Mogę polecać klub z Łodzi - rozmowa z Danielem Pytlem, zawodnikiem Wandy Instal Kraków

Po rocznej przygodzie z Orłem Łódź Daniel Pytel przenosi się do Krakowa. Pochlebnie wyraża się o swoim byłym pracodawcy. Ze startów w innym z klubów może mieć jednak negatywne wspomnienia.

Oliwer Kubus: Niedawno podpisał pan umowę z krakowską Wandą. Co miało największy wpływ na pana decyzję?

Daniel Pytel: Nasze wzajemne oczekiwania były najbliższe. Porozumieliśmy się bardzo szybko, jeśli chodzi o wszelkie wymagania. Bogaty o doświadczenia z poprzednich sezonów, postanowiłem, że lepiej startować w drugiej lidze niż w pierwszej na niesatysfakcjonujących warunkach, które nie pozwalałaby mi regularnie inwestować w sprzęt. We wcześniejszych latach podpisywałem w wyższej lidze słabe kontrakty, a nie miałem za co inwestować, przez co tworzyło się błędne koło. Wyniki do zadowalających nie należały, ale nikt nie pytał, skąd się ta słaba dyspozycja bierze. Dla zawodników jest to trochę krzywdzące. Uznałem, że w II lidze na motocyklach, które posiadam łatwiej będzie mi zdobywać punkty i taki układ będzie sprawiedliwy zarówno dla mnie, jak i dla klubu.

Po pana słowach można wywnioskować, że Wanda spełniła pańskie oczekiwania finansowe.

- Tak, aczkolwiek myślę, że kontrakt jest korzystny z perspektywy obu stron. Żadne kwoty z kosmosu nie padały, zachowywaliśmy rozsądne granice. Na razie jestem więc zadowolony, a mam nadzieję, że po sezonie będę jeszcze bardziej.

W poprzednich latach wiązał się pan z klubami w trakcie sezonu lub pod koniec okienka transferowego. Tym razem stosunkowo szybko podjął pan decyzję. Po to, by w spokoju przygotowywać się do rozgrywek?

- Oczywiście, mogłem podpisać umowę warszawską i czekać na rozwój sytuacji do pierwszych sparingów lub ligowych kolejek. Ale postanowiłem ukierunkować mój tok przygotowań pod konkretny zespół. Lubię znać swoje cele i mieć wszystko wcześniej zaplanowane. Chciałem tak ten sezon rozegrać, żeby już prędzej wiedzieć, na czym stoję i jest to dla mnie dużo bardziej komfortowe. Siedzenie i czekanie w domu na pewno nie sprzyja późniejszym wynikom, dlatego że negatywnie odbija się na psychice.

Kondycja finansowa wielu klubów II-ligowych pozostawia sporo do życzenia. Brał pan ten czynnik pod uwagę? Nie brakuje panu przykrych doświadczeń.

- Żużlowcy, których szanuję i znam osobiście wypowiadają się pozytywnie na temat klubu z Krakowa. Ale też z roku na rok te propozycje z Krakowa były lepsze. Rozmawialiśmy już w ubiegłych latach, jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie. Dopiero w tym roku udało nam się porozumieć. Jest chemia. Czuć energię fajnych, młodych ludzi, którzy chcą osiągnąć sukces. Sądzę, że w takim klubie można wiele zdziałać.

"W takim klubie można wiele zdziałać" - mówi o Wandzie Daniel Pytel
"W takim klubie można wiele zdziałać" - mówi o Wandzie Daniel Pytel

Miał pan alternatywne opcje? Inne drużyny niż Wanda wchodziły w grę?

- Tak. Negocjowałem z klubem drugoligowym, lecz warunki nie były zadowalające. Miałem też dwie oferty z drużyn z pierwszej ligi, ale nie dawały mi takiej możliwości przygotowania do sezonu, bym mógł na równi konkurować z lepszymi rywalami. Postanowiłem więc, że najlepszym wariantem będzie Wanda.

Gdyby miał pan do wyboru: otrzymać pieniądze przy kontrakcie, ale kosztem niższej stawki za punkt, czy wyższą "punktówkę", lecz bez przedsezonowego wsparcia na sprzęt, to na którą z opcji zdecydowałby się pan?

