Michał Wachowski: Nie ma chyba osoby, która w ostatnich latach miałaby tak duży wpływ na twoją karierę, jak Tomasz Suskiewicz. Jak wyglądał początek waszej współpracy?
Emil Sajfutdinow: "Susiego" po raz pierwszy spotkałem w 2004 roku. Przyjechał wtedy z Tonym Rickarssonem do Gniezna, by przed jednym z meczów w Polsce przetestować motocykle. Jeśli chodzi o mnie, to byłem tam wtedy na zgrupowaniu z moją rosyjską drużyną. Od razu dostrzegłem wielki profesjonalizm zarówno w poczynaniach Tony'ego, jak i "Susiego". Podobała mi się ich współpraca w parkingu, a także wzajemny szacunek, jaki do siebie mieli. Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli będę kiedyś jeździł na tak wysokim poziomie, to postaram się zbudować wokół siebie taki team, jaki posiadał Tony.
Kiedy usłyszałem, że Rickardsson kończy karierę, a "Susi" zamierza pozostać przy żużlu, od razu pomyślałem, że jest to szansa, by przekonać go do pracy ze mną. Czułem, że dzięki niemu mogę zrobić krok do przodu w mojej karierze. Nasze rozmowy rozpoczęliśmy w 2006 roku, gdy wszystko, począwszy od motocykli, należało do mojego klubu. Już wtedy dochodziłem jednak do wniosku, że jeśli mam coś w tym sporcie osiągnąć, to będę musiał zbudować swój własny team i przejść na kontrakt zawodowy.
W rozmowach z "Susim" bardzo pomógł mi Bogdan Sawarski, choć początkowo, gdy usłyszał kogo chcę zatrudnić, postanowił mnie wygonić. Uważał bowiem, że z racji tego, iż byłem na początku żużlowej kariery, nie będzie mnie na "Susiego" stać. Wyjaśniłem mu jednak, że tego tematu nie odpuszczę. Powiedziałem, że aby mieć go w teamie, byłbym gotowy jeździć za darmo. Bogdan dał się ostatecznie przekonać i spotkaliśmy się z "Susim" w listopadzie 2006 roku. To właśnie wtedy rozpoczęła się nasza współpraca, z której jestem bardzo zadowolony.
"Susi" był obecny podczas wszystkich twoich sukcesów na arenie międzynarodowej. Czy bez jego pomocy zaszedłbyś tak daleko?
- Myślę, ze raczej nie. Być może sięgałbym po jakieś sukcesy, ale trwałoby to na pewno bardzo długo. Mając go u swojego boku, był mi dużo łatwiej. "Susi" mówi bardzo dobrze po angielsku i ma poza tym wiele kontaktów na zachodzie. Oprócz tego posiada dużą wiedzę techniczną i wielokrotnie potrafił mi w trakcie meczu doradzić w sprawie zmiany ustawień. Pokazywał też na co mam zwracać uwagę, jeśli chodzi o czucie motocykli.
"Susi" przyznaje, że i jemu zdarzało się popełniać pomyłki w ustawieniach motocykli. Czy w przypadku wpadek swojego teamu starasz się być wyrozumiały?
- Błędów nie popełnia tylko ten, kto nie dąży do doskonałości. Nigdy nie jest też tak, że "Susi" sam podejmuje jakąś decyzję. O ustawieniach i innych rzeczach związanych ze sprzętem zawsze dyskutujemy razem. Jeśli dochodzi do pomyłek, wina spoczywa więc zarówno na mnie, jak i na nim. Nigdy nie mam do nikogo pretensji, chociaż widzę, że ludziom z mojego teamu jest przykro, kiedy zawodzę na torze z powodu złych ustawień. Taki jest jednak żużel i niestety czasami lepsze jest wrogiem dobrego.
Od kilku lat współpracujesz także z "Barakiem" i "Stankiem". Czy każdy z nich ma swoje słabe i mocne strony?
- Nie, oni mają tylko mocne strony (śmiech). Uważam, że po kilku latach poszukiwań udało mi się stworzyć zgrany zespół, który w swojej pracy jest bardzo profesjonalny. Team realizuje moje założenia, a mi pozostaje tylko jeździć. Robię wszystko, by mieli satysfakcję, że ich czas spędzony na pracy w warsztacie nie idzie na marne.
Czy to prawda, że decydujący głos przy przygotowywaniu motocykli ma obecnie "Stanek"?
- Jeśli chodzi o budowę motocykli zimą, to najwięcej do powiedzenia ma "Susi". Ma stały kontakt z producentami sprzętu i to do niego trafia najwięcej nowinek, które po konsultacji ze mną są wprowadzane do motocykli i testowane w trakcie pierwszych treningów oraz sparingów. Jeśli chodzi o przygotowanie motocykli pomiędzy meczami w sezonie, to odpowiedzialność za pracę przy nich rozkłada się równomiernie na "Stanka" oraz "Baraka".
"Barak", o którym wspomniałeś, współpracuje z tobą najkrócej. Ma on jednak cenne doświadczenie z pracy z Adrianem Miedzińskim oraz Jasonem Crumpem.
- Trafiając do naszego teamu, "Barak" miał już spory bagaż doświadczeń. Myślę, że dzięki temu było mu łatwiej przystosować się do naszych standardów. Wcześniej pracował przecież u zawodników z górnej półki, którzy podchodzili profesjonalnie do swoich obowiązków.
Czy przenosiny do Unibaksu Toruń są dla twego teamu dużym ułatwieniem? "Susi" podkreśla, że pod względem logistycznym to wypożyczenie ma same plusy.
- Zapewne mniej czasu będziemy teraz spędzać w podróży. Są poza tym duże szanse na to, że w Toruniu będziemy także trenować. Mam więc nadzieję, że z tego transferu wynikną same plusy. Bardzo duży wpływ na moją decyzję o wyborze Torunia miało poza tym to, co spotkało mnie w ostatnim sezonie. Był to pierwszy sezon, w czasie którego moi mechanicy mieli opóźnienia w realizacji zapłaty za wykonaną przez siebie pracę. Na szczęście podeszli do tego ze zrozumieniem i nadal ze sobą współpracujemy.
Czy trudno jest dopuszczać nowe osoby do teamu? Domyślam się, że muszą zdobyć najpierw twoje zaufanie.
- Na początku zawsze jest pewien dystans, ale z upływem czasu nabieramy do siebie zaufania i jest okej. Poza tym mechanicy, którzy dla mnie pracują, już wcześniej byli znani w środowisku żużlowym i mieli w nim bardzo dobrą opinię.
Czy istnieje szansa, że w pracę w twoim teamie zaangażują się także Rosjanie?
- To nie do końca tak, że ich nie ma, bo w moim teamie jest jeden Rosjanin. To Sergey Gormankov, który jest ze mną od 2008 roku. Sergey pracuje w Rosji i jest odpowiedzialny za przygotowanie motocykli do ligi rosyjskiej. Jestem z jego pomocy bardzo zadowolony.
Bardzo ważną rolę muszą pełnić także twoi tunerzy. Czy możesz opowiedzieć o tych, z którymi obecnie współpracujesz?
- Najdłużej współpracuję z Ashleyem Hollowayem. Wszystkie sukcesy na arenie międzynarodowej odnosiłem i odnoszę właśnie na jego silnikach. Tak naprawdę to jemu najbardziej ufam, bo wkłada do pracy z moimi silnikami najwięcej serducha. Być może nie ma jeszcze tak dużego doświadczenia jak starsi tunerzy, ale co roku rozwija swój warsztat i pozyskuje nowe maszyny. Ma duży dostęp do wielkich firm produkujących części zamienne i coraz więcej żużlowców z nim współpracuje. Najważniejsze jest jednak to, że zawsze ma czas, aby zrobić serwis moich silników i nie muszę czekać w kolejkach, by wszystko było gotowe.
Jak wyglądają obecnie wasze przygotowania do sezonu? Czy zdecydowaliście się na jakieś zmiany?
- Mamy parę nowinek w sprzęcie, zresztą jak co roku. Zobaczymy czy któreś z nich się sprawdzą jeśli chodzi o ich skuteczność w sezonie. W związku z moją kontuzją z ubiegłego roku musiałem trochę zmienić plan przygotowań, ale patrząc na to, jak czuję się obecnie, jestem z niego bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że pomoże mi on osiągać dobre rezultaty.