PGE Marma Rzeszów w roku 2013 nie może mówić o sukcesie sportowym. Zespół miał walczyć o medale, a ostatecznie spadł z ENEA Ekstraligi. Klub nie ma jednak problemów finansowych i może realnie myśleć o tym, że pobyt w I lidze trwał tylko jeden rok. - Sportowo nam nie wyszło. Wydawało się, że będziemy walczyć o najwyższe cele i dlatego stworzyliśmy taki zespół. Osiągnięty wynik nie odzwierciedlał jednak na końcu naszych starań, które podejmowaliśmy przed sezonem jak i w trakcie rozgrywek. Taki jest jednak sport i przyjmujemy już teraz do wiadomości, że widocznie tak miało się wydarzyć. Ktoś musiał wygrać, a inny przegrać - podsumowała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl rok 2013 Marta Półtorak.
Była prezes rzeszowskiego klubu ze zdumieniem obserwuje sytuację, która ma obecnie miejsce w polskim żużlu. Wiele klubów otrzymało licencje na sezon 2014 (w niektórych przypadkach są to licencje nadzorowane), a nadal nie osiągnęło porozumienia z żużlowcami w zakresie spłaty zobowiązań za rok 2013. Mimo to, te zespoły nadal będą ścigać się w ENEA Ekstralidze, a PGE Marma, która nie ma zobowiązań względem żużlowców i innych podmiotów musi rywalizować w I lidze. - Trudno mówić nawet o niesprawiedliwości. Dla mnie jest to bardziej niemoc organizacyjna. Jestem jedną z osób, która brała udział przy tworzeniu spółki Ekstraliga Żużlowa. Pamiętam, że na początku naszej drogi mieliśmy zupełnie inne założenia. Chcieliśmy stworzyć mocne i stabilne kluby. Na tym miało nam przede wszystkim zależeć. Nie można przecież budować kolosa na glinianych nogach. Jeśli Ekstraliga nie upora się z podstawowym problemem, którym jest wiarygodność finansowa, to nie będzie jej to prowadzić w dobrym kierunku - podkreśla sponsor PGE Marmy.
W ocenie Marty Półtorak lekarstwo na problemy finansowe polskiego żużla jest tylko jedno - kluby muszą poznać konsekwencje zaciągania kolejnych zobowiązań. W przeciwnym razie, trudno będzie mówić o jakichkolwiek zmianach. - Mamy do czynienia z beztroską i brakiem odpowiedzialności. Ja całe życie postępuję w myśl zasady, że jeśli mnie na coś nie stać, to tego nie robię. Moim zdaniem potrzebujemy jasnych i zrozumiałych dla każdego przepisów i związanych z nimi sankcji. Jeśli tak nie będzie, to nadal będziemy brnąć w tym samym kierunku. Przecież jeśli pozwalamy komuś na dwa lub trzy miliony zadłużenia, to równie dobrze może on mieć 30 milionów zobowiązań. Pokazujemy, że z roku na rok można mieć zadłużenie. Wystarczy się tylko jakoś dogadać, odpowiednio je rozłożyć. Są oczywiście przypadki sporne. W polskim żużlu mamy jednak do czynienia z sytuacją, że kluby z roku na rok popadają w coraz większe długi. W tym miejscu pojawia się ważne pytanie: czy pomoże temu twór o nazwie licencja nadzorowana? Co zrobimy w połowie roku, kiedy kondycja takiego ośrodka nie będzie się poprawiać? Kluby muszą poznać konsekwencje swoich działań. Nie może być również tak, że w stosunku do jednego są one wyciągane, a wobec innych jesteśmy liberalni. Należy stworzyć mądre i spójne przepisy. Trzeba mieć jednak przy tym świadomość, że one będą działać tylko wtedy, kiedy będą do samego końca egzekwowane. Nie mówię o skrajnych przypadkach. Chcę jednak podkreślić, że musimy dbać o budżety klubów i tym samym budżet dyscypliny. Bądźmy wiarygodni, bo wszystko zaczyna się od finansów. Każdy z nas przy nierozsądnym działaniu jest w stanie pozyskać każdego zawodnika. To jest kwestia złożonej obietnicy. Jeśli mamy jednak żyć w świecie iluzji, gdzie każdy każdemu naobiecuje, to nie widzę miejsca dla czystości sportu. Musimy organizacyjnie dorosnąć do XXI wieku - zakończyła Marta Półtorak.