- Nie mnie oceniać, czy te kary są adekwatne. Zapewniam jednak, że nie czuję z tego powodu żadnej satysfakcji. Nadal uważam, że byłoby dużo lepiej, gdybyśmy rozegrali to spotkanie w normalnych warunkach i rozstrzygnęli kwestie mistrzostwa w sportowej walce. Co do samego wymiaru kary, to spodziewaliśmy się sporej liczby punktów ujemnych z możliwością, że w drugiej instancji będzie ich nieco mniej. Finansowo kara jest dotkliwa dla właściciela klubu, ale nas do końca nie satysfakcjonuje. Domagaliśmy się znacznie większych kwot, o czym w transmisji telewizyjnej wspominał Robert Dowhan - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Marek Jankowski.
Zielonogórzanie części środków będą musieli domagać się najprawdopodobniej na drodze postępowania cywilnego. - Jest jedna taka umowa na ponad milion złotych ze sponsorem, który od przyszłego sezonu miał być naszym podstawowym sponsorem. W tym przypadku liczyliśmy się jednak z tym, że może nie zostać to uwzględnione i będziemy musieli dochodzić swoich spraw w drodze postępowania cywilnego. Zaskoczyła mnie kwota 574 000 złotych. Nie widziałem jeszcze uzasadnienia, ale jest to suma będąca równowartością biletów, które zostały nam zwrócone do pewnego terminu. Później ich jeszcze trochę zostało zwróconych i ta kwota w drugiej instancji może się zwiększyć o kilkanaście procent. Dochodzą też inne umowy, które również określaliśmy jako sponsorskie. Łącznie mamy więc około 800 000 złotych minus 200 000 złotych za walkower. Komisja uznała więc, że walkower jest integralną częścią odszkodowania, a nam wydawało się, że to są niezależne środki dyscyplinarne. Nie wiem, czy to wynika z przepisów w sposób literalny, ale do tego na pewno również się odniesiemy, jak otrzymamy uzasadnienie. Wartości są na pewno niższe niż poniesione straty, ale nie to jest najważniejsze. Straciliśmy, jako całe środowisko wizerunek, którego nie odzyskamy pewnie przez kilka lat. O tych wydarzeniach usłyszała cała Polska, także miasta, w których na co dzień nie ma żużla. Szkoda, że była to nie taka promocja, jakiej by sobie wszyscy życzyli - podkreśla Jankowski.
Torunianie zostali ukarani 12 punktami ujemnymi, ale Marek Jankowski uważa, że na Romana Karkosika bardziej podziała kara finansowa. Trudno powiedzieć, jaka będzie przyszłość toruńskiego klubu, jeżeli obecne sankcje zostaną utrzymane. - Uważam, że te punkty ujemne podziałają w mniejszym stopniu niż te pieniądze, które trzeba będzie wydać. Ten wyrok pokazuje, że za pieniądze można kupić takie medialne show. Kara finansowa jest wysoka, pieniądze dla Zielonej Góry wprawdzie znacznie mniejsze od tych, które oczekiwaliśmy, ale kwota i tak może robić wrażenie. To jest jednak jedyna sankcja, która spotka właściciela klubu czy Radę Nadzorczą. Te osoby oraz Prezes Zarządu cały czas mogą pełnić dowolne funkcję w polskim żużlu i za kolejne pieniądze mogą kupić następny podobny spektakl w polskim żużlu. Chyba, co jest wielce prawdopodobnym scenariuszem Pan Roman Karkosik postanowi nie płacić rachunków i zabierze zabawki do nowej piaskownicy - przekonuje Jankowski.
Surowa kara spotkała również menedżera Sławomira Kryjoma, który został zawieszony na dwa lata. Marek Jankowski uważa, że personalnie za wydarzenie w Zielonej Górze odpowiadają jednak inne osoby. - Ze Sławomira Kryjoma zrobiono kozła ofiarnego. Pytanie, czy za jego zgodą czy nie do końca. Przepisy raczej nie pozwalają na ukaranie prezesa czy członków Rady Nadzorczej. Oczekiwałbym jednak, żeby to właśnie te osoby zostały odsunięte od pełnienia funkcji w polskim żużlu. Sławomir Kryjom dobrowolnie poddał się karze i ten wyrok jako jedyny jest już prawomocny. Menedżer torunian przyjął to na klatę i w roku 2015 będzie mógł pojawić się już w parkingu. W 2016 może zdać wszystkie egzaminy i sprawować dowolne funkcje. Sławek najwyraźniej chce, żeby jako kariera była związana ze speedway`em i poprosił o wymiar kary, który nie jest jakoś szczególnie duży. Ta kara dla niego na pewno nie szokuje. Szkoda, że odpowiedzialność personalna dotyczy tylko jego osoby, bo to nie on podejmował decyzję. Owszem, mógł zostać bohaterem, sprzeciwić się i pojechać mecz. Rozmawialiśmy o tym, że oferowaliśmy mu przed meczem zatrudnienie w naszym klubie na takich samych warunkach, żeby zrekompensować mu stratę pracy. Stało się inaczej, ale na koniec szacunek, że jako jedyny uznał, iż jest winny. To pierwsza osoba z klubu z Torunia, która przestała udawać, że nic się nie stało - zakończył Jankowski.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Za błędy i złe zlecenia, które się wykonuje przychodzi czas zapłaty.