsze jest to, że wygraliśmy dwumecz. Nie liczy się to, kto zdobył ile punktów. Darcy bardzo fajnie pociągnął ten zespół i należą mu się podziękowania, bo zrobił naprawdę świetną robotę. Nie doleciał mi jeden z silników i mój występ nie był do końca tym, co chciałem zaprezentować. Miałem dobry start, ale w polu nie byłem najszybszy. To już teraz nieistotne i reasumując całokształt, jest naprawdę okej. Daliśmy radę i awansowaliśmy do finału.
W Częstochowie oglądaliśmy chyba jedno z najlepszych spotkań tego sezonu. Domyślam się, że w czasie ostatniego wyścigu, gdy Darcy Ward spadł na trzecią pozycję, ciśnienie zawodnikom w parkingu podskoczyło. Wszystko skończyło się ostateczne happy endem.
- Dokładnie, wszystko skończyło się dobrze. Były to zawody bardzo nakręcone przez media, także emocji było naprawdę dużo, zarówno sportowych, jak i niesportowych. Najważniejsze, że rewanż skończył się cało i zdrowo dla zawodników. Po walce to my awansowaliśmy do finału.
A czy nie uważa pan, że tej walki w pierwszym półfinale było zbyt dużo? Niektórym - jak stwierdzili nasi eksperci - w czasie meczu na Motoarenie chyba zagotowały się głowy.
- Myślę, że rozkręciły to wszystko za bardzo media. Stały się rzeczy jakie się stały, ale nie tylko złe. Była po prostu walka. Po pierwszym biegu skomentowano, że jest świetnie. Potem uznano, że tej walki było niby za dużo. Nie trzymało się to wszystko całości, ale najważniejsze, że Emil (Sajfutdinow) nie doznał jakichś poważnych obrażeń. Ma jeszcze w tym roku wrócić do ścigania, czego oczywiście mu życzę. Może ja czy Grisza Łaguta jechaliśmy troszkę ostrzej, ale nie było w tym żadnej złośliwości. Nie miałem zamiaru wywrócenia przeciwnika. Takie rzeczy się zdarzają i nikt nie ma do nikogo pretensji. Nikomu nie życzę kontuzji, bo wiem, jak potem człowiek przez to cierpi.
Wspominał pan wcześniej, że ten sezon pod względem indywidualnym nie był dla pana zbyt udany. Wynikało to głównie z tego, że zmagał się pan z kontuzjami. Teraz, w kluczowej części sezonu Ekstraligi, wszystko zaczęło wracać do normy.
- Najważniejsze, że "wróciła" głowa po wypadku w Pradze. To był dla mnie największy problem, ale teraz już pod względem mentalnym i zdrowotnym wszystko jest w porządku. Minusem jest na pewno to, że w tej części sezonu nie mamy już większej ilości startów. Na pewno nie wpływa to korzystnie, ale w końcówce rozgrywek trzeba sobie z tym poradzić.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Mam nadzie Czytaj całość
z głową Miedziaka jest tak jak w wywiadzie po półfinale w Toruniu :)
w jednym wywiadzie powiedział, że nie Czytaj całość