Mateusz Klejborowski: Tegoroczny sezon pomału dobiega końca. Jakbyś go podsumował?
Mirosław Jabłoński: Szczerze mówiąc, to był on bardzo zmienny. Na początku jako zespół spisywaliśmy się bardzo dobrze, później przyszedł nieszczęsny wyjazd na Ukrainę, kiedy straciliśmy cały nasz dobytek. Nie ukrywam, że wtedy w nasze poczynania wkradł się strach. Nie mieliśmy pewności czy wrócimy do rywalizacji i osiągniemy nasz cel. Na szczęście dzięki pomocy wielu osób udało nam się odbudować nasz park maszyn i podjąć skuteczną walkę z rywalami. Jako zespół awansowaliśmy do I ligi i jest to nasz duży sukces.
Jako zawodnik osiągnąłeś trzecią średnią biegopunktową w drużynie Startu. W wielu spotkaniach, wspólnie z Piotrem Paluchem czy Dawidem Cieślewiczem, a później Clausem Vissingiem byłeś liderem najlepszego zespołu w II lidze...
- Mam satysfakcję, że małymi krokami wracam do poważnego ścigania. Duża w tym zasługa mojego brata Krzysztofa, z którym wróciłem do współpracy już w połowie ubiegłego sezonu. Sprzęt spisuje się dobrze, a do tego co najważniejsze znowu cieszę się speedwayem. W tym sezonie każde kolejne okrążenie w moim wykonaniu sprawiało mi radość. Cieszę się, że znowu kocham, to co robię.
Dlaczego dopiero w tym sezonie zdołałeś potwierdzić twoje niemałe umiejętności, o których tak wiele mówiło się kilka lat temu. Przecież jako junior byłeś uważany za jeden z największych talentów w naszym kraju!
- To chyba nie tylko mój problem... Ta sprawa dotyka praktycznie wszystkich młodzieżowców, którzy mają spore problemy w swoich pierwszych latach jako seniorzy. Wystarczy, że podam tylko tegoroczne przykłady: Karol Ząbik i Paweł Hlib. Obaj zapowiadali się na świetnych zawodników. Wielu wróżyło im wielkie kariery, a w tym sezonie zupełnie się pogubili. Wydaje mi się, że to problem całego naszego speedwaya. Ja pomału odbudowuję swoją pozycję i mam nadzieję, że tak samo będzie ze wspomnianymi zawodnikami. Życzę im jak najlepiej!
W tym sezonie świetnie spisywałeś się w meczach ligowych, jednak jeśli chodzi o występy indywidualne, to ciągle pozostajesz bez znaczących sukcesów...
- W zawodach indywidualnych nigdy mi nie szło... Nie wiem jaka jest tego przyczyna. Może mam jakiś problem z mobilizacją na tego typu turnieje? Myślę, że jeśli będę się bawił żużlem tak jak w tym sezonie, to sukcesy same przyjdą.
Jaki wpływ na tegoroczne wyniki Startu miała atmosfera panująca w zespole? Praktycznie na każdym kroku podkreślaliście, że ta w tym sezonie jest kapitalna.
- Zgadza się! Nie da się porównać atmosfery z tego roku, z tą z roku ubiegłego. Mogę śmiało powiedzieć, że w tym sezonie atmosfera w zespole była rewelacyjna. Działacze, my - zawodnicy, czy w końcu kibice wszyscy pracowaliśmy na jeden wynik - awans. To było coś niesamowitego. Nie ukrywam, że duży wpływ na atmosferę w zespole miał Piotrek Paluch, który wzmocnił nasz zespół przed sezonem. Nigdy wcześnie nie miałem okazji z nim współpracować, ale teraz mogę potwierdzić, że to nie tylko świetny żużlowiec, ale również fantastyczny człowiek!
W tym sezonie poza występami w polskiej II lidzie, kibice mieli okazję cię wyglądać także na torach zagranicznych... Jakbyś podsumował swoje występy poza granicami naszego kraju?
- O Szwecji i Danii mogę się wypowiadać w samych superlatywach. Jazda za granicą naszego kraju, to prawdziwa szkoła speedwaya. Podam prosty przykład. Podczas ostatniego meczu w Miszkolcu tor był dość wymagający i niektórzy zawodnicy mieli z nim spore problemy. Na mnie nie zrobił żadnego wrażenia, gdyż np. w Szwecji czy Danii taki tor to normalna sprawa. Poza tym podoba mi się ten luz, który panuje w tych ligach. Nawet jeśli słabiej punktowałem, to wszyscy podchodzili do mnie i podnosili na duchu. Życzyli lepszej postawy w kolejnym meczu. To fantastyczne.
Myślałeś o tym, żeby spróbować swoich sił np. w Anglii?
- Anglia to poważna sprawa. Żeby tam startować, to trzeba mieć co najmniej taki budżet jak na występy w Polsce. Potrzeba co najmniej dwóch dobrych motocykli i mechanika. Jeśli podjąłbym się tego wyzwania, to tylko jako pełen zawodowiec. Nie interesuje mnie jazda w Anglii np. na sprzęcie klubowym. Jeśli za coś się biorę, to chcę ro robić jak najlepiej.
W tym sezonie miałeś okazję dwa razy spotkać się w bezpośrednich pojedynkach ze "świeżo upieczonym" mistrzem świata, Nicky Pedersenem. Podczas zawodów ligowych w Danii i meczu towarzyskiego w Gdańsku..
- To niesamowite uczucie. Nie da się ukryć, że żużel w wykonaniu zawodników z Grand Prix, a ten z I- czy II ligi różnią się bardzo mocno. Nie mówiąc już o rywalizacji z najlepszym zawodnikiem na świecie. Przyznam się, że kiedy patrzyłem na jazdę Pedersena w Gdańsku, to otwierałem oczy ze zdumienia. Nie wiedziałem, że tak można jeździć na żużlu! Tym bardziej podkreślam wartość moich występów w ligach zagranicznych, gdzie mam okazję uczyć się żużlowego rzemiosła od najlepszych.
W jakich ligach będziemy oglądali cię w przyszłym roku?
- Chciałbym szybko podpisać kontrakty w Danii i Szwecji. Nie ukrywam, że w tym zakresie prowadzę już pewne rozmowy. Do tego oczywiście dojdzie liga polska.
W Polsce to będzie I liga?
- To na pewno. W tej chwili nie boję się już niczego. Nie obawiam się presji, gdyż jeśli startuje się często, to nie ma nawet czasu na myślenie o tym.