Polacy przepłacają za prawa do Grand Prix. Głos Witkowskiego z debaty: Potrzebna jest ścisła współpraca z PZM

Zdaniem prezesa Polskiego Związku Motorowego, nasze miasta wydają zbyt duże pieniądze na prawa do organizacji rund Grand Prix. Wyjściem ma być współpraca między zainteresowanymi stronami.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Cykl Grand Prix największe emocje budzi w Polsce. Miasta i kluby walczą o możliwość zorganizowania jednej z rund. O tym, komu zostanie ona przyznana, decyduje atrakcyjność propozycji. BSI wybiera tego kandydata, który zapłaci najwięcej. - Za dużo pieniędzy wypływa z Polski na finansowanie Grand Prix - nie ma wątpliwości Andrzej Witkowski. - I to jest problem, który powstaje od wielu, wielu lat. Polski Związek Motorowy występuje z inicjatywą do miast, by prowadziły wspólną politykę, polegającą na tym, żeby nie przebijać wzajemnie swoich ofert. Niestety, w ostatnich pięciu latach miasta rywalizowały o prawa, uznając to za ważny element przy wyborach samorządowych. Dlatego zwróciłem się do prezydentów Torunia i Gorzowa, by w negocjacjach z BSI wzięli pod uwagę, jakie środki finansowe przeznaczają inne miasta, na przykład Praga czy Kopenhaga. Dokładne kwoty są owiane tajemnicą, ale mogę powiedzieć, że Czesi płacą 50 procent tego, co jedno z polskich miast. Średnio płacimy o 1/3 do 1/2 więcej niż inne kraje. Te sumy nie są konsultowane ze związkiem. Przeciwnie - unika się PZM. Prezesi walczą o względy kibiców.

Prezes PZMot-u uważa, że kłopotowi zaradzić może jedynie współpraca między stronami, co w konsekwencji ma doprowadzić do znacznego obniżenia stawek. - Wiadomo, że jeśli trzy miasta starają się o jedną rundę, to Anglicy wybiorą propozycję najlepszą finansowo - mówi Witkowski. - Dlatego często apeluję do władz - są określone kwoty, których nie można przekraczyć. W ubiegłym roku Falubaz Zielona Góra chciał zorganizować Drużynowy Puchar Świata. Powiedziałem jego działaczom, jakie pieniądze powinni przeznaczyć i oni tę ofertę zaakceptowali. Częstochowa te stawki przebiła i dziś okazuje się, że boryka się z problemami finansowymi i nie może uzyskać licencji, ponieważ poniosła zbyt duże straty z tytułu organizacji. Ale nie chciała posłuchać PZM, że impreza nie jest warta tak wysokich nakładów. Jeszcze raz powtórzę: potrzebujemy ścisłej współpracy między miastami i klubami a Polskim Związkiem Motorowym. Wtedy również otrzymamy zawody, ale za mniejsze pieniądze. Głównym sponsorem polskiego żużla są samorządy i kibice. I w Gorzowie, i w Toruniu, i w Bydgoszczy pieniądze dają władze miejskie. To one powinny mieć decydujący głos w sprawie organizacji imprez, a nie prezesi.
Andrzej Witkowski odpowiadał w czwartek na pytania Tomasza Lisa Andrzej Witkowski odpowiadał w czwartek na pytania Tomasza Lisa
Zdaniem Andrzeja Witkowskiego włodarze klubów oraz zawodnicy powinni wykazywać rozsądek przy zawieraniu umów, choć narzucane odgórnie ograniczenia mogą zahamować wyścig szczurów. -  Przyjęty regulamin finansowy to swoisty egzamin dojrzałości - uważa Witkowski. - Osiem klubów obiecało, że nie będzie siebie oszukiwało. Sam jestem ciekawy tego rozwiązania. Pamiętajmy też, że umowy zawierane są pomiędzy dwoma stronami: klubem a zawodnikiem. Działacze muszą mieć świadomość, że kontrakt wydaje się nierealny, ale żużlowcy też powinni sobie zdawać sprawę, że obecnie nie stać kluby na tak wysokie wydatki, jak w latach ubiegłych.

Uczestnicy czwartkowej debaty poruszyli także temat powstawania nowych ośrodków i wypowiedzieli się, jaką rolę powinienem odgrywać żużel w stolicy. Andrzej Witkowski dostrzega zależność między speedwayem a piłką nożną w dużych miastach. - Być może zaskoczę takim stwierdzeniem, ale uważam, że w Polsce jest wystarczająca liczba ośrodków żużlowych - powiedział. - Jesteśmy światową potęgą. Mamy 23 stadiony, z czego 9 posiada homologację FIM. Dzisiaj tworzenie nowych klubów to błąd. Moja teoria jest taka: jak w Lublinie Motor gra nisko, to żużel jest pierwszoligowy; jak w Gdańsku Lechia występowała w II lidze, to Wybrzeże walczyło o mistrzostwo; jak we Wrocławiu Śląsk pałętał się po niższych klasach, WTS zdobywał złoto. Żużel jest drogi, ale i piłka jest droga. Niemożliwym jest utrzymanie w jednym mieście klubów na poziomie ekstraligi żużlowej i ekstraklasy piłkarskiej. Są tylko wyjątki potwierdzające regułę. Punktem, o który będzie związek walczył, i tu proszę ministra Biernata wsparcie, to organizacja Grand Prix w Warszawie. Mamy najlepszą drużynę na świecie, najlepszych kibiców i stolicy taka impreza się należy. Mój pomysł brzmi, by dbać o te ośrodki, które mamy, a Warszawa, jako ta wisienka na torcie, raz w roku niech gości najlepszych żużlowców. Jeśli okaże się, że żużel się w stolicy przyjmie i cieszy się dużym zainteresowaniem, to wtedy zostanie tam stworzony klub. Ale nie twórzmy w sposób sztuczny klubów w miastach, które nie mają żużlowych tradycji.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×