Saga transferowa związana z Nickiem Morrisem ciągnęła się przez kilka tygodni. Najpierw młody Australijczyk jako pierwszy przystał na propozycję Swindon Robins i miał pewne miejsce w ekipie Rudzików na sezon 2014. 19-letni zawodnik miał równocześnie startować na torach Premier League, gdzie miał reprezentować barwy Somerset Rebels.
Rebelianci niespodziewanie usunęli Morrisa z drużyny i w tym momencie rozpoczęły się problemy Australijczyka, który koniecznie chciał jeździć w dwóch brytyjskich ligach. Żużlowcem zainteresowali się włodarze Sheffield Tigers z Premier League i Leicester Lions z Elite League. Macierzysty klub Morrisa nie zgodził się jednak na transfer.
Morris był rozczarowany faktem, że Swindon blokuje jego rozwój i nie pozwala mu startować w dwóch ligach równocześnie. Australijczyk pogodził się jednak z decyzją menedżera Aluna Rossitera i zamierza w nowym sezonie Elite League dać z siebie wszystko w barwach Rudzików. - Szkoda, że nie będzie mnie w Premier League na początku sezonu, ale nie mogłem zbyt wiele zrobić w tej sytuacji i muszę patrzeć w przyszłość. Starty w dwóch ligach były dla mnie niezwykle ważne, bo gwarantowały mi sporą liczbę występów. Teraz muszę dać z siebie wszystko w meczach Swindon i liczyć, że znajdę klub w niższej lidze, gdy gdzieś zwolni się miejsce - powiedział żużlowiec w rozmowie z "Swindon Advertiser".
Australijczyk nie ukrywa, że brak startów w Premier League oznacza dla niego także straty finansowe. - Zawsze lepiej mieć dwa źródła dochodu, bo potem wiele rzeczy staje się łatwiejszych. Nigdy nie chciałem opuszczać Swindon, ale musiałem zrobić krok w tył i pomyśleć nad moimi opcjami. Starałem się znaleźć rozwiązanie, ale skończyło się tym, że chwilowo znajduję się poza Premier League. Klub nigdy nie miał ze mną żadnych problemów, ale musiałem walczyć o swoje dobro. Cieszę się jednak, że tutaj pozostałem, nie mam żadnego konfliktu z Alunem Rossiterem - dodał Morris.
W obliczu pozostania na kolejny sezon w Swindon, australijski zawodnik widzi także wiele dobrego. - Bardzo dobrze żyje mi się w tym mieście, bo moje mieszkanie jest położone blisko toru, a mój warsztat jest w pobliżu - podsumował Morris, który wkrótce ma powrócić na Wyspy Brytyjskie, po tym jak ostatnie tygodnie spędzał w ojczyźnie.