Podsumowując rok 2013, nie sposób nie wspomnieć o wielkim sukcesie Taia Woffindena. Już po ogłoszeniu nominacji do dzikich kart na tegoroczny cykl nie brakowało opinii, że to właśnie ten zawodnik będzie odstawać od reszty stawki. Wielu podkreślało, że żużlowiec Betardu Sparty Wrocław otrzymał przepustkę do rywalizacji w żużlowej elicie tylko ze względu na narodowość. W opinii ekspertów, gdyby "Woffy" utrzymał się w cyklu, mógłby mówić o wielkim sukcesie. Tymczasem kolejny raz okazało się, jak nieprzewidywalnym sportem jest żużel. Woffinden w wielkim stylu rozpoczął sezon. Wysoką formę utrzymał przez cały rok 2013. Efekt? Niespodziewany tytuł mistrza świata. Brytyjczyk był również trzecim najskuteczniejszym żużlowcem w ENEA Ekstralidze. Skazywana na pożarcie drużyna z Wrocławia w dużej mierze dzięki niemu uniknęła degradacji i sprawiła jedną z największych niespodzianek tego sezonu.
- Gdybym poszedł do bukmachera i postawił na Taia dziś pewnie byłbym bogaty. Tego jednak nie zrobiłem. Nie sądziłem, że on zostanie mistrzem świata. Liczyłem, że bez problemu powinien utrzymać się w pierwszej ósemce. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że mój zawodnik będzie mistrzem świata. Można wierzyć w zawodnika, ale Tai w tym roku pojechał ponad plan - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Piotr Baron.
W przyszłym roku Woffinden będzie bronić mistrzowskiego tytułu. Piotr Baron nie ma wątpliwości, że jego zawodnika czeka teraz znacznie trudniejsze zadanie. - Utrzymanie tytułu jest przynajmniej trzy razy trudniejsze niż jego zdobycie po raz pierwszy. Dlaczego jednak w przypadku Taia miałoby się to nie udać? Jeśli się równie dobrze przygotuje jak przed tym sezonem, to może nadal doskonale jechać. Na pewno może wiele zdziałać. To już klasowy żużlowiec, który nabrał wiatru w żagle. Stać go na naprawdę dużo. Na konkrety musimy poczekać, bo dziś możemy wróżyć tylko z fusów - ocenia Baron.