W związku z tym tzw. martwy okres właściwie nie istnieje. To znaczy oczywiście przez kilka miesięcy nie odbywają się zawody ani treningi na torach, ale wokół nich wrze jak w ulu. Strażnicy mieszania w tym naszym żużlowym kotle nie zapadają w sen zimowy i czuwają, aby łycha mocno zanurzona była i w to jedną, to w drugą stronę, machają nią w kociołku. I na okrągło. Jak nie skandal z jakimś transferem, to wojna organizatorów mistrzostw świata z organizatorami mistrzostw Europy, jak trafi się jakiś dzień przerwy w tym temacie, to mamy tłumik Demskiego. Chryste, chyba jak uruchamiali przed lat linię produkcyjną "syrenki" na Żeraniu to nie towarzyszyły temu takie skrajne emocje jak sprawa, czy wytwór inżynierskiej pasji naszego sędziego spod Ostrowa Wielkopolskiego powinien być wprowadzony do sportu żużlowego, czy też nie.
I czy nasze władze zrobiły wszystko aby trafił on (oczywiście tłumik, a nie Demski) do eksploatacji, czy też nie zrobiły. Debata ogólnonarodowa, a każdy oczywiście zna się na tym równie dobrze jak na futbolu i medycynie. Temat zimy, który w środowisku przykrył wszystko inne. Co tam przygotowania do sezonu, co tam bal żużlowy w Gorzowie, podczas którego zebrano grubo ponad 200 tysięcy na cele charytatywne. Kogo to interesuje? Jeno osiemnaście wpisów w komentarzach pod informacją na ten temat. A w kwestii tłumika a sprawy polskiej? Pewnie z tysiące dodając wszystkie, produkowane niczym na taśmie artykuły na ten temat. Chyba trzeba będzie odlać taki jeden model tłumika z brązu i na jakimś postumencie postawić. Żeby było ciekawiej kwestia ta powoduje nie tylko zalew opinii, ale też sążnistych polemik. Dziennikarze kłócą się na łamach, kto miał rację, a kto nie, kto podgrzewał atmosferę pod publiczkę, a kto zachowywał zdrowy rozsądek. Boże, czyśmy wszyscy poszaleli? To jakieś wariactwo przecież! Najzabawniejsze w tym wszystkim jest natomiast to, że tak naprawdę ci, od których wiele mogłoby tutaj zależeć, a właściwie wszystko niemal, wydają się mieć te medialne histerie w przysłowiowej pompce. Myślę tutaj o najważniejszych ludziach w naszym środowisku, czyli samych zawodnikach.
Weźmy wojenkę SEC z SGP. Jaka była ich reakcja? Coś tam pomruczał Nicki Pedersen, medialną szabelką pomachał Sajfutdinow, Tomasz Gollob powiedział, że woli startować w SEC, bo pewnie Grand Prix jest już zmęczony. A przecież wystarczył tak naprawdę solidarny, konkretny odruch tych, w sumie szesnastu- dwudziestu najbardziej wpływowych zawodników, zgodne oświadczenie, że nie zgadzają się na żaden monopol i albo da się im wolność wyboru, albo robią lokaut Grand Prix i niech sobie dżentelmeni z BSI liczą gdzie stracą więcej. I problem byłby, moim zdaniem, już dawno rozwiązany. Identycznie rzecz ma się z owym nieszczęsnym tłumikiem. Nie chcą go w FIM? No nie chcą. Ale w Polsce mógłby być. A gdyby się sprawdził, to jak zauważył słusznie podczas niedawnej narady prezesów klubów żużlowych z GKSŻ Zbigniew Fiałkowski, zawodnicy z innych państw naciskaliby na swoje federacje aby ten - zakładając lepszy i bezpieczniejszy - produkt wprowadziły także u siebie. Tak więc tłumik Demskiego mógłby na naszych torach spokojnie funkcjonować, bo taka była wola działaczy centrali. Teraz wystarczyło tylko, żeby zawodnicy wypowiedzieli się zgodnie na ten temat.
I tutaj oczywiście pies został pogrzebany. Jasiu chce, Misiu nie chce, a Zdzisiu sam nie wie. Albo odwrotnie. I tak w kółko i tak z każdym niemal tematem. W efekcie tak naprawdę wszyscy na tym braku jednolitego stanowiska i środowiskowej solidarności tracą.
Robert Noga