ŻKS ROW Rybnik po trzech kolejkach Nice Polskiej Ligi Żużlowej ma na swoim koncie dwa punkty i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Jedynie w meczu na własnym torze z Polonią Bydgoszcz beniaminek I ligi zaprezentował się z dobrej strony. W pozostałych meczach zawodzą przede wszystkim zawodnicy, którzy kreowani byli na liderów drużyny. - Mamy kilka problemów, ale największy z nich to punkty zawodnika, który miał być liderem zagranicznym tego zespołu. Póki co punktuje on na poziomie średniej klasy juniora. Chris Harris i Lewis Bridger w sześciu swoich startach przywieźli trzy punkty. Tymczasem w pięciu startach młody Kacper Woryna przywiózł 7 punktów i jeden bonus. To o czym my mówimy? - pyta Krzysztof Mrozek.
[ad=rectangle]
Chris Harris, do którego zarówno zawodnicy, jak i działacze mają największe pretensje zawodzi na całej linii. W dwóch spotkaniach zdobył łącznie 5 punktów. Brytyjczyk w ostatniej rozmowie z naszym serwisem tłumaczył, że problem polega w klubowym sprzęcie, który nie spełnia jego oczekiwań. Prezes ŻKS ROW uważa jednak, że problem Harrisa nie polega na słabych motocyklach. - Problem polega na tym, że Harris w Anglii jeździ na swoim sprzęcie i robi te same punkty, co w Rybniku. W Grand Prix także startuje na swoich motocyklach i wykręca ten sam wynik, co w Rybniku. Zatem moim zdaniem nie jest to kwestia sprzętu, tylko formy i głowy Harrisa. Jest gdzieś na waszym portalu takie zdjęcie z wejścia w łuk. Dwóch zawodników w kasku niebieskim i czerwonym ma łokcie na dole, a zawodnik w kasku żółtym, czyli Harris ma łokieć na górze. To oznacza jedno - zamknął gaz. I to jest jego problem. Musimy nad nim pracować - powiedział dla SportoweFakty.pl Mrozek.
Harris podkreśla również, że mimo, iż sprzęt klubowy spisuje się słabo, to zmuszony jest do jego wykorzystywania, bo tak przewiduje jego kontrakt z klubem. Ta wypowiedź zdziwiła prezesa ŻKS ROW. - Nie ma takiej opcji. Ma przygotowane dwa motocykle zgodnie z kontraktem. Jeżeli mu jednak nie pasują, to może skorzystać ze swoich motocykli. Takie coś miało miejsce chociażby w sparingu z Częstochową i z tego co pamiętam, to zrobił pięć dwójek. To jest głupie tłumaczenie, którego ja nie przyjmuję. Każdy dżentelmen jeżdżący na żużlu powinien umieć powiedzieć, że zawiódł, a nie zwalać całą winę na sprzęt. On musi zacząć jeździć, bo nawet gdybyśmy chcieli się wzmacniać w okienku transferowym, to nie ma już na liście zawodników, którzy gwarantowaliby odpowiednią zdobycz punktową - zakończył Krzysztof Mrozek.