I trzeba od razu powiedzieć, że zaraz po otwarciu okienka transferowego nic nie zwiastowało tak owocnej wymiany. Działacze z Tarnowa długo czekali na dokładne określenie budżetu i to jakimi pieniędzmi będą mogli obracać w negocjacjach z zawodnikami. Przede wszystkim skończyło się indywidualne eldorado Janusza Kołodzieja i Macieja Janowskiego. Główny partner klubu - Grupa Azoty od najbliższych rozgrywek będzie przekazywał środki w całości na klub. - Jeżeli chodzi o Unię Tarnów to staramy się wprowadzić pewne mechanizmy, które pozwolą normalnie funkcjonować temu klubowi. Podstawą jest dobrze opracowany plan wpływów i wydatków oraz żelazna dyscyplina finansowa. Tak długo jak będę w Radzie Nadzorczej nie będzie zgody na tworzenie drużyny ponad możliwości finansowe klubu. Przed nami sporo pracy i mam nadzieję, że to co robimy przyniesie oczekiwane efekty - mówił pod koniec listopada w rozmowie ze SportoweFakty.pl członek rady nadzorczej z ramienia Grupy Azoty Artur Kopeć.
Taki układ nie do końca pasował Janowskiemu, który przyzwyczaił się do terminowych wypłat, a po zmianie polityki firmy bał się, że spotka go los kolegów, którzy na swoje wynagrodzenie z sezonu 2013 w wielu zespołach czekają do dziś. "Magic" prowadził negocjacje w Tarnowie raczej z grzeczności. Był zdecydowany na powrót do domu. Czas spędzony przy Zbylitowskiej nie może jednak uznać za stracony, a wręcz przeciwnie! W dwa lata, które spędził w Mościcach błyskawicznie przeistoczył się ze świetnego juniora w pełni ukształtowanego seniora. Dostał się do ścisłej kadry Polski, zdobył z nią DPŚ, w Tarnowie osiągnął złoto i brąz DMP, dodatkowo trzeci stopień podium IMP, indywidualne wicemistrzostwo świata juniorów oraz złoto w drużynie. Na krajowym podwórku dorzucił jeszcze wiele innych sukcesów. A 2013 rok rozpoczął od wywalczenia Złotego Kasku. Chyba nieźle jak na 22-latka? Dlatego trudno się dziwić początkowemu rozgoryczeniu trenera Marka Cieślaka. Szkoleniowiec Jaskółek traktował Maćka jak syna, nie wyobrażał sobie drużyny z Małopolski bez Janowskiego. Tymczasem Magic dość szybko doszedł do porozumienia ze swoją macierzystą Betard Spartą Wrocław. - Trzeba uszanować tę decyzję i podziękować Maćkowi za pełne sukcesów dwa lata w Tarnowie - oznajmił Kopeć.
Pewne decyzje ciągną za sobą kolejne. Najlepszy polski szkoleniowiec wziął sprawy w swoje ręce i zaczął szukać pełnowartościowego następcy, których jednak na rynku było jak na lekarstwo. Wybór padł na Krzysztofa Buczkowskiego. Wychowanek GKM-u Grudziądz nie chciał zostawać w szarganej kłopotami finansowymi Polonii Bydgoszcz, a która spadła akurat do pierwszej ligi. Pierwszy na tapetę wziął "Buczka" Włókniarz Częstochowa. Zawodnik miał już ponoć uniesiony, gotowy do podpisu nad umową długopis. Tarnowianom pomogło w tym momencie zatrzymanie jednego z właścicieli częstochowskiego klubu. Wykorzystali moment, ale mieli też argument, który jak trzeba przechyla wszystko na swoją stronę - Marka Cieślaka. Po nieudanym sezonie dał drugie życie Artiomowi Łagucie, a 27-latek też przychodzi z Bydgoszczy i liczy na analogiczny rozwój sytuacji.
[nextpage]Co ciekawe to nie jedyny zawodnik, którego działacze Jaskółek skutecznie odbili Lwom. Wiele mówiło się bowiem o przeprowadzce pod Jasną Górę Martina Vaculika. Tarnowianie niemal w ostatniej chwili przeciągnęli z powrotem na swoją stronę Słowaka, dla którego będzie piąty rok z mieście generała Bema. - Nie komentuje kwestii częstochowskiej. Cieszę się natomiast, że zarówno Martin jak i Krzysztof są w naszej drużynie. Powiem tylko tyle, że jeśli chodzi o Krzysztofa trzeba mieć nadzieję, że przyjście do klubu spowoduje jego powrót do formy jaką prezentował chociażby w 2012 roku. Trzymamy kciuki aby było podobnie jak z Artiomem Łagutą - uciął przedstawiciel Grupy Azoty.
