Maciej Kmiecik: W samych superlatywach wypowiadaliście się podczas konferencji prasowej o meczu Polska - Australia w Ostrowie. Tak świetna frekwencja na towarzyskim spotkaniu jest chyba najlepszym potwierdzeniem, że żużel trzeba promować w miastach, gdzie na co dzień nie ma speedwaya na najwyższym poziomie?
Jarosław Hampel: Oczywiście. Mamy kolejne potwierdzenie tego, że w Ostrowie można liczyć na dobrą frekwencję. Klimat dla żużla jest tutaj sprzyjający. Wypełnione po brzegi trybuny najdobitniej świadczą o tym. Moim zdaniem to fenomenalne zjawisko.
Co na tobie zrobiło największe wrażenie?
- Nie tylko frekwencja, ale także reakcje kibiców na wydarzenia z toru. Jechaliśmy co prawda towarzyskie zawody, które potraktowaliśmy prestiżowo, a kibice bardzo emocjonowali się naszą walką z Australią. Stadion żył tym meczem. Komplet publiczności na trybunach to jest coś, co bardzo dobrze świadczy o ostrowskim środowisku żużlowym.
[ad=rectangle]
Jak ci się jeździło na ostrowskim torze? Przed rokiem był komplet punktów, a teraz trochę gorzej, choć nadal najlepiej punktowałeś z Polaków…
- Zawsze mi się jeździ tutaj dobrze. Tor był bardzo dobrze przygotowany. Mogliśmy obserwować naprawdę ciekawe wyścigi. O to przede wszystkim chodzi w speedwayu, by dawać kibicom dobre widowisko.
Australijczycy wracali do gry jokerem i rezerwami taktycznymi. Dobrze, dla emocji było, że prawie do końca ważyły się losy spotkania…
- Na pewno tak. Regulamin meczu był bardzo dobrze pomyślany. Drużyna, która traciła punkty miała szanse na odrobienie strat. Jokerem można było odwrócić losy spotkania. W trakcie meczu waleczni Australijczycy zbliżyli się do nas na trzy punkty, co było wynikiem jokera i rezerw taktycznych. W końcówce meczu pokazaliśmy jednak, że jedziemy lepiej i zasłużenie wygraliśmy.
Myślisz, że frekwencja w Bydgoszczy podczas Grand Prix, a teraz podczas towarzyskiego meczu Polska - Australia w Ostrowie da komuś do myślenia w kwestii tego, w którym kierunku powinna zmierzać promocja speedwaya?
- Na pewno nad tym trzeba się pochylić i zastanowić. W Bydgoszczy była wyjątkowo zła sytuacja, że jeździliśmy w Grand Prix przy prawie pustych trybunach.
Takiej sytuacji nie mieliśmy w trakcie 20 lat rozgrywania turniejów Grand Prix w Polsce. Może faktycznie trzy rundy w naszym kraju to trochę za dużo?
- Bez wątpienia trzeba przeanalizować tę całą sytuację i pomyśleć, co zrobić, by utrzymać zainteresowanie turniejami Grand Prix. To jednak nie moja rola, ale osób, które zarządzają cyklem. Ja skupiam się na sprawach sportowych i staram się dawać kibicom dużo emocji.
W niedzielę szlagierowy mecz w Zielonej Górze. Pomimo początku sezonu oba zespoły muszą wygrać. Wy już jedną wpadkę na swoim torze zaliczyliście, a Unibax musi odrabiać minusowe punkty. Czego możemy się spodziewać po meczu, który będzie swego rodzaju rewanżem za nie odbyty zeszłoroczny finał?
- Zachowujemy duży spokój, ale oczywiście bardzo ambitnie podejdziemy do tego spotkania. Jedziemy u siebie, a jak pamiętamy pierwszy mecz na własnym torze przegraliśmy. Teraz zdecydowanie musimy zrobić wszystko, żeby to spotkanie wygrać. Zespół z Gdańska pokazał, że można pokonać toruński "dream team". Nie będzie łatwych spotkań w tej lidze, ale my musimy zachować spokój i po prostu zwyciężyć.
W pierwszym meczu tor nie był chyba waszym największym atutem. Teraz będzie inaczej?
- Mam taką nadzieję. Będziemy mieli jeszcze sesje treningowe przed niedzielnym meczem i wierzę, że zrobimy wszystko, by optymalnie dopasować się do naszego toru. W trakcie meczu będziemy starali się wykorzystać atut domowego toru. Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawa rywalizacja. Toruń ma w swoim zespole w zasadzie same gwiazdy. Liczymy na emocjonujące spotkanie.
Szkoda tylko, że w magazynie wieczornym tak po Tobie pojechali.
Nie wiem o co tam chodzi, ale miałam wrażenie że trzeba będzie przepraszać za wygrany mecz...