Odejście Jerzego Kanclerza z bydgoskiej Polonii nastąpiło na początku ostatniego sezonu Enea Ekstraligi. Na wniosek ówczesnego prezesa Jarosława Deresińskiego, przestał być wówczas menedżerem i członkiem zarządu klubu. Był to już jego drugi rozbrat z "Gryfami". Wcześniej opuścił Polonię za rządów Mariana Deringa.
Choć o powrót Jerzego Kanclerza zabiegali kibice, on sam wykluczał ponowny angaż w bydgoskim klubie. Działacz, który od wielu miesięcy z boku przygląda się wydarzeniom żużlowym, zapowiada, że nie obejmie już żadnej znaczącej funkcji. - Podjąłem decyzję, że do żużla nie wrócę. Mam wiele różnych zajęć, a poza tym skończyłem 60 lat. W zasadzie dwukrotnie pracowałem w bydgoskiej Polonii i nie ukrywam, że żużel jest mi bliski. Moja rola jako działacza w tej dyscyplinie sportu dobiegła jednak końca - powiedział Jerzy Kanclerz w rozmowie z naszym portalem.
Były menedżer przyznaje, że wydarzenia związane z jego odejściem z Polonii zniechęciły go do pracy w środowisku żużlowym. Kanclerz, który skrytykował w ostatniej rozmowie zakaz dla zawodników wprowadzony przez FIM, nawołuje działaczy do zmiany pokoleniowej. - Jestem zdania, że trzeba oddać pole młodym. Tak jak mówiłem wcześniej, nie widzę szans na to, by obecną sytuację dało się prosto naprawić. Mówi się głośno o tym, że sport to czysty biznes, ale dla mnie osobiście wartość sportowa oraz moralna jest najważniejsza - podsumował.