Tak wielkie, że został przez niektórych ochrzczony mianem "Wembley Północy". I nie było w tym wielkiej przesady, w końcu to tutaj odbył się pierwszy poza legendarnym londyńskim stadionem angielski finał Indywidualnych Mistrzostw Świata. Ale wróćmy do początków. - W czasie wycieczki do Rzymu, "Wiecznego Miasta" spoglądałem z zachwytem na Koloseum, kiedy współpracownik z gazety powiedział z pokerową twarzą - Będzie pięknie jak go skończą. Wielu ludzi mówiło tak przez wiele lat o stadionie Odsal, tej wielkiej bradfordskiej miednicy - to dykteryjka autorstwa angielskiego dziennikarza Richarda Botta, który swego czasu zajmował się dziejami stadionu w Bradford. Obiektu, który faktycznie mógł kojarzyć się komuś z miednicą lub kraterem. Jako, że miałem przyjemność gościć na nim przed laty w pełni zgadzam się z tymi dosyć malowniczymi określeniami.
Odsal powstał, tutaj wróćmy jeszcze raz do wspomnień Botta, w latach 30-tych, ale od początku był przeznaczony dla potrzeb miejscowej drużyny rugby, sportowej chluby miasta i regionu. W swojej historii gościł jednak inne dyscypliny sportu, między innymi związane z motoryzacją, ale warto wspomnieć też o rozegraniu na nim pokazowego meczu przez legendarną drużynę koszykarskich magików Haarlem Globetrotters. Natomiast pionierem speedwaya w tym miejscu okazał się sam twórca tego sportu Johnnie Hoskins, który zorganizował tutaj zawody 23 czerwca 1945 roku dla 20 tysięcy widzów. Rok później w Bradford jeździła już drużyna nazwana "Bumerangami", w debiucie przed własną publicznością gospodarze pokonali 11 maja 1946 roku Wembley 52:32. Wreszcie 5 lipca 1947 doszło w Bradford do meczu międzypaństwowego, w którym Anglia pokonała Australię 65:43. Tamto spotkanie obserwowało ponad 47 tysięcy widzów, co uznano za frekwencję… niezadowalającą, a jeden z dziennikarzy pisał, że speedway zaczyna tracić popularność!
O sile tego ośrodka świadczyć może fakt, że w pierwszym powojennym finale Indywidualnych Mistrzostw Świata na Wembley w 1949 roku wystąpiło dwóch zawodników z Bradford: Ron Clarke i Oliver Hart. Potem w Bradford różnie się działo. Zespół startował w ligowych rozgrywkach na różnych poziomach i pod różnymi nazwami: "Tudorowie", "Pantery", "Baronowie", "Diukowie". Złote lata tego ośrodka żużlowego to z całą pewnością dekada lat 80-tych. 31 sierpnia 1985 roku w Bradford rozegrano pamiętny, wspomniany pierwszy angielski poza Wembley finał IMŚ. Zwyciężył Duńczyk Erik Gundersen przed swoim rodakiem Hansem Nielsenem oraz Amerykaninem Samem Ermolenko. Pięć lat później finaliści IMŚ zawitali tutaj ponownie, tym razem najlepszy był Szwed Per Jonsson, wyprzedzając Amerykanina Shawna Morana, a trzeci był Australijczyk Todd Wiltshire. To jednak nie wszystko, w latach 1986 i 1989 odbyły się finały Drużynowych Mistrzostw Świata (w tym pierwszym przypadku był to jeden z trzech finałowych turniejów), natomiast w 1988 roku finał Mistrzostw Świata Par. Wreszcie w 1997 roku niejako na zakończenie złotej odysei Bradford 9 sierpnia zjechali tutaj uczestnicy Grand-Prix.
Był to bardzo interesujący turniej, obfitujący w ciekawe wyścigi i co ważne dosyć zaskakujące zakończenie. Zwycięzcą okazał się bowiem Duńczyk Brian Andersen. Dzień później podczas ligowego spotkania w Coventry odebrał należny mu hołd od swoich kibiców (był wówczas zawodnikiem "Pszczół"), objeżdżając tor na samochodzie typu pick-up i pozdrawiając wiwatujących fanów. Było to przed meczem z… Bradford. "Pszczoły" wtedy wygrały, ale Drużynowym Mistrzem Anglii została właśnie ekipa z Bradford, z takimi ówczesnymi tuzami na czele jak Mark Loram, Gary Havelock czy Joe Screen. Kiedy tak siedziałem na trybunach prasowych "Miednicy" podczas Grand-Prix doszły mnie słuchy, że w związku z modernizacją stadionu żużel ma zostać z niego po prostu wykurzony i drużyna speedwaya tak po prostu przestanie z dnia na dzień istnieć. Wydawało mi się to wprost nieprawdopodobne, niedorzeczne zupełnie i nie bardzo chciałem w to uwierzyć. Tak się jednak stało. Bradford wygrało ligę i tym samym zamknęło swój żużlowy rozdział.
Ostatnio na stronie internetowej www.bradfordspeedway.co.uk ukazała się petycja dotycząca przywrócenia speedwaya w tym zasłużonym ośrodku. Czy przyniesie jakiś efekt w tych niełatwych dla żużla czasach? Trzymajmy kciuki za powodzenie akcji, bo warto, a na razie muszą pozostać nam piękne wspomnienia. Tak jak moje z owego sierpniowego wieczoru 1997 roku, kiedy to dzielny Greg Hancock okrutnie męczył się na rezerwowym sprzęcie, bo najlepsze motocykle spłonęły w samochodzie w drodze na zawody, ale potem los mu wszystko wynagrodził, bo został mistrzem świata. A w finale tamtego turnieju w blaskach reflektorów rozświetlających upalną angielską noc po swoją pierwszą i ostatnią jak się okazało wygraną w Grand-Prix gnał co sił w silniku Brian Andersen, pokazując plecy Billy'emu Hamillowi, Jimmy'emu Nilsenowi i ku rozpaczy miejscowych fanów ich bohaterowi Markowi Loramowi. Ech, były czasy…
Robert Noga
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!