Mimo odejścia pupila Janowskiego, menedżer trzeciego zespołu ubiegłego sezon może być zadowolony z łowów. Skład jest bliski jego marzeniom. Na koniec sezonu ogórkowego dostał prezent o jakim marzył. - Nigdy nie kryłem, że chciałem powrotu Grega Hancocka - powtarzał jak mantrę co najmniej od początku listopada. Choć wydawało się to nierealne, środki na Amerykanina zwolnił jego uczeń i przyjaciel. Panowie się rozminęli choć w 2012 roku mieli już okazje jeździć razem w Tarnowie. Teraz taki scenariusz nie miał szans powodzenia. Utrzymanie obu wiązałoby się ze sporym życiem ponad stan, na który przyzwolenia nie ma.
Niemal od razu po "brązowym" roku do odstrzału wyznaczony był Leon Madsen. Duńczyk opuścił kilka spotkań w minionych rozgrywkach przez kłopoty zdrowotne, a do tego był chimeryczny. Mimo to bardzo zżyty z miejscowymi fanami jeździec z kraju Hamleta do końca wierzył w pozostanie w Małopolsce. Stało by się tak gdyby w ostatniej chwili jakiś numer wywinął Amerykanin. I choć Jankes długo analizował ofertę powrotu po rocznej przerwie do Tarnowa, w końcu odesłał podpisaną umowę. Madsen na następny dzień po tej informacji niemal od razu złożył parafkę na kontrakcie z opcją rezerwową jaką był beniaminek z Gdańska. - Niewątpliwie z każdym zawodnikiem trudno się rozstać zwłaszcza jeżeli związany był z klubem kilka lat. Dziękujemy Leonowi za wieloletnią współpracę ponieważ jego zdobycze punktowe walnie przyczyniły się do naszych sukcesów. Jednocześnie życzymy dalszego rozwoju sportowego w nowym klubie - powiedział członek Rady Nadzorczej tarnowskiego klubu Artur Kopeć.
[nextpage]W klubie z ruchów transferowych oraz z przedłużenia kontraktów z dotychczasowymi reprezentantami Unii na nowych warunkach są zadowoleni. - Zmiany które udało się wprowadzić w stosunku do składu drużyny z 2013 roku uważam za bardzo dobre i liczę na efekty. Na pewno kluczowa jest tutaj rola Grega Hancocka, który zapewne zostanie kapitanem drużyny oraz takim dobrym duchem zespołu. Unia ma młodą drużynę więc Greg bardzo dobrze wpisuje się w rolę takiego mentora, który jest przecież wzorcem dla wielu żużlowców - dodał.
Większych problemów z dogadaniem się i przedłużeniem kontraktów nie było w przypadku Janusza Kołodzieja, Artioma Łaguty, czy Kacpra Gomólskiego. Cały tercet od początku wyrażał dużą chęć dalszej współpracy z Unią Tarnów, a przelanie postanowień na papier było kwestią czasu.
Reasumując jaki to był okres transferowy dla klubu spod znaku Jaskółki? - Nie mam porównania do lat poprzednich, ale w tym roku nie było tak łatwo jak się mogło wydawać. Wydaje mi się, że jest znaczna różnica pomiędzy tym co wie opinia publiczna a co dzieje się podczas okresu transferowego. Czasem jest spokojnie, a prasa tworzy mity i historie, co jest oczywiste, ponieważ w tym czasie, zazwyczaj chcąc coś ugrać puszcza się różne sygnały mające na celu stworzyć określoną atmosferę. Czasami z kolei jest wręcz odwrotnie. Tak to już jest w tym sporcie od lat i wszyscy wiemy że odpowiedzialni są za to zarówno zawodnicy jak i kluby -podzielił się swoimi spostrzeżeniami wiceprzewodniczący RN.
Nie ulega wątpliwości, że z tym stanem osobowym jaki udało się w Tarnowie zebrać można ze sporymi nadziejami spoglądać w stronę kwietnia i pierwszych potyczek ligowych. Co najmniej powtórzenie zeszłorocznego osiągnięcia jest na pewno w zasięgu biało-niebieskich. Najsilniejszą kadrę stworzył bezsprzecznie Unibax Toruń. Zawodnicy z grodu Kopernika byliby niekwestionowanymi faworytami do złotych krążków, ale z minus ośmioma punktami na starcie każde potknięcie może okazać się brzemienne w skutkach. - Przy ośmiu zespołach w ekstralidze, moim zdaniem taka strata jest nie do odrobienia, aby móc awansować do play-off. Takie są niestety konsekwencje nieprzemyślanych decyzji - zakończył Kopeć.
ja widzę play offy tak
U.T
Z.G
U.L
Wrocek/Tarnów
Pozdro