- To zależy od możliwości zawodnika. Gdybym miał szansę przygotować sprzęt i pozyskałbym na ten cel sponsorów, których niestety na dziś mi brakuje, to wybrałbym opcję bez kwoty za kontrakt, ale wyższą "punktówkę", bo wiadomo, iż jest to korzystne i oddaje realną formę zawodnika. Natomiast w mojej aktualnej sytuacji - nie posiadając sponsorów i będąc po przygodach z klubami niewypłacalnymi - bez pewnej sumy na przygotowania ciężko ruszyć. To błędne koło, ponieważ żeby jeździć skutecznie, trzeba liczyć na niezawodność i dobrą formę silników.

Ubiegłych lat nie mógł pan zaliczyć do udanych. W sezon 2012 wystartował pan z opóźnieniem, a starty w play-off uniemożliwiła poważna kontuzja nadgarstka. W tym roku również nie miał pan wielu okazji do jazdy, tracąc miejsce w składzie Orła Łódź.

- Trudno być zadowolonym z sezonu, w którym pojechałem w sześciu meczach. Nie czuję się jednak skrzywdzony. Na daną chwilę byli zawodnicy, którzy prezentowali się lepiej ode mnie. Gdy dostawałem szansę, to nie zawsze potrafiłem ją wykorzystać. Co prawda nie wypadałem najgorzej, ale z pewnością mogłem pojechać dużo lepiej. Odstawałem sprzętowo, choć dzięki rzetelności i wsparciu klubu z Łodzi, w trakcie rozgrywek zainwestowałem w sprzęt, co przełożyło się niezłą dyspozycję u końca sezonu w Szwecji i Polsce. Brakowało regularnych startów. Zajęliśmy chyba najgorszą, piątą pozycję, przez co zakończyliśmy ligowe starty już w sierpniu.

Żużlowiec, na którego trener nie stawia, często ma pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie. W pana głosie nie wyczuwam nutki żalu.

- Trzeba się czasami wykazywać empatią. Były sytuacje, kiedy na miejscu szkoleniowca postąpiłbym podobnie i też na siebie bym nie postawił. Zdarzyło się, że podszedłem do trenera i powiedziałem mu, że nie czuję, by sprzęt był na tyle spasowany, bym dołożył punkty do dorobku drużyny i lepiej będzie, jeśli ktoś inny wystartuje w moje miejsce. Uniknęliśmy niejasności. Gdybym zdobywał w każdym meczu po 12 punktów, to w ogóle nie byłoby mowy, żeby odstawić mnie od składu. Ale jeśli jechałem słabo, to dlaczego miałbym mieć pretensje do kogokolwiek.

Nowy sezon to nowe nadzieje. Wierzy pan w powrót do dyspozycji sprzed kilku lat?

- Oczywiście. Gdybym nie miało tego w perspektywie, to już bym skończył jeździć, bo starty na takim poziomie, jak w ostatnim okresie mijają się z celem. Chociaż muszę powiedzieć, że po ciężkim roku w Rybniku powoli się odbudowuję, zwłaszcza jeśli chodzi o mój park maszyn. Małymi kroczkami podążam do przodu i widzę efekty. Forma zaczyna się stabilizować i mogłem sobie pozwolić na zakup nowego sprzętu. Mam nadzieję, że ten sezon będzie dobry dla mnie i całej drużyny z Krakowa.

Starał się pan na drodze prawnej o odzyskanie zarobionych pieniędzy w Rybniku. Udało się?

- Na tę chwilę nie odzyskałem ani złotówki, ale nie chciałbym drążyć tego tematu. Wydarzyło się to dość dawno, było bardzo niemiłym przeżyciem i wolałbym do tego nie wracać.

Dla przeciwwagi pochlebne opinie zbiera Orzeł Łódź. Większość zawodników podkreśla terminową wypłacalność.

- Jeżeli miałbym komuś doradzać, to polecałbym klub z Łodzi. Nie mogłem narzekać na warunki, jakie mi tam stworzono. Wywiązano się z obietnic, dlatego trudno powiedzieć mi złe słowo o tym klubie.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: