Sezon był bardzo ciężki - rozmowa z Tomaszem Fajferem, menedżerem Startu Gniezno

Tomasz Fajfer przez lata był podporą Startu Gniezno. Teraz popularny "Faja" pełni funkcję szkoleniowca czerwono-czarnych. Sezon 2008 był pierwszym, w którym miał on wpływ na budowę zespołu i poprowadził go we wszystkich ligowych spotkaniach. Rozgrywki zakończyły się sukcesem, bowiem "startowcy" awansowali do I ligi.

Szymon Kaczmarek: Skończył się sezon 2008. Po raz pierwszy mógł pan prowadzić zespół od początku do końca rozgrywek. Czy był to sezon zgodny z oczekiwaniami?

Tomasz Fajfer: Musze powiedzieć szczerze, że sezon był bardzo ciężki. Przewidywałem, iż pójdzie o wiele łatwiej, jednak II liga się zmieniła, każdy się "zbroi". W tej klasie jeździ się bardzo ciężko, bowiem nie wszystko jest tak "poukładane" jak np. w I lidze. Niektórzy zawodnicy zarówno mnie, jak i kibiców trochę zawiedli, jednak chcę powiedzieć, że trzeba na nich spojrzeć "innym okiem". Chociażby Dawid Cieślewicz, który radził sobie gorzej na wyjazdach, jest po bardzo ciężkiej kontuzji. Należy jednak przytoczyć tutaj mecz z łodzianami, kiedy to jako jedyny wygrał z Erikssonem, co nie udało się pozostałym liderom. Jeżeli Dawid przepracuje solidnie zimę, to będzie z niego pożytek.

Na kim najbardziej rozczarował się pan, a kto był największym zaskoczeniem w minionych rozgrywkach?

- "Filarami" zespołu mieli być Dawid Cieślewicz, Mirosław Jabłoński i Piotr Paluch. Największym zaskoczeniem jest "Jabłko", który został prawdziwym liderem drużyny i stał się markowym jeźdźcem. Niejedna ekipa chciałaby mieć go w swoich szeregach.

Czy był moment, kiedy Tomasz Fajfer wątpił w awans?

- Moja wiara jest bardzo mocna, kiedy coś sobie postanowię to nie mam chwil zwątpienia. Jakiekolwiek "wpadki" tylko mnie mobilizują i denerwują. Wiadomo, że można przegrać z dobrą drużyną, ale zdarzały nam się wpadki ze słabeuszami i to na pewno "zabrało mi" dużo zdrowia.

Przez wiele lat ścigał się pan na żużlowych torach. Jak odnajduje się pan w nowej roli, kiedy to trzeba martwić się za całą drużynę?

- Niejednokrotnie sam chciałem wsiąść na motocykl i pojechać w meczu, bo widzę błędy, które popełniają zawodnicy, typu przymykanie gazu czy zawahanie w łuku, co nie powinno mieć miejsca. Z drugiej strony inaczej wygląda to z trybun czy parkingu, a inaczej z perspektywy zawodnika, kiedy jedzie się w czterech, do tego dochodzi duża szybkość i brak miejsca. Rola trenera też jest ciężka.

Przed sezonem dużo mówiło się o tym, że w końcu w Gnieźnie będzie przygotowywana przyczepna nawierzchnia. W praktyce mieliśmy jednak przysłowiowy "beton". Czym było to spowodowane?

- Bardzo ciężko jest przygotować na naszym owalu przyczepną i równą, pozbawioną kolein, nawierzchnię. Są tutaj specyficzne łuki, na których trzeba "zawracać" motocyklami. Popatrzmy na tory w Lesznie czy w Ostrowie. Tam łuki są łagodniejsze i z tym torem można dużo więcej "zrobić". Poza tym na treningach i sparingach zauważyłem, że ten przyczepny tor nam nie sprzyja.

Chciałby pan opierać skład na krajowych zawodnikach, czy obcokrajowcach?

- Moje założenie było takie, żeby liczyć na "swoich" zawodników. Oni jednak zawiedli moje zaufanie, mówię tutaj o Tomku Cieślewiczu, który miał podaną rękę i mógł być nawet liderem, ale tego nie wykorzystał. Nie miałem więc innego wyjścia, jak korzystać z pomocy obcokrajowców. O własnych wychowankach w podstawowym składzie będziemy mogli pomyśleć dopiero za jakieś 3 lata.

Zostanie pan na swoim stanowisku?

- Teraz wszyscy czekamy na Walne, zaplanowane na 24 października. Moja umowa skończyła się z ostatnim meczem, teraz wszystko leży w gestii nowego zarządu, zobaczymy, czy dostanę ofertę.

Załóżmy, że wszystko pójdzie po pana myśli i będzie pan brał udział w kompletowaniu składu na sezon 2009. Jakim składem chciałby pan dysponować?

- Na pewno powinno się zachować tegorocznych liderów oraz młodzieżowców, ponieważ "włożyliśmy" w nich troszkę pracy i po co jakiś inny klub ma teraz zbierać "żniwo". Na pewno musimy się wzmocnić, nie starczy nam jeden zawodnik. Potrzebujemy co najmniej dwóch naprawdę klasowych jeźdźców, co będzie także mobilizować do pracy tych, którzy z nami zostaną.

Źródło artykułu: