Maciej Kmiecik: Większość jest pewnie bardzo pozytywnie zaskoczona twoją postawą w meczu Polska - Australia w Ostrowie, gdzie jako junior - podobnie zresztą jak Piotr Pawlicki - zdobyłeś 10 punktów i 4 bonusy. Jak ty odbierasz ten debiut w seniorskiej reprezentacji kraju?
Kacper Gomólski: Bardzo się cieszę z tego wyniku. Nie było łatwo zdobyć tyle punktów. Startów jakoś szczególnie nie wygrywałem. Dużo walki było na dystansie. Trzeba było się trochę napocić, by przywieźć do mety te punkty. Było z kim walczyć, bo Chris Holder, Davey Watt czy Jason Doyle, a więc cała czołówka - bez Darcy'ego Warda - australijskich żużlowców ścigała się z nami w Ostrowie. Cieszę się, że trener mi zaufał. Odpłaciłem się walką na torze.
Ostrowski tor znasz chyba bardzo dobrze, bo często tutaj startujesz. Pomogło to ci w dopasowaniu sprzętu?
- Na pewno. Bardzo dużo pomógł mi sparing, który tutaj odjechałem przed sezonem, a później finał krajowych eliminacji do IMŚJ. Wiedzieliśmy od początku, jakie zębatki dobrać do tego toru, bo jechałem na tym samym silniku, co wcześniej w Ostrowie. Po pierwszym wyścigu dokonaliśmy tylko jednej – trafionej korekty i później było już idealnie. Fantastycznie było wystąpić w takim meczu, tym bardziej, że lubię tor w Ostrowie i zawsze dobrze się tutaj ścigam. Kibice wspaniale reagowali, było dużo walki, świetne zawody. Słowem - wszystko super.
[ad=rectangle]
Ostrów Wielkopolski jest jednym z ośrodków, gdzie kibice są spragnieni żużla. Jak odbierasz właśnie taki rodzaj promocji speedwaya poprzez test mecze z innymi reprezentacjami?
- To świetna inicjatywa. Słyszałem nawet, że już tam były jakieś rozmowy nawet na temat meczu w Ostrowie w przyszłym roku. Takie spotkania są kapitalną sprawą. Fajnie było jechać w meczu przy wypełnionych po brzegi trybunach. Zupełnie inaczej było w Bydgoszczy podczas Grand Prix, gdzie na tak dużym obiekcie przyszło mało ludzi. W Ostrowie na kameralnym stadionie zasiedli nie tylko fani z tego miasta, ale widziałem na trybunach kibiców również z innych żużlowych ośrodków. Oby tak było jak najdłużej. Widać, że w Ostrowie jest potrzeba dobrego żużla. Życzę temu klubowi, by wszedł do pierwszej ligi, bo wtedy na stadion będzie przychodziło jeszcze więcej ludzi.
W ostatnich dniach jesteś mocno zapracowany. W czwartek mecz w Ostrowie, a w weekend Niemcy i kierunek Stralsund, a później szlagierowy mecz w Tarnowie…
- W piątek wieczorem wyjechaliśmy do Stralsundu, więc miałem praktycznie cały dzień na regenerację po meczu w Ostrowie. Pobyłem trochę w domu, gdzie odpocząłem. Zarówno ja na torze, jak i chłopacy za kierownicą i w parku maszyn mocno się napracujemy. Majówka super.
W niedzielę dojdzie do jednego ze szlagierów Enea Ekstraligi w Tarnowie, gdzie odbędzie się mecz dwóch niepokonanych drużyn. Będzie ciężko?
- Czeka nas tak samo ciężka przeprawa jak gorzowian. Nie będą oni mieli łatwo, ale my także spodziewamy się trudnego meczu. Pojadą faktycznie dwie niepokonane drużyny. Myślę, że kibice zarówno na stadionie jak i przed telewizorami obejrzą świetne zawody. Tor w Tarnowie jest bardzo do walki. Pomimo wysokiego zwycięstwa nad Gdańskiem było w tym meczu dużo ścigania. Liczę, że podobnie będzie teraz w niedzielę ze Stalą Gorzów. Oby tylko wynik był na naszą korzyść.
Stal Gorzów ma swoje atuty, a największymi są pewnie lider cyklu Grand Prix Krzysztof Kasprzak i świetnie jadący junior, Bartosz Zmarzlik. Czym wy odpowiecie?
- Myślę, że zawodnicy z numerami 10 i 12 będą robili przewagę w naszej drużynie. Krzysztof Buczkowski, pomimo debiutu na torze w Tarnowie, pojechał z Gdańskiem bardzo dobrze, a z numerem 12 pojedzie Greg Hancock. Czego więc chcieć więcej?