Taka sytuacja miała miejsce w dwóch potyczkach, jakie wydarzyły się na torze w Tarnowie. Za rywala Jaskółki miały najpierw Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk, a następnie Stal Gorzów. W obu tych spotkaniach Herbie spisał się wyśmienicie zdobywając odpowiednio 11+1 i 10+2. Żeby nie mieszać za wiele, menedżer biało-niebieskich Marek Cieślak za partnera daje mu tego samego człowieka - Artioma Łagutę. - Dla mnie osobiście nie ma znaczenia, z kim jadę i z jakiego numeru startuję. Wszyscy wykonujemy tę samą pracę, chcemy wygrywać wspólnie wyścigi i przywozić jak najwięcej punktów dla drużyny. Na triumf zespołu składa się siedem ogniw. Jeśli daje to zamierzony efekt dla mnie, to rozwiązanie jest w porządku - zakomunikował.
[ad=rectangle]
Dwukrotny indywidualny mistrz świata nie robi też problemu z tego, że na początku meczu musi się zmagać z polami startowymi położonymi najbliżej bandy. - Kiedy zaczynałem karierę, jeździłem z numerem drugim, albo z pozycji rezerwowego. Zawsze to wiązało się z zaczynaniem zawodów od zewnętrznych pól startowych. To dodatkowo świetne podłoże treningowe na kolejne lata. Musisz nauczyć się jeździć w każdych warunkach, a czasami pola startowe pod płotem są we wstępnej fazie lepsze niż na końcu. Nie ma na to konkretnej recepty - zdradził.
Po trzech rundach Grupa Azoty Unia Tarnów pozostaje jedyną ekipą w Enea Ekstralidze, która nie zaznała jeszcze goryczy porażki. Kapitan biało-niebieskich jest dumny z tego powodu, ale stara się tonować nastroje. - Przed nami długi sezon i powtórzę to teraz, tak jak w trakcie dobrego roku 2012. Nie liczmy kurczaków, zanim się nie wyklują. Znamy swoją wartość, ale czas pokaże, do czego nas to zaprowadzi - uciął krótko w swoim stylu.
Dodaje również, że to nie ostatnie słowo tarnowian, którzy według niego w trakcie rozgrywek mogą być jeszcze mocniejsi. - Uważam, że mamy duży potencjał, posiadamy w swoich szeregach sporo zdolnej młodzieży. No może tylko ja nie jestem pierwszej młodości (śmiech). To jednak mało ważne kiedy w głowie zakodujesz sobie, że jesteś młodszy - wyjaśnił.
Sympatyczny jankes bardzo szybko zaaklimatyzował się w otoczeniu, w którym dwa lata temu wywalczył trzeci dla klubu z Małopolski tytuł DMP. - Jest fantastycznie. Od pierwszego dnia jak tylko podpisałem kontrakt, poprzez przedsezonowe sparingi byłem bardzo spokojny, bo wiedziałem co mnie tutaj czeka. To zupełnie inna bajka kiedy musisz się wkomponować w nowe środowisko, a gdy wchodzisz do sprawdzonego klubu, znasz już tych ludzi i kibiców. Jeśli wiesz, że wszyscy wciąż chcą zwyciężać znacznie łatwiej dbać o dobrą atmosferę - opowiadał.
W zeszłym sezonie 44-latek z Kalifornii zdecydował się na starty w angielskiej Elite League. "Zahaczył" się tam już w trakcie rozgrywek. Na razie w planach nie ma powtórki choć "nigdy nie mów nigdy". - Kilka razy na przestrzeni ostatnich lat zmieniałem swoje ukierunkowania. Zazwyczaj jestem skupiony na dwóch najważniejszych dla mnie ligach: polskiej i szwedzkiej. Dodatkowo jestem zaangażowany w cykl Grand Prix. To daje około stu dwudziestu wyścigów w przeciągu pięciu miesięcy. To duża dawka. Nasz sport to ciągła podróż, wędrówka między kolejnymi miejscami, hotelami. Uwielbiam spędzać czas z tymi chłopakami, ale trzeba znaleźć też moment kiedy potrzebujesz złapać świeżego oddechu, po prostu wyspać się w swoim łóżku - zakończył.