Tai Woffinden mistrzowski tytuł zapewnił sobie już w piątym wyścigu zawodów. Po tym jak minął w nim linię mety jako pierwszy jasne stało się, że to właśnie Brytyjczyk został nowym królem speedwaya. To dla każdego żużlowca najważniejszy moment w karierze. Przez kilka minut trwała feta na cześć nowego mistrza świata. - Nie jestem w stanie dużo myśleć o tym, co się stało. Chwila, w której zapewniłem sobie mistrzostwo świata była niesamowita. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze kilka wyścigów i jechałem w nich najlepiej jak potrafię. Nie mogłem lekceważyć pozostałych zawodników - przyznał "Woffy".
23-latek zdaje sobie sprawę, że jest teraz największym ambasadorem żużla na świecie i jak sam przyznaje będzie robił wszystko, by z tej roli wywiązać się jak najlepiej. - Przez ostatnie tygodnie odbyłem wiele rozmów z mediami. To dobre zarówno dla mnie, jak i dla całego sportu żużlowego. Chcę zrobić wszystko co możliwe, aby być dobrym mistrzem świata. Jednak póki co sam chcę docenić to, co zrobiłem, a to nie jest łatwe - powiedział Woffinden.
Podczas ostatniej tegorocznej rundzie cyklu Grand Prix Brytyjczyk nadal odczuwał skutki upadku sprzed dwóch tygodni. Uszkodzeniu uległ wtedy jego obojczyk. Jak się okazuje nie był to jedyny problem zdrowotny nowego mistrza świata. - Starałem się nic nie mówić o uszkodzeniu chrząstek żebrowych. Szczerze mówiąc to był bardziej bolesny uraz niż w przypadku obojczyka. Chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali: rodzinie, przyjaciołom, sponsorom, mechanikom i kibicom - mówił "Tajski".
Od początku kariery największym wsparciem dla Woffindena był jego ojciec - Rob Woffinden, który zmarł w 2010 roku. Po zdobyciu złotego medalu "Woffy" właśnie jemu zadedykował ten sukces. - To był dla mnie wyjątkowy moment, kiedy na podium stałem razem z dziewczyną i mamą. Oczywiście jestem pewien, że mój ojciec patrzył na mnie z nieba, kiedy podnosiłem mistrzowskie trofeum - stwierdził mistrz świata.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!