Dziś chciałbym wspomnieć o historycznym, bo pierwszym, który redakcja funkcjonującej niemal 25 lat na rynku wydawniczym gazety naszego środowiska, zorganizowała na początku 1991 roku. Nieprzypadkowo czynię to właśnie dzisiaj, wszak to właśnie sobota 22 lutego jest dniem rozstrzygnięcia XXIV już plebiscytu połączonego z tradycyjnym balem, oraz, co również powoli robi się tradycją, wręczeniem nominacji do kadry narodowej najlepszym krajowym zawodnikom. To wszystko w klubie "Finezja" w wieży stadionu imienia Alfreda Smoczyka w Lesznie. A jak było ten pierwszy raz?
Zacznijmy od pewnej ciekawostki. Otóż pierwszy numer "Tygodnika Żużlowego" pojawił się w kioskach pod koniec listopada 1990 roku (a więc w teoretycznie najgorszym momencie, jeżeli chodzi o porę roku, w której powinien się pojawić). A pomimo tego dwa miesiące później odbył się już pierwszy finał plebiscytu, który zorganizował, połączony z Balem Żużlowca. Jak zdołano tak szybko wszystko przygotować i dopiąć, w redakcji gazety, która debiutowała przecież na rynku? Wyjaśnia redaktor naczelny "Tygodnika" i zarazem pomysłodawca plebiscytowej zabawy Adam Zając. - Pracowałem wcześniej w Panoramie Leszczyńskiej i w niej organizowaliśmy plebiscyty na najpopularniejszych sportowców ówczesnego województwa leszczyńskiego. Wiedziałem więc już jak to wszystko ogarnąć, bo miałem pewne szlaki przetarte. Nasz plebiscyt był niejako przedłużeniem tamtego, tyle, że dotyczył wyłącznie żużla, za to w skali ogólnopolskiej. O to czy kibice dopiszą ze swoimi głosami raczej się nie obawiałem. Wtedy były inne czasy. Głód żużla i wszystkiego co z nim związane, także prasy czy konkursów był bowiem ogromny.
Już w pierwszych numerach, które pojawiły się w żużlowych miastach w Polsce zamieszczono komunikat wraz z plebiscytowym kuponem. Redakcja pisała: - Rozpoczynamy pierwszą edycję plebiscytu najpopularniejszych żużlowców i trenerów naszego kraju. Liczymy, że wzbudzi on duże zainteresowanie wśród sympatyków speedwaya. Nasz plebiscyt nie ma charakteru oficjalnego bilansu osiągnięć. Chodzi raczej w nim o probierz popularności. Wybieramy swoich ulubionych zawodników i trenerów kierując się indywidualnymi kryteriami. Po prostu proponujemy wspólną zabawę. I faktycznie pomysł spodobał się fanom. Dziś w redakcji nikt już nie pamięta ile napłynęło na plebiscyt kuponów, ale sekretarz redakcji Wiesław Dobruszek przypomina sobie jednego z redakcyjnych kolegów, który wracał z poczty z reklamówkami pełnymi kartek pocztówkowych i listów. Bo głosowano wówczas jedynie w tradycyjny sposób, wycinając kupony z gazety i wypełniając go. Ten pierwszy plebiscyt był stosunkowo skromny, głosowano w pięciu kategoriach. Czytelnicy wybrali dziesięciu najpopularniejszych zawodników, trzech najpopularniejszych trenerów, najsympatyczniejszego zawodnika, największego pechowca oraz największe objawienie roku 1990.
Myślę, że warto przytoczyć jako ciekawostkę laureatów tamtego historycznego głosowania fanów. Dziesiątka najpopularniejszych wyglądała następująco:
Tomasz Gollob - Polonia Bydgoszcz,
Zenon Kasprzak - Unia Leszno,
Mirosław Korbel - ROW Rybnik,
Ryszard Dołomisiewicz - Polonia Bydgoszcz,
Jan Krzystyniak - Stal Rzeszów,
Wojciech Żabiałowicz - Apator Toruń,
Jacek Rempała - Unia Tarnów,
Roman Jankowski - Unia Leszno,
Andrzej Huszcza - Falubaz Zielona Góra
Wojciech Załuski - Kolejarz Opole
Najpopularniejszymi trenerami zostali:
Stanisław Miedziński - Apator Toruń,
Stanisław Kępowicz - Unia Tarnów
Jerzy Gryt - ROW Rybnik.
Za najsympatyczniejszego zawodnika uznano nie po raz ostatni zresztą Andrzeja Huszczę, a za największego pechowca Piotra Śwista z gorzowskiej Stali. A kto został "objawieniem sezonu"? - Ja nim zostałem. Miałem wtedy szesnaście lat i było to dla mnie ogromne wyróżnienie. Już samo spotkanie i możliwość wspólnej zabawy z dużo starszymi nieraz kolegami była sporym przeżyciem. Bardzo miło wspominam tamten pierwszy plebiscyt i aż nie chce mi się wierzyć, że od tamtej pory minęło już prawie ćwierć wieku. Po prostu niewiarygodne, jak czas płynie - wspomina dziś Piotr Baron, wówczas zawodnik Apatora Toruń, bo to on oczywiście został laureatem w tej cennej dla młodego zawodnika kategorii. Warto też zaznaczyć, że pionierski finał plebiscytowej zabawy odbył się w tym samym miejscu gdzie dziś, czyli w wieży Stadionu Alfreda Smoczyka, tyle, że wyglądało ono wówczas zupełnie inaczej niż obecnie.
I podobnie jak dziś zwieńczeniem finału był Bal Żużlowca, na którym zjawili się, kibice, aby spotkać się ze swoimi sportowymi idolami. Formuła sprawdziła się, więc po roku zabawę plebiscytową powtórzono. I tak trwa do po dzień dzisiejszy i być może potrwa, jak mawia pewien jegomość, którego akcja jest tylko nieco młodsza od plebiscytu "Tygodnika Żużlowego" do końca świata i jeden dzień dłużej.
Robert Noga
P. Robert ma jednak pecha gdy czyta go 2 i 1/2 idioty.
To potwierdza tezę że szczęśliwie żniwa w naszym kraju są tylko raz Czytaj całość