Natychmiast rozbił drzwi dostając się do środka i wytargał na zewnątrz nieszczęśnika, próbując go ratować. Niestety mężczyzna z samochodu już nie żył. Potem odkryto, że pedał gazu był wciśnięty tak aby silnik ciągle pracował, a zamknięte okna były uszczelnione specjalną taśmą. Najwyraźniej ofiara sama wybrała moment rozstania się z życiem dokonując aktu samobójstwa - dusząc się spalinami samochodowymi. Nieco później radio podało, że mężczyzną, którego ciało odnalazł pracownik leśny był William Robert (Billy) Sanders, australijski żużlowiec, zawodnik klubu Ipswich Witches. 23 kwietnia 1985 roku kiedy postanowił rozstać się z życiem miał niespełna 30 lat i był słusznie uważany za wielką gwiazdę światowego speedwaya, co wielokrotnie udowadniał na torze przez kilkanaście lat swojej kariery.
Rok 1972. Niespełna 17-letni Billy przylatuje do Wielkiej Brytanii z rodzinnej Australii za sprawą promotora Ipswich Johna Berry'ego i niemal z marszu startuje w angielskiej lidze. Akurat w Wielki Piątek Wielkanocny. Debiut ma niezwykle udany, zdobywa bowiem 8 punktów, wygrywając dwa wyścigi. Dzieciak z antypodów nie miał wtedy jeszcze prawa jazdy, więc jak opowiadała Magdalena Zimny-Louis w uroczej broszurce" Billy Sanders - zrozumieć samobójce", która ukazała się na rynku dwie dekady temu, na mecze musiał zostać dowożony. - Nie mógł prowadzić samochodu, a wieczorami dosiadał potężnej maszyny i ścigał się z zawrotną prędkością. Był to swoisty paradoks- zauważyła autorka tekstu o Sandersie. Nie wiem jakim był kierowcą, ale z zakamarków pamięci, które zawsze można skutecznie wesprzeć archiwalnymi artykułami prasowymi i statystykami wydobywam, że żużlowcem był naprawdę świetnym.
Rok 1976 Londyn, stadion White City, finał Drużynowych Mistrzostw Świata. Po raz pierwszy z udziałem reprezentacji Australii. Wcześniej "Kangury" w tzw. rundzie brytyjskiej pobiły Anglików, Szkotów i Nowozelandczyków. Turniej decydujący o awansie do finału odbył się w Ipswich i Sanders, wówczas 21-letni zawodnik okazał się w nim najlepszy, zdobywając komplet 12 punktów. Wtedy już był znanym i uznanym zawodnikiem, za jego olbrzymim wkładem rok wcześniej "Wiedźmy" zostały po raz pierwszy najlepszą drużyną ligi brytyjskiej. W wielkim finale rywalami Australijczyków byli Szwedzi, Rosjanie oraz Polacy. Sanders oczywiście miał pewne miejsce w narodowej drużynie obok Phila Crumpa, Phila Herne oraz Johna Bouglera. Wszyscy jeździli bardzo równo i pewnie. Najlepszy Crump zdobył 11 punktów, Sanders i Herne dołożyli po 7, a Bougler 6. W sumie jest więc 31 i to wystarczyło, aby w swoim debiucie Australijczycy zdobyli złote medale. Ich największym rywalem okazała się wtedy reprezentacja Polski, z którą wygrali różnicą 3 punktów. Trudno uwierzyć, że na kolejny mistrzowski tytuł czekali w Australii aż do 1999 roku!
Rok 1983 stadion w niemieckim Norden, zgodnie z decyzją FIM staje się areną finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. Dawno minęły już czasy kiedy monopol na finał miało magiczne i mitologiczne wręcz Wembley, teraz największe żużlowe imprezy zaczęto stopniowo przenosić na prowincje. Finał w Norden jest zagrany w rytm batuty gospodarza Egona Mullera, dla którego przygotowano tor, a on zrobił swoje, nota bene z kompletem punktów. Sanders zdobył tytuł wicemistrza. Nie był to jednak ani jego pierwszy start w finale, a ani pierwszy medal. W stawce najlepszych 16 żużlowców świata zadebiutował w 1977 roku, zajmując 10 pozycję. Dwa lata później w Chorzowie był 5, a w 1980 roku w Goetegorgu zajął 3 miejsce. Rok po swoim największym indywidualnym sukcesie był 11. Kolejnego finału niestety, na własne życzenie już nie dożył.
Sanders, jak wielu sportowców miał jednak dwa oblicza, to na użytek wielbiących go kibiców było jednak inne niż prywatne. Magdalena Zimny-Louis docierając do wielu jego znajomych napisała później, że z ich opowieści wyłaniał się obraz beztroskiego człowieka, który nienawidził przegrywać i miał skłonność do bójek, alkoholu, potrafił czerpać od innych pełnymi garściami zapominając kompletnie nie tylko o rewanżu, ale też zwykłym słowie: dziękuję. I miał problemy osobiste, w dużej mierze z własnej winy. Żona Judy, z którą miał dwoje dzieci: córkę i syna w pewnym momencie odeszła od niego, mając dosyć zdrad i rozrywkowego charakteru męża. To go mocno zabolało, cierpiał podobno bardzo, ale czy to było główną przyczyną desperackiego kroku, tego nie dowiemy się już nigdy.
Show must go on. Przedstawienie musi jednak trwać. Dzień po śmierci Sandersa w Ipswich jak gdyby nigdy nic odbył się kolejny ligowy mecz. Kilka dni później w jego pogrzebie wzięło udział wielu kolegów i rywali z toru, niektórzy przyjechali nawet z innych kontynentów. Żona nie dotarła. W parkingu, w jednym z boksów przymocowano skromną tabliczkę poświęconą pamięci Sandersa. Dziecka Ipswich, jak go niektórzy nazywali.
Robert Noga
Czytelnikom SportoweFakty.pl życzę wszystkiego dobrego z okazji Świąt Wielkanocnych!