ENEA Ekstraliga: Znamy szczegóły nadzoru nad klubami!

Dwa kluby ekstraligowe mają przyznane licencje nadzorowane. Wielu kibiców zastanawia się jednak, jaki będzie ich los, jeśli nie będą realizować zapisów programu naprawczego.

Licencję nadzorowaną przed sezonem 2014 otrzymały kluby z Częstochowy i Gdańska. To dla nich ostatnia deska ratunku w obliczu trudnej sytuacji finansowej i szansa na przetrwanie. Zarówno Włókniarz jak i Wybrzeże musiało przedstawić program naprawczy, który ma sprawić, że oba kluby wyjdą na prostą. Wielu kibiców z pewnością zastanawia się jednak, jaki będzie los tych dwóch żużlowych ośrodków, jeśli nie będą one realizować jego zapisów. - Licencję nadzorowaną i programy naprawcze mają dwa kluby ekstraligowe. W przypadku Włókniarza Częstochowa została ona przyznana na rok, do końca tego sezonu. Wybrzeże Gdańsk otrzymało ją na dwa lata. Zarząd Główny PZM zawsze może zawiesić taką licencję. To jednak ostateczność - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes ENEA Ekstraligi Wojciech Stępniewski.

Kluby mogą być więc ukarane, jeśli nie będą wypełniać programu naprawczego. Czy to oznacza, że istnieje realna groźba, że któryś z nich nie dojedzie do końca sezonu 2014, ponieważ zostanie pozbawiony licencji w trakcie rozgrywek? - Chciałbym to dokładnie wyjaśnić. Częstochowianie mają licencję nadzorowaną do końca tego sezonu. Program naprawczy będzie kompleksowo oceniany na końcu. Pierwsza weryfikacja nastąpi zatem po zakończeniu sezonu. Klub musi oczywiście cały czas przesyłać na bieżąco wszystkie dokumenty do zespołu licencyjnego. Tak samo jest z gdańszczanami. Oni mają licencję na dwa lata, ale pierwsza kompleksowa ocena realizacji programu naprawczego zostanie również dokonana na koniec tego sezonu. Wtedy będą mogły zostać również podjęte decyzje dotyczące ważności tej licencji na sezon kolejny - wyjaśnia Stępniewski.

W praktyce oznacza to, że klubom z licencjami nadzorowanymi nie grozi "wykluczenie" z rozgrywek w trakcie sezonu 2014. Prezes Speedway Ekstraligi wierzy, że zdołają one poprawić swoją sytuację finansową i nie zgadza się z opiniami, że przez zmiany w procesie licencyjnym stał się on mniej szczelny. - Proces licencyjny jest szczelny. Licencja nadzorowana to natomiast ostatnia deska ratunku dla klubu, który nie radzi sobie pod względem finansowym. Ona ma skłonić do refleksji, że czasami warto mieć gorszy wynik sportowy i innych zawodników niż sukcesy na kredyt - podkreśla Stępniewski.

Przed startem sezonu 2014 wszyscy mają duże oczekiwania. Kibice liczą, że będą świadkami tylko pozytywnych emocji i nie zobaczą kolejnych skandali. Nie brakuje jednak powodów do obaw. Wiele z nich wiąże się właśnie z sytuacją finansową w niektórych ośrodkach - Niestabilna sytuacja finansowa w polskim żużlu narastała w ostatnich latach. To nie jest tylko tak, że doprowadził do tego ubiegły sezon. Pamiętam z własnego doświadczenia, że w 2007 roku budżet klubu z Torunia pod względem kosztów zawodniczych wynosił 3,5 miliona złotych. Dziś w mediach możemy przeczytać, że mówimy o zupełnie innych kwotach. Na ile są one prawdziwe, to już nie mnie oceniać. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że jeśli chodzi o zawodników, to koszty są takie same. Być może nieznacznie wzrosły wydatki na silniki czy opony. Cały problem polega jednak na tym, że nakręciła się spirala płacenia i to tak naprawdę stanowi potężny kłopot. Mówi się zresztą o tym już od dłuższego czasu. Mamy kluby, które sobie doskonale radzą, ale nie brakuje też takich, które zmagają się z problemami i mają przyznane licencje nadzorowane. To wzorzec zaczerpnięty z piłkarskiej Ekstraklasy, gdzie kilka ośrodków ma taką licencję i realizuje program naprawczy. Pomysł jest krytykowany? Najłatwiej jest pozbawić kogoś uczestnictwa w lidze. W mojej ocenie całemu środowisku powinno jednak zależeć na tym, żeby klub, który sobie nie radził, skierować na dobrą drogę. Na tym polega interes żużla - zakończył Stępniewski.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: