Smolinski przed inauguracją cyklu uchodził w oczach obserwatorów za autsajdera. W sobotę sprawił jednak sensację, w efektownym stylu wygrywając rundę w Auckland. Według Krzysztofa Cegielskiego, to niespodzianka większego kalibru niż triumf Martina Dugarda w 2000 roku w Coventry. - Nie znam dokładnie historii żużla, ale myślę, że podobnej sensacji trudno będzie się doszukać - uważa nasz ekspert. - Oryginalny w ocenie Smolinskiego być nie zamierzam. To wielkie zaskoczenie, nikt się jego zwycięstwa nie spodziewał, z jego najbardziej zagorzałymi fanami włącznie. Wszyscy powinniśmy się cieszyć, że stało się coś nieprzewidywalnego. Niemiec w sportowej walce uzyskał pierwsze miejsce. Nikt mu tego za darmo nie podarował, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, kiedy Smolinski zniechęcił do siebie cały parking i wielu kibiców. Jednak najważniejsze jest to, co się dzieje na torze i umiejętności zawodnika. Te pozwoliły dzisiaj Smolinskiemu wygrać. Wykorzystał swoją szansę i atut bardzo szybkiego silnika.
29-latek koncentrował się dotychczas na mistrzostwach świata na długim torze, z których kosztem startów w SGP musiał w tym sezonie zrezygnować. W sobotę imponował walecznością, jednak warta uwagi jest również szybkość jego silników. - Sprzęt przygotowuje mu Horst Buhrmester, z którego usług też miałem okazję korzystać - wyjaśnia Krzysztof Cegielski. - Niemieccy tunerzy są zazwyczaj twórczy i ich nowinki potrafią wypalić. Dobrze, że nowa, dotychczas mało znana osoba pojawiła się na rynku. Zastanawiałem się przed sezonem, czy zostanie utrzymany status quo i czy nadal prym będą wiedli ci sami tunerzy, a w konsekwencji ci sami zawodnicy. Jednak pierwsza runda obfitowała w niespodzianki. Za takie należy uznać słabsze występy Hampela, Iversena, Woffindena czy Warda.
Wygrana Smolinskiego jest tym bardziej zaskakująca, że do tej pory nie potrafił on zaistnieć na polskich torach. W poprzednim roku podpisał kontrakt z KSM-em Krosno, w barwach którego wystartował dwukrotnie. Wyniki notował przeciętne: uzyskiwał dziewięć i osiem punktów. Na kolejne spotkania, mimo zaproszeń działaczy, nie przybył. - Nie możemy generalizować i skreślać zawodnika po jednym nieudanym meczu ani też gloryfikować go po jednej zwycięskiej rundzie Grand Prix - twierdzi Cegielski. - Pojechał świetnie, należy go chwalić, ale to nie znaczy, że jest już w stanie regularnie zdobywać po kilkanaście punktów w ekstralidze. Sądzę, że jeszcze na to wcześnie, lecz kto wie - być może jest na tyle dojrzałym jeźdźcem i trafił na tyle dobrze ze sprzętem, że będzie dłużej utrzymywał wysoką formę. Życzyłbym tego sobie oraz innym kibicom, bo byłby to kolejny powiew świeżości w cyklu. Przynajmniej do następnego turnieju będziemy podziwiać Smolinskiego i rozważać, na czym startuje. Pewnie otrzyma masę propozycji i otworzą się przed nim nowe możliwości. Można bagatelizować i stwierdzić, że to tylko jeden turniej, ale daj, Panie Boże, każdemu w debiucie jako stały uczestnik zwyciężyć.
Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, wygrana Smolinskiego przyczyni się do promocji żużla w Niemczech. - Fanów jest tam od zawsze wielu - zaznacza. - Podróżowali oni po arenach mistrzostw świata, mimo że mogli tylko pomarzyć, by ich rodak brał udział w zawodach. Wyobrażam sobie, że będzie u naszych zachodnich sąsiadów mały szał na Smolinskiego. I dobrze stałoby się, żeby jego sukces został nagłośniony i Niemcy dowiedzieli się, że ich reprezentanci nie tylko świetnie grają w piłkę, ale potrafią również jeździć na żużlu. To pod względem marketingowym nowy, bardzo atrakcyjny i rozwinięty rynek. Jeśli udałoby się Smolinskiemu dłużej startować na tak wysokim poziomie, zyskałaby cała dyscyplina.
Pierwsza tegoroczna runda Grand Prix mogła przypaść do gustu głównie ze względu na zaskakujące rozstrzygnięcia, co zwiastuje emocje także w pozostałych eliminacjach. - Wszystko potoczyło się odwrotnie, niż przewidywaliśmy. Byłoby nudno, gdyby walka o medale rozgrywała się między Pedersenem, Hampelem, Iversenem, Holderem i Wardem. Ci, którzy są faworytami muszą zejść na ziemię, natomiast skazywani na porażkę uwierzą w siebie. Możemy być świadkami emocji większych, niż nam się wydawało - podsumowuje Krzysztof Cegielski.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
4/10 w skali Barei. :)