Robert Noga - Moje Boje: Gdzie hity, a gdzie kity?

To miała być super kolejka (lub jak kto woli runda, pewien znajomy redaktor mawia, że kolejka to jest w barze przy bufecie) w naszej speedwayowej ekstralidze. Czy była taka naprawdę?

W tym artykule dowiesz się o:

W każdym  razie awizowano ją jako starcie tytanów, czterech mocarzy ligi. Miały być hity - w Tarnowie mecz Unii ze Stalą, a w Zielonej Górze Falubazu z Unibaksem. Były zatem owe hity, czy raczej... kity? W Tarnowie Stal została przez Jaskółki po prostu rozjechana. 28 punktów w plecy będzie gorzowian długo bolało. A mogło być więcej, gdyby Marek Cieślak w nominowanym XIV biegu postawił na niepokonanego Łagutę i Kołodzieja. Wolał jednak dać pojeździć jeszcze Buczkowskiemu i Gomólskiemu. Unia taka mocna, czy Stal taka słaba, pytał nie bez racji podczas pomeczowej konferencji jeden z dziennikarzy? Żal było patrzeć na Bartka Zmarzlika. W końcu to po pierwsze rekordzista tarnowskiego toru, po drugie wciąż jeden z najlepszych naszych juniorów i podpora gorzowskiego zespołu. Tymczasem w Tarnowie pojechał Bartek katastrofalnie, bo jak potraktować zerowy dorobek punktowy w czterech biegach?
[ad=rectangle]
Pozostali też zawiedli, może za wyjątkiem Krzysztofa Kasprzaka, chociaż i ten w pierwszej części meczu nie istniał, bo dwa pierwsze biegi przegrał podwójnie. A, że tarnowianie punktowali równo i cała drużyna wraz z najmniej doświadczonym Ernestem Kozą jedzie po prostu bardzo dobrze, przeto efekt jaki był, każdy widział. Pogrom. Bardzo pewnie wygrał też drugi "hit" Falubaz, który gościom z Torunia nie pozostawił żadnych złudzeń. Szesnaście punktów przewagi w meczu drużyn uważanych przed sezonem za faworytów ligi, to jednak różnica spora. Okazało się jednak (któryż to już raz?), że papierowe wyliczanki często nijak się mają do rzeczywistości, a tak zwane nazwiska same nie jadą. I co z tego, że Unibax ma w składzie trzech niedawnych mistrzów świata, do tego taki pistolet jak Ward, członek kadry narodowej Miedziński i bardzo solidnych juniorów? W Zielonej Górze Emil Sajfutdinow zdobył dwa punkty, Tomasz Gollob raptem trzy, a poobijany Darcy Ward ledwie pięć. Razem w trójkę wywalczyli więc dziesięć oczek, chociaż tak naprawdę teoretycznie tyle winien zrobić każdy z nich osobno.

Jak w takim razie ekipa z Torunia, traktowana przez niektórych jako "bad boys" naszej ekstraligi, ma wygrywać takie spotkania, jak to w Zielonej Górze? I takie to mieliśmy w niedzielę hiciory. Tymczasem najciekawiej było we Wrocławiu, bo mecz pomiędzy Spartą i Unią zakończył się remisem. Sparta trochę mnie zawodzi, wydawało się, że wzmocniona przede wszystkim powrotem Maćka Janowskiego pójdzie w górę, ale na razie męczy się okrutnie, a jeden punkt w trzech meczach, w tym dwóch na własnym torze to nie jest wynik rzucający na kolana. Ale i tak najbardziej nerwowo jest we wspomnianym Toruniu. Miała być mobilizacja, szybkie odrobienie karnych punktów, awans do play-off, a potem marsz po złote medale. Tymczasem na razie nie wygląda to wszystko najlepiej, straty punktowe rosną - do lidera jest to już punktów dwanaście, do czwartego miejsca dziewięć. Pewnie, że do końca sezonu zasadniczego daleko i wszystko może się odmienić, ale na razie problemem Torunia jest wypełzanie ze strefy spadkowej. Każdy punkt potrzebny jest jak woda ziemi, a tutaj jak na złość kalendarz podstawia im w następnym meczu tarnowskie Jaskółki.

Porażka może ekipę Golloba zepchnąć w czarną otchłań, po prostu muszą wygrać. Tarnowianie mogą. - Jedziemy do Torunia po zwycięstwo - deklaruje Cieślak, ale przecież trudno aby mówił cos innego. W Toruniu zapowiada nam się więc kolejkowy (no dobra rundowy) hit, podobnie jak w Lesznie, gdzie Unia przeegzaminuje Falubaz, a mecze tych drużyn zawsze mają dodatkowy podtekst i smaczek. Nie pisze jednak, że będą to hity, abyśmy się znowu nie "przejechali". Polska liga jest bowiem nieprzewidywalna. Ale może to jej największy urok?

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: