W zeszłym roku Billy Hamill mógł być zadowolony z postawy swoich zawodników w Drużynowym Pucharze Świata. Amerykanie zajęli w nich piątą pozycję, co było najlepszym wynikiem od wielu lat. Podobny rezultat reprezentacja Stanów Zjednoczonych osiągnęła w sezonie 2001, jednak wtedy zawody DPŚ rozgrywano w innej formule - w finale występowało pięć zespołów, a w rywalizacji na torze brało udział pięciu żużlowców.
W osiągnięciu dobrych wyników Amerykanom pomógł powrót do kadry Grega Hancocka. Dwukrotny mistrz świata, wraz z Ricky Wellsem i Gino Manzaresem, wziął udział w specjalnej sesji treningowej, która odbyła się w Perris Speedway. Obecni na niej byli także Aaron Fox, który w tym roku na Wyspach Brytyjskich będzie zdobywać punkty dla Edinburgh Monarchs oraz Tyson Burmeister, który w przeszłości reprezentował barwy Wolverhampton Wolves. Ponadto szansę treningu u boku bardziej doświadczonych kolegów otrzymali Rocco Scopellite oraz Broc Nicol.
Stany Zjednoczone rywalizację o DPŚ zaczną 26 lipca podczas półfinału w King's Lynn. Rywalami Amerykanów w tych zawodach będą Wielka Brytania, Australia i zespół z kwalifikacji. - W Perris Speedway mieliśmy do dyspozycji ośmiu zawodników i byłem bardzo zadowolony z tego treningu. Jesteśmy chyba jedynym krajem, który przygotowania do DPŚ zaczyna w taki sposób i o tak wczesnej porze. Pokazuje to jak wielkie mamy plany i aspiracje. Gino i Aaron są już gotowi do pierwszych pełnych sezonów w Europie i jest to niezwykle ekscytujący moment dla amerykańskiego żużla - powiedział Billy Hamill.
Z kolei Greg Hancock jest zadowolony z faktu, że w minionym sezonie amerykańska reprezentacja udowodniła, iż wciąż należy do światowej czołówki. - W zeszłym roku osiągnęliśmy dużo lepszy wynik niż się spodziewaliśmy. To pokazuje, że jesteśmy narodem, który nadal może być światowym liderem. Kiedy na naszej piersi ląduje flaga kraju, jesteśmy dumni z naszego państwa i chcemy to pokazać ludziom - stwierdził "Herbie".