Robert Noga - Moje Boje: Pogadajmy o szkoleniu

W latach 80-tych mieliśmy w Polsce około dwa razy więcej żużlowców niż mamy obecnie. Oczywiście inne to były czasy i inne realia, przede wszystkim nie jeździli wówczas w naszych ligach obcokrajowcy.

W tym artykule dowiesz się o:

Młodzież też znacznie chętniej garnęła się do "czarnego sportu". Opowieści dawnych zawodników o tym, że na pierwsze treningi szkółki stawiali się w gronie kilkudziesięciu innych kandydatów brzmią dziś niczym bajka z mchu i paproci. Ale faktycznie tak było. Dziś o wszystkim decyduje wszechwładny pieniądz, a prezesi klubowi często mówią wprost, że szkolenie wychowanków to niepotrzebne zawracanie głowy, bo prościej i taniej jest zakontraktować na sezon jakiegoś ułożonego już zawodnika, obojętnie z kraju czy zagranicy. Efekt jest taki, że składy drużyn zmieniają się często rokrocznie, a kibic praktycznie nie ma się z kim identyfikować. Zanikła więc jedna z podstawowych dawniej cech kibicowania - właśnie owej identyfikacji z zawodnikami, wywodzącymi się z tego samego regionu, tej samej miejscowości, tego samego podwórka.

Co ciekawe, nie wiem, czy Czytelnicy zauważyli pewną ciekawostkę, jeżeli chodzi o szkolenie. W większości dyscyplin sportu funkcjonuje to najczęściej tak, że podstawowe szkolenie przeprowadza się w małych klubach funkcjonujących gdzieś na obrzeżach wielkiego sportu. Najlepsi z tych wychowanków, często anonimowych szkoleniowców, trafiają potem do mocniejszych, ligowych zespołów, a najlepsi z najlepszych do klubów najbogatszych, najbardziej renomowanych, gdzie mają szansę stać się gwiazdami swojej dyscypliny sportu. To taka piramida, gdzie u podstaw są dziesiątki mniejszych klubów nastawionych na szkolenie, a na szczycie elita. W polskim żużlu pod tym względem jest dokładnie odwrotnie. Gdy popatrzymy gdzie szkoli się najwięcej i najefektywniej, łatwo okaże się, że są to te ośrodki, które uchodzą za najsilniejsze w kraju.

Na wychowankach klubowych w dużej mierze opiera swój ligowy skład Unia Leszno, regularnie jakiś talent pojawia się ze sporej ilości młodych zawodników w Toruniu, czy w Zielonej Górze, a Unia Tarnów mogłaby spokojnie wystawić w rozgrywkach o mistrzostwo II ligi drugi zespół, złożony w całości z własnych wychowanków w wieku juniora. Na przeciwległym biegunie jest natomiast sporo klubów, które w ogóle szkolenia nie prowadzą. Czy w którymś z klubów II ligi działają regularnie szkółki? Kto pamięta ostatniego wychowanka dla przykładu krakowskiej Wandy? Podaję przykład krakowskiego klubu, do którego zawsze czułem miętę, bo tutaj znam akurat odpowiedź. Był nim bodaj Darek Fijałkowski, który licencję zdał prawie dwadzieścia lat temu! Słyszałem niedawno wypowiedź jednego z prezesów klubowych, który wprost zadeklarował, że w jego klubie żadnego szkolenia nie będzie!

Może w takim razie warto jednak podjąć poważną dyskusje w kwestii obowiązkowych startów w ligowych zespołach juniorów-wychowanków? Oczywiście możemy podyskutować ilu i w jakim terminie wprowadzić zmianę, ale chyba warto na ten temat porozmawiać, a nie odrzucać projekt w czambuł, na zasadzie, co za głupotę znowu wymyślili? Jakiś czas temu Janusz Ślączka, gość, który wychował się na rzeszowskim torze zwierzał mi się przy okazji jakiejś potyczki jego macierzystego klubu z sąsiadami z Tarnowa, co sądzi o współczesnych meczach derbowych. Dawniej to w zespole byli sami swoi, z Rzeszowa i okolicy, jakiś jeden, góra dwóch spoza regionu, potem także z zagranicy. Ale generalnie większość kibic znał od pierwszych kółek na torze. I jak przyjeżdżała do nas Unia, to byli to chłopaki z Tarnowa i okolicy. I to były prawdziwe derby. Aż chciało się jechać.

A teraz, co z tego wszystkiego pozostało? Pamiętając tamte czasy muszę stwierdzić, że Janusz ma sto procent racji. Oczywiście kijem Wisły się nie zawróci, ale może warto spróbować coś zrobić w tej materii, bo Tomasz Gollob, czy nam się podoba, czy nie, kończy powoli karierę, a spora część naszych najlepszych ligowców to zawodnicy po albo tuż przed trzydziestką.

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: