Zastanawiam się nad rezygnacją ze startów w GP - rozmowa z Emilem Sajfutdinowem

Wracający do zdrowia po ciężkiej kontuzji [tag=2728]Emil Sajfutdinow[/tag] rozważa rezygnację ze startów w cyklu Grand Prix. - Jazda w elicie sporo kosztuje, a zysków nie ma - tłumaczy reprezentant Rosji.

Zaczynając naszą rozmowę muszę zapytać o stan twojego zdrowia. Jedna z ogólnopolskich gazet podała, że możesz nie zdążyć z przygotowaniami do sezonu 2014. Ponoć nie możesz ruszać ręką i nogą...

Emil Sajfutdinow: W wypadku w Toruniu uszkodziłem ścięgna w lewym łokciu i prawym kolanie. Miałem też zwichnięty staw łokciowy. Dzięki pomocy Joonasa Kylmaekorpiego trafiłem do kliniki w Barcelonie. Tamtejsi lekarze orzekali, że do pełnej stabilizacji stawów łokciowego i kolanowego, potrzebny jest zabieg. Zdecydowałem się, aby w przyszłości nie myśleć o urazie, mieć "czystą głowę" podczas jazdy.

Rehabilitacja, którą także przechodzę w Hiszpanii, przebiega rewelacyjnie. Mogę już jeździć na rowerze. W najbliższym czasie przylatuję na kilka dni do Polski, aby spotkać się ze sponsorami. Potem udam się do Rosji na dalszą rehabilitację. Powinna ona skończyć się na początku stycznia i wtedy planuję wsiąść na motor crossowy. Do sezonu 2014 będę przygotowany na sto procent. Traktuję rehabilitację jako element treningów. W marcu mam zaplanowane próbne jazdy na żużlu we Włoszech.

Zaraz po wypadku i w trakcie rehabilitacji otrzymałeś wiele słów wsparcia od kibiców z całego świata...

- Wszystkim gorąco dziękuję! Żałuję tylko, że niektóre osoby odpowiedzialne za prowadzenie Włókniarza nie zadzwoniły, ani nie napisały do mnie SMS-a. Podobnie było z ludźmi z BSI. Oni martwią się, aby żużlowcy nie startowali w indywidualnych mistrzostwach Europy, ale zdrowie zawodników już ich nie interesuje.

Niemal równo rok temu, po raz pierwszy w karierze, podjąłeś decyzję o zmianie barw klubowych w Polsce. Mówiłeś wówczas, że potrzebujesz nowych wyzwań. Jak z perspektywy czasu oceniasz decyzję o przejściu z Polonii Bydgoszcz do Włókniarza Częstochowa?

- To była trudna decyzja, bo przez siedem lat jeździłem w Polonii i musiałem wszystko organizować na nowo. Poza tym, nie przepadałem za torem w Częstochowie. Zimą postanowiłem sobie jednak, że nauczę się tego owalu. I sztuka ta mi się udała. Poza jednym meczem, gdy miałem kłopoty sprzętowe, miałem dwucyfrową zdobycz punktową.

Decyzji o zmianie klubu nie żałuję. W Częstochowie mi się podoba, poznałem nowych ludzi, atmosfera w zespole była fajna. Do tego fantastyczni kibice, którzy licznie zasiadali na trybunach. Z Częstochowy miałem też sponsora na Grand Prix - firmę K.J.G. Company.

Szkoda tylko, że niektóre osoby, które zimą prowadziły ze mną negocjacje, nie wywiązały się potem z ustaleń. Chodzi o pieniądze, które są w żużlu bardzo ważne. Cieszę się, że tyle fanów Włókniarza chce, aby został, ale nie wiem, czy mogę zaufać niektórym ludziom (rozmowa przeprowadzona przed informacją, że Rosjanin opuści Włókniarza - dop. red.).

Zmieniłeś klub także w Szwecji. W Indianernie Kumla startowałeś jednak rzadko...

- Wiele sobie obiecywałem po tej przeprowadzce, bo lubię jeździć w Kumli. Poza tym, mam sponsora, który mieszka blisko Kumli i jemu też podobał się ten wybór. Przez cztery mecze wszystko było dobrze. Potem przestałem się rozumieć z menedżerem odnośnie moich przygotowań do meczów.

Teraz wracam do Elit Vetlandy. Kiedy startowałem tu poprzednio, zdobyliśmy złoto. Teraz skład jest inny, ale stać nas na dobre wyniki. Z menedżerem Vetlandy dobrze się rozumiem, mam tam wielu przyjaciół, kibice cieszą się, że wracam. W sezonie 2012 różnie mi się wiodło w meczach u siebie, ale teraz postanowiłem, że - podobnie jak to było z częstochowskim owalem - nauczę się toru w Vetlandzie.

- Szkoda tylko, że niektóre osoby, które zimą prowadziły ze mną  negocjacje, nie wywiązały się potem z ustaleń - mówi Emil Sajfutdinow
- Szkoda tylko, że niektóre osoby, które zimą prowadziły ze mną negocjacje, nie wywiązały się potem z ustaleń - mówi Emil Sajfutdinow

Karambol w Toruniu sprawił, że musiałeś przedwcześnie zakończyć sezon i pożegnać się z marzeniami o medalach w GP i IME.

- Początek sezonu mogę zapisać na plus, potem było gorzej. Trzeba zacząć od tego, że miałem utrudnione przygotowania do sezonu 2013. Kłopoty zdrowotne mojego taty zaczęły się już w październiku 2012 roku, gdy przyleciał na turniej GP do Torunia. Bóle głowy były tak silne, że nie zobaczył zawodów. Później rozpoczęła się walka całej rodziny o jego zdrowie. Zimą musiałem godzić wizyty w szpitalu z treningami.

Stan taty pogarszał się z dnia na dzień, a ja ciągle o tym myślałem. Dlatego nie udał mi się pierwszy turniej w Nowej Zelandii. Potem pojechałem na treningi do Włoch, ale nie byłem sobą. Wtedy podjąłem decyzję o rozpoczęciu współpracy z psychologiem. Pani Milena z Trójmiasta bardzo mi pomogła. Nie wiem, jak bez niej by się to wszystko potoczyło.

Pod koniec kwietnia z tatą było już bardzo źle i mama prosiła, abym przyleciał. Włókniarz zgodził się na absencję w meczu ligowym, za co bardzo dziękuję. Chciałem być z tatą jak najdłużej. Zbliżał się jednak turniej w Goetebrogu i postanowiłem wystartować. Odbyłem dwie sesje przez telefon z panią Mileną. Wygrałem, a tata w tym dniu zmarł...

Po pogrzebie szybko wróciłem do ścigania i kontynuowałem pracę z psychologiem. Podczas zawodów ze Stalą Gorzów złamałem kość śródstopia. Pojechałem na turniej GP do Kopenhagi, gdzie miałem kolejny wypadek. Przypadkowo wjechał we mnie Andreas Jonsson. Czułem się, jakby uderzył we mnie czołg. Mimo bólu, wystąpiłem w meczach w Gorzowie i Tarnowie. W tym ostatnim spotkaniu miałem silne zawroty głowy, prosiłem nawet trenera, aby nie wystawiał mnie do rezerwy taktycznej, bo nie mam siły.

Po meczu w Tarnowie postanowiłeś odpocząć od ścigania.

- Lekarze zalecili przerwę. Udałem się do Rosji i wsparłem mamę, która bardzo cierpiała po śmierci taty. Kiedy wróciłem do Polski, nostalgia dopadła także i mnie. Brakowało mi rozmów z tatą. Nie mogłem skupić się na sporcie, jazda na żużlu przestała mnie bawić. Spotykałem się z psychologiem, ale nic to nie dało. Do tego doszły kłopoty finansowe, potem był karambol w Toruniu. Czy kontuzja pozbawiła mnie mistrzostwa świata? Bez "czystej głowy" ciężko zdobyć tytuł, a moje myśli wciąż były czymś zajęte.

Toruńska firma One Sport Marketing, która organizuje IME, zaprosiła cię do udziału w przyszłorocznej edycji. FIM zabrania jednak łączenia startów w GP i IME. Władze światowego żużla argumentują, że w IME powinni promować się młodzi zawodnicy. Jak oceniasz tę decyzję?

- Wygrałem w tym roku w Gdańsku i Togliatti. Triumf przed swoimi kibicami dał mi więcej radości niż jakikolwiek sukces w Grand Prix. Szkoda, że tata nie mógł tego zobaczyć...

Wracając jednak do pytania, to uważam, że oba cykle mogą istnieć obok siebie. Nie widzę problemów. Indywidualne mistrzostwa Europy są transmitowane przez Eurosport, który jest szeroko dostępny w moim kraju. Speedway w Rosji boryka się z dużymi kłopotami finansowymi i transmisje telewizyjne mogą poprawić tę sytuację. Na stadiony w Rosji przychodzą tłumy kibiców. Przekonałem się o tym, gdy w minionym sezonie wystartowałem za darmo w rodzinnym Saławacie. Zrobiłem to dla taty, który przez wiele lat prowadził ten klub i wyprowadził go na prostą. Potencjał jest, ale ludzie z rodzimej federacji nie potrafią tego wykorzystać. Kłopoty finansowe mają nie tylko zespoły ligowe, ale też reprezentacja. Nie mamy takiego wsparcia w DPŚ, jak na przykład Polacy.

O powrocie do Elit Vetlandy już wspominaliśmy. Polskich kibiców najbardziej interesuje jednak, gdzie będziesz jeździł w polskiej lidze? Spekuluje się o Unibaksie Toruń i Unii Leszno...

- Nie jest tajemnicą, że Włókniarz zalega mi sporo pieniędzy. Aby żużel w Częstochowie mógł nadal istnieć i nie ucierpieli na tym kibice, doszliśmy do porozumienia odnośnie spłaty zadłużenia i przedłużyliśmy kontrakt. Jest w nim jednak zapis, że mogę odejść za 1 złoty netto. Co do pytania, to do tych klubów jest mi najbliżej. Ostateczną decyzję podejmę jednak dopiero po 17 listopada.

Na arenie międzynarodowej celem pozostaje medal indywidualnych mistrzostw świata?

- Nie wiem, czy w ogóle wystartuję w GP. Jazda w elicie sporo kosztuje, a zysków nie ma. Jestem na etapie konstruowania budżetu. Dotychczas opierał się on na lokalnych firmach z Polski, którym bardzo dziękuję. Brakuje jednak wsparcia z Rosji. Zachodni żużlowcy, po zdobyciu medalu, podpisują lukratywne kontrakty. A ja? Nie mam nawet umowy z klubem w Rosji. Wywalczyłem cztery krążki mistrzostw świata i nic. Czy kolejny medal wpłynie na poprawę mojej sytuacji w Rosji? Nie wiem. Dotychczas odzewu nie było. Poważnie zastanawiam się nad rezygnacją ze startów w Grand Prix. Do tego, aby być w czołówce potrzeba naprawdę dużych nakładów finansowych. Bez pieniędzy wyniku się nie zrobi. A mnie interesuje tylko walka o najwyższe cele, a nie jazda w środku stawki. Do tego wszystkiego doszła jeszcze polityka zakazująca startów w GP i IME. Nie rozumiem tego. Przecież te imprezy mogą obok siebie funkcjonować.

Źródło: emilracing.com

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: