Patrzcie, Golloba nie ma, a o inauguracyjnej GP pisze się więcej niż kiedyś i jest głośniej o niej. Niegdyś zajadałem się pyszną niemiecką czerwoną, pasteryzowaną kapustą ze słoika. Lubiłem też tamtejsze konfitury, ale po występie pana Smolińskiego i jego zakolegowanego niemieckiego dziennikarza jakoś straciłem na nie apetyt. Wiecie kogo u nas nazywa się kapustą, czy konfiturą. Tłumaczyć chyba nie muszę. Dzieciom powiem, że chodzi o skarżypytę. Ów żurnalista z Rajchu, nazwiska nie wymienię, żeby mu nie robić reklamy, bo nie zasługuje, posiadający jak widać tabloidowe zacięcie, napisał był oto na jakimś portalu wstrząsający "reportaż" z długiej podróży na GP do Auckland i sprawa się rypła. Tylko słyszałem o tym materiale, ale go nie czytałem. Wyobrażam sobie, że mógł być z cyklu: "Kablujemy z samego środka samolotu! Życzliwy dziennikarz donosi"! Czy cuś w tym stylu. Poszło oto, że w trakcie lotu z Londynu do Singapuru, ktoś miał urodziny, inni zaśpiewali mu więc nasze narodowe "sto lat", ktoś wreszcie przegiął z tą balangą i stał się uciążliwym pasażerem. I że chodziło o mechaników byłego mistrza świata. Zaraz poszła wieść, że to o polskich majstrach mowa, których ci w żużlowym peletonie bez liku. To ja powiem tak: z pewnością złe zachowanie się w samolocie (jeśli takowe się przydarzyło) chluby nikomu nie przynosi i klaskać za to nikomu tu nie będę. Ale lot był bardzo długi, raczej w gronie samych swoich, no i różne rzeczy zdarzały się już wcześniej, nie tylko teraz, lecz nikt tego nie upubliczniał i nie robił wielkiego halo. Dopóki w grandpriksowej kolumnie nie znaleźli się Niemcy. A oni nie przepuszczą, żeby Polakom nie dowalić. To ja kiedyś nakręcę na komórkę, jak głośno ta nacja zachowuje się po pijaku na wrocławskim rynku.
Oczywiście w samolocie świętować nie mogą zawodnicy, bo oni muszą być na GP w formie. Gdyby się "napyli", to pokazaliby całkowity brak profesjonalizmu. Ale mechanicy? Oni mają prawo odreagować, bo to oni w znoju przygotowywali i pakowali sprzęt, to oni będą w stresie i w smarach po łokcie zasuwać przy motocyklach, także w nocy, kiedy (he, he) "te pasożyty" żużlowcy pójdą się relaksować, czy spać do hotelu w Auckland. I to majstrowie w swej pracy, nawet w największym pośpiechu i ciśnieniu nie mogą popełnić żadnego błędu! Trauma. Czasem więc człowiek musi odreagować. Poza tym lot, co powtarzam, jest długaśny, a majster nie wielbłąd i pić musi (znałem słynnego komentatora sportowego, który panicznie bał się latać, więc do samolotu zawsze wrzucano go znieczulonego, czyli pijanego, jak belę). Ponadto, jak zresztą słyszę, ta dziennikarska relacja ponoć była przekolorowana. W każdym towarzystwie czasem ktoś przesadzi, to się mu to mówi (ochrzania) potem na boku, a nie biegnie kablować do mediów, bo wiadomo, że zrobi się z tego szum! Są sprawy, które ludzie z charakterem załatwiają we własnym gronie.
Na mechaników oburzył się Paul Bellamy z BSI, że niby nie lecieli na wakacje, tylko do pracy. Bezczelne! W pracy panie Angol, to się zarabia, a do waszej GP większość zawodników dokłada. Przez tę aferę najsłynniejszym jeźdźcem z GP stał się niespodziewanie Marcin Smoliński. Bo to do niego był przyklejony ów niemiecki dziennikarz-skarżypyta, który w swoim głośnym artykule dodatkowo zacytował taką oto wypowiedź tego żużlowca: - To żenujące - powiedział niemiecki zawodnik. - Jest mi wstyd, chociaż to dla mnie obcy ludzie. Ja też jestem członkiem SGP i dobrze, że nie ma tu teraz innych zawodników i nikt chyba tych ludzi nie skojarzy ze speedwayem - doda”. Podałem za SportoweFakty.pl.
No i teraz Smoliński ma przez to przechlapane wśród kolegów, bo się nie robi we własne gniazdo. I do tego będąc nowym w towarzystwie! Rozrywkowy Holder już ponoć przemówił Martinowi do rozumu, a jego niemiecka ekipa z pewnością nie będzie miała gdzie i od kogo pożyczyć klucza czy śrubki. Tak na marginesie: ja po latach, kiedy to już nikomu nie zaszkodzi, podobne kawałki, których byłem świadkiem, też opisuję w mediach, ale z sympatią i przymrużeniem oka. Jako anegdotę. Na świeżo jednak takie rzeczy powinny być wyjaśniane z dala od żurnalistów, żeby nie zaszkodzić ludziom, nawet jeśli coś takiego przeskrobali. A tu w tyłek dostał też cały żużel, o którym głośno w mediach tylko wtedy, gdy się Gollob pokłóci z żoną, albo jak na polskim torze zginie zagraniczny zawodnik. No właśnie, nie ma Tomka w GP, to ta impra mnie już mało obchodzi. Wolę SEC, bo polskie!
Inna sprawa, że po odejściu "Gallopika" i Crumpa, czy absencji Sajfutdinowa, zrobiło się w IMŚ jakby ciekawiej. Po tytuł mogą sięgnąć Ward, Hampel, Woffinden, Holder, Hancock, Pedersen, Iversen, czyli aż siedmiu rajderów! Tego nie było już dawno! A przecież Zagar czy Bjerre, który przesiadł się z jawy na GM-y, Jonsson, nasz "Kasper", bądź Batchelor także mogą wskakiwać na podia poszczególnych turniejów. Stać ich na to. Gorzej już z Lindgrenem czy Harrisem. "Batch" to szaleniec: rzucił się na GP bez zaplecza sprzętowego i finansowego i zobaczymy jak sobie poradzi. Jest nadzieja, że nie będzie nadrabiał ambicją, bo jak wiemy, potrafi (zbyt) ostro pojechać. Iversen w toruńskich parach niespodziewanie cieniował, ale tłumaczył, że najlepszy motocykl już wysłał do Nowej Zelandii. No to się w sobotę przekonamy jak z nim teraz jest naprawdę. Również Holder po kontuzji to cień wielkiego zawodnika. Zresztą, już w ubiegłym sezonie szału nie robił. Stareńki Hancock to wielka niewiadoma. On chyba ze wszystkich miał teraz najmniej jazdy. No, ale ta rutyna i jeden z najlepszych zestawów mechaników. To mu pomoże.
Nicki Pedersen już jest w wielkim sztosie. Jest szybki. To znakomity grajek i wielki profesjonalista. Może ostatni taki w żużlowej elicie. Z przyczyn charakterologicznych nie nadaje się do zawodów parowych, ale w Auckland wszyscy przecież pojadą na własny rachunek. Problemem Duńczyka jest jego niepohamowana ambicja, waleczność i to "will". Lubi wygrywać. Czasem nawet za wszelką cenę. Ale bywa, że tę cenę płacą jego konkurenci, nie tylko on.
Pod nieobecność Emila głównymi faworytami do korony IMŚ ‘2014 są chyba Ward, Woffinden i Hampelek. Iversen ma być ewentualnie czarnym koniem. Zwariowany Anglik już wie jak się zostaje championem. Ale nie wiem, czy będzie potrafił to powtórzyć. Holder np. nie umiał. Do tego Tai jest mocno porozbijany po upadku w Anglii. Spręży się? Hampel już dojrzał do mistrzostwa. Ma starty i nauczył się wyprzedzać. Jest zawodnikiem kompletnym. Jeśli nic mu się nie namiesza w głowie, to może wygrać w Auckland i ma szanse na koniec sezonu zostać IMŚ!
Ward jest pewnie jeszcze bardziej utalentowany do jazdy na żużlu, to brylant jak kiedyś Mike Lee. Tylko nadal jest bardzo niedojrzały, dziecinny i sama jazda na talencie może mu nie wystarczyć. Ale w sobotę będzie u siebie.
Klasyfikacja Grand Prix Nowej Zelandii według Bartłomieja Czekańskiego:
1.
Darcy Ward
2. Jarosław Hampel
3. Nicki Pedersen
4. Greg Hancock (stawiam na niego, ale brałem też pod uwagę Iversena)
...
8. Krzysztof Kasprzak
buhhha I OTO WYSZLO JAK ZWYKLE U CZEKANSKIEGO NIENAWISC DO WSZYSTKIEGO CO TORUNSKIE... Czytaj całość
Ale pan jest NAJS (nice)hehe.
Pozdrowienia z półkuli południowej.