Łukasz Sówka w ostrowskiej eliminacji do finału Złotego Kasku zajął dopiero trzynaste miejsce i nie krył rozczarowania swoją postawą. - Nie wyszły mi te zawody, bo przedobrzyliśmy z ustawieniami sprzętu. Na treningach było ok. Niestety, jechaliśmy w niedzielę nie tymi zębatkami, co powinniśmy. Dopiero w ostatnim wyścigu zaczęło coś pasować. Sami sobie jesteśmy winni. Szkoda, bo liczyłem na dobry wynik. Silniki ogólnie jadą i nie w nich jest problem. Dobieraliśmy złe ustawienia. Wydawało się, że jest mocno, a było odwrotnie - przyznał junior rzeszowskiego klubu.
O ile Złoty Kask nie był priorytetową imprezą dla Łukasza Sówki, to jednak krajowe eliminacje do IMŚJ już tak, bo dla reprezentanta Polski to ostatni rok startów jako junior. W Pile w sobotę Sówka zajął jednak dopiero dziesiąte miejsce i nie awansował do finału, który odbędzie się 8 kwietnia na doskonale mu znanym torze w Ostrowie. - Wielka szkoda, bo chciałem awansować do finału. Niestety, w drugim starcie zaliczyłem upadek na drugim miejscu i to mnie wybiło z rytmu. Czasu się nie cofnie. Trzeba teraz walczyć w innych imprezach. Wkrótce rozpocznie się liga i muszę się na tym skupić. Dużo przede mną i będę starał się, by być coraz lepszym. Tego się trzymam - wyjaśnia Sówka.
Początek sezonu nie jest udany dla żużlowca PGE Marmy Rzeszów i absolutnie nie zwala on za ten stan rzeczy winy na sprzęt. - Myślę, że przyczyna tkwi zarówno po mojej stronie jak w tym, że cały czas próbujemy sprzęt. Wjeżdżamy się w sezon i tak naprawdę w sobotę w Pile jechałem w pierwszych zawodach w sezonie, a w niedzielę w Ostrowie w drugich. Nie mieliśmy jeszcze żadnych sparingów, więc nie było okazji sprawdzić się w zawodach. Nie załamuję się tym początkiem. Tak jak powiedziałem - dużo przede mną. Oby tylko cało i zdrowo jechać, a będzie dobrze - kończy Sówka.