Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (114): O juniorską koronę

Przed nami emocje tegorocznych mistrzostw świata juniorów. Przypomnijmy sobie zatem jakie były początki tej rywalizacji i kiedy odnieśliśmy w niej pierwsze sukcesy.

W tym artykule dowiesz się o:

Pomysł międzynarodowych rozgrywek przeznaczonych wyłącznie dla juniorów pojawił się w drugiej połowie lat 70-tych. Jak to zwykle bywa w takich wypadkach ktoś musiał dać pomysł, pierwszy impuls. Ów impuls wyszedł z dwóch stron, od federacji polskiej i szwedzkiej, w Polsce gorącym orędownikiem nowej rywalizacji był znany działacz Bronisław Ratajczyk. Projekt mistrzostw juniorów znalazł poparcie w międzynarodowych władzach i postanowiono od roku 1977 rozgrywać Mistrzostwa Europy Juniorów. Jako miejsce pierwszego finału 24 lipca wyznaczono duńskie Vojens, na wybudowanym niedawno stadionie, który miał się szybko stać ważnym ośrodkiem światowego speedwaya.
[ad=rectangle]
W katowickim "Sporcie", który wówczas stał się chyba najlepszym polskim, prasowym źródłem dotyczącym speedwaya ukazał się przed rozpoczęciem mistrzostw ciekawy artykuł, zapowiadający nową formułę rywalizacji, w którym napisano, że są to zawody dla żużlowców do 23 roku życia (w późniejszych opracowaniach autorzy podawali cenzus wieku do 21 lat), że z każdego kraju startować w nich może po dwóch zawodników, natomiast z Anglii czterech. Ciekawostką był fakt, że żużlowa młodzież miała w mistrzostwach startować wyłącznie na motocyklach dwuzaworowych. Finał w Vojens poprzedziły natomiast dwa półfinały: w Krsko oraz w Gdańsku. Polacy - Andrzej Huszcza z Falubazu Zielona Góra i Mariusz Okoniewski z Unii Leszno wystąpili oczywiście w Gdańsku i bez problemów wywalczyli awans do finału. W nim nie odnieśli jednak sukcesów. Mariusz Okoniewski zajął w tych zawodach 8 miejsce, a Andrzej Huszcza był 10.

Zielonogórzanin tak po latach wspomina tamte premierowe zawody: - Na finał do Vojens pojechaliśmy bezpośrednio po finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski, w cztery osoby, ja, Mariusz i mechanik kadry oraz kierownik pan Roman Cheładze. W Danii tor był paskudny, a pogoda jeszcze gorsza. Lało bez przerwy i z nawierzchni zrobiła się taka czerwona bryja. Po trzech seriach sędzia przerwał zawody, na czym skorzystał najbardziej Duńczyk Busk, który został mistrzem. Ja jeden bieg wygrałem, ale dwa razy byłem ostatni. Rok później w finale we włoskim Lonigo mieliśmy aż czterech reprezentantów, ale także spisali się przeciętnie (Henryk Olszak - 9, Ryszard Romaniak - 10, Mieczysław Kmieciak - 14, Roman Jankowski - 16). W kolejnych sezonach w finałach w Leningradzie i Pocking reprezentował nas Marek Kępa, który zajął miejsca odpowiednio 10 oraz 6. W tych drugich zawodach towarzyszył mu Mirosław Berliński, ale zajął przedostatnią 15 lokatę. Nasi zawodnicy w tamtym okresie niestety nie dysponowali motocyklami klasy porównywalnej do sprzętu rywali z innych państw i to było przyczyną ich dalszych lokat. Mówił o tym Marek Kępa w jednym z wywiadów po finale w Leningradzie w 1979 roku. - Chciałem w tej imprezie godnie się zaprezentować, była to przecież dla mnie nie byle jaka szansa. Wydaje mi się, że nie zawiodłem. Z zazdrością patrzyłem na motocykle rywali. Gdybym miał taki jeden jak Amerykanin Ron Preston (zwycięzca zawodów, przyp..RN), to bym powalczył.

W kolejnych edycjach jedyne w miarę przyzwoite miejsce uzyskał Piotr Podrzycki - 6 w czeskim Slany w 1981 roku. Pierwszy i jedyny medal w omawianym okresie wywalczył w 1987 roku Piotr Świst. Był to jednocześnie pierwszy finał juniorskich zmagań, który odbył się w Polsce, konkretnie w Zielonej Górze. Świst z dorobkiem 11 punktów był drugi, po biegu barażowym z trzema rywalami. Zwyciężył późniejszy mistrz świata seniorów Anglik Gary Havelock. - Na ten medal czekał nie tylko Gorzów, ale także cała żużlowa Polska. Dawno bowiem żaden polski żużlowiec nie stał na podium mistrzostw międzynarodowych. Dzięki Świstowi doczekaliśmy się - zauważył gorzowski dziennikarz Jan Delijewski, autor książki "Żużel nad Wartą 1945-1989". Warto dodać, że Świst miał ogromną szansę na zwycięstwo w zawodach, którego pozbawiło go przebicie opony w ostatnim wyścigu turnieju. W prasowym wywiadzie po zawodach nie okazywał jednak zawodu pechem, który go dotknął. - Już myślałem, że wszystko przepadło, po tym defekcie gumy, kiedy przez 3 okrążenia prowadziłem. Koncentrowałem się przed tym barażem, jestem zadowolony, że się udało - mówił szczęśliwy po zakończeniu turnieju.

Srebro Śwista wywołało w kraju prawdziwą euforię, bo po latach posuchy, był to pierwszy medal wywalczony przez polskiego żużlowca na międzynarodowej arenie. Zadowolony trener kadry Marian Spychała spełnił