Bohaterowie drugiego planu: Mirosław Duda - prawa ręka Andreasa Jonssona

Sezon 2014 będzie dla Mirosława Dudy trzynastym u boku Andreasa Jonssona. W teamie Szweda jest bardzo ważną osobą, która oprócz przygotowania sprzętu zajmuje się również sprawami organizacyjnymi.

Kamil Tecław
Kamil Tecław

Andreas Jonsson to żużlowiec światowego formatu. Od kilku lat znajduje się w ścisłej czołówce najlepszych zawodników, prezentując wysoki poziom sportowy. Reprezentant kraju Trzech Koron to niezwykły profesjonalista, który lubi mieć zapięte wszystko na ostatni guzik. Na sukces Jonssona składa się również praca wielu innych ludzi. Jednym z nich jest mechanik szwedzkiego zawodnika, Mirosław Duda. "Dudi" rozpoczął współpracę z Andreasem dzięki Tomaszowi Suskiewiczowi zimą 2001 roku. Duda początkowo próbował swoich sił na motocyklu żużlowym, ale jego przygoda ze ściganiem nie potrwała zbyt długo. Postanowił jednak pozostać przy czarnym sporcie jako mechanik. 

Krótka przygoda ze speedway'em i praca u boku Gollobów

- Zainteresowałem się sportem żużlowym dzięki mojemu tacie. To on zabierał mnie na żużel i zaszczepił we mnie tego bakcyla. Druga sprawa jest taka, że mnóstwo czasu w wakacyjnym okresie spędzaliśmy na działce. Moim sąsiadem był Ryszard Dołomisiewicz. Zawsze przyjeżdżał z motocyklami, które później przygotowywał. Często przebywał u niego Piotr Świst i przez płot przyglądałem się temu wszystkiemu. Byłem jednak wtedy małym chłopakiem - wspomina Mirosław Duda.

- Mieszkałem również niedaleko rodziny Gollobów i często widziałem ich przygotowania do startów. Gdy pojawiła się możliwość, zapisałem się do szkółki żużlowej. Tą szkółkę założyli właśnie Gollobowie. Na początku odbywały się jazdy na Simsonach, później przyszedł czas na motocross i udało mi się zdobyć licencję motocrossową. Minęło trochę czasu i przystąpiłem do licencji żużlowej. Moja kariera jednak nie potrwała zbyt długo. Potem udało mi się załapać do teamu Gollobów. Pomagałem im razem z Wojtkiem Malakiem, gdzie wykonaliśmy naprawdę wiele czynności, począwszy od mycia motorów. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że była to najlepsza szkoła życia. Jasiu Borzyszkowski był głównym "majstrem" w ich zespole i szkolił nas niesamowicie. Bywały sytuacje, że wracaliśmy na myjnie pięć razy z motocyklami, aby wyeliminować wszystkie mankamenty. Wszystkiego od podstaw nauczyli mnie właśnie Gollobowie. Później przez dwa lata współpracowałem z Jackiem jako mechanik.

Okres niepewności i oferta od Andreasa Jonssona

"Dudi" myślał jednak o wypłynięciu na zdecydowanie głębsze wody. Mógł współpracować z samym Tony Rickardssonem, ale ostatecznie nie zdecydował się na ten krok. Później żałował swojej decyzji i pojawiła się oferta od Jonssona. Duda tym razem się nie zastanawiał i podjął wyzwanie. - W pewnym momencie pojawiła się dla mnie ogromna szansa. Tomek Suskiewicz po przejściu do Tony'ego Rickardssona namawiał mnie, abym również dołączył do teamu Szweda. Byłem już praktycznie zdecydowany i w czwartek miałem mieć prom do Szwecji. Ciągle o tym myślałem i można powiedzieć, że obleciał mnie strach. Nie wiem, czy brak znajomości obcego języka, czy jakieś inne czynniki sprawiły, że ostatecznie nie podjąłem tej decyzji. Zadzwoniłem do "Susiego" i powiedziałem, że się poddaje. W trakcie sezonu bardzo tego żałowałem i zastanawiałem się czego tak naprawdę się obawiałem. Można powiedzieć, że musiałem chyba dojrzeć do tej decyzji. Po roku czasu odezwałem się do Tomka i powiedziałem, że jestem gotowy na jakieś większe wyzwanie. Wtedy pojawiła się możliwość pracy u Andreasa Jonssona, który szukał mechanika - opowiada "Dudi".

Początki nie były łatwe. Brak znajomości języka powodował, że Dudzie ciężko było odnaleźć się w zupełnie innym miejscu. Z biegiem czasu wszystko zaczęło się jednak układać. - Popłynąłem promem do Szwecji, gdzie na miejscu czekał na mnie Andreas. Jedyne co wtedy do niego powiedziałem to "hello" (śmiech). Jechaliśmy samochodem 170 kilometrów. On ciągle coś do mnie mówił, a ja go kompletnie nie rozumiałem. Po latach śmialiśmy się z tego wszystkiego. Andreas ciągle powtarza, że tego kompletnie nie widział. Nie wierzył, że to będzie odpowiednio działać i, że się z nim dogadam. Dużo pomógł nam jednak jego szwedzki mechanik, Jonas. Mieszkał w Aveście i to on w dużej mierze nauczył mnie podstawowych zwrotów związanych z motocyklami w języku angielskim. Krok po kroku wszystko to sobie jakoś przyswajałem, bo naprawdę na początku wyglądało to śmiesznie - wspomina Duda.
Współpraca Współpraca "Dudiego" z Jonssonem nabierała kolorytu z sezonu na sezon
- Zimą Andreas zabrał mnie do angielskiego Coventry. Pokazał mi mój dom, drogę do warsztatu, dał mi samochód, kartę paliwową i pieniądze. Odebraliśmy motocykle, pojechaliśmy na zakupy i zawiozłem go następnego dnia na lotnisko. Powiedział mi, że za kilka dni wróci, a ja miałem rozpocząć pracę nad motocyklami w warsztacie. Zgodnie z planem wyruszyłem do naszej angielskiej "stajni". Dojazd do warsztatu zajmował około 20 minut, a ja ze względu na brak znajomości miejsca i języka, wracałem do domu półtorej godziny. Pomyliły mi się drogi, ale to również była dobra szkoła życia. Wiedziałem, że pewne rzeczy muszę sobie przyswoić. To była zima przed sezonem 2002. Od tego momentu pracuje jako mechanik Andreasa Jonssona. Przez te wszystkie lata współpracy potrafimy się teraz porozumiewać bez słów. Każdy wie o co chodzi. Wiadomo, że są różne spięcia, ale to jest normalne. Nie zawsze jesteśmy tego samego zdania. Wiemy jednak na co kogo stać - mówi mechanik "AJ-a".

Koszmarne upadki i złe wspomnienia

Jonsson należy do grona zawodników mocno podatnych na kontuzje. Duda ma w pamięci kilka koszmarnych kraks Szweda, ale najbardziej zapadł mu w pamięci upadek z pewnego meczu Elitserien. Istniała spora obawa, że "AJ" ma poważnie uszkodzony kręgosłup. Skończyło się jednak na szczęście tylko na strachu. - Mamy w pamięci zarówno dobre, jak i złe chwile. Nie da się zapomnieć kilku koszmarnych wypadków. Andreas jest żużlowcem podatnym na kontuzje i raz naprawdę mocno mnie przestraszył. Podczas meczu ligowego Elitserien w Malilli jechał w parze z Grzegorzem Zengotą. "Zengi" startował z pierwszego pola, a Andreas z trzeciego. Zengota nie złożył się nawet w łuk i pojechał prosto. "Wsadził" Jonssona w płot tak mocno, że strzeliła osłona na kręgosłup. Andreas był pewny, że ma złamany kręgosłup. Wszystko bardzo mocno go bolało i leżał na torze bez ruchu. Od razu przypomniałem sobie fatalny w skutkach upadek Krzysztofa Cegielskiego, bo byłem na tym meczu. Byłem przy nim, ściągałem mu buty i oglądałem ten koszmar z bliska. Do dzisiaj pamiętam jak Andreas powiedział mi o tym kręgosłupie. Obudziły się we mnie złe wspomnienia, ale na szczęście w przypadku "AJ" wszystko dobrze się skończyło. Staramy się jednak wspominać te dobre rzeczy, nie tylko związane z żużlem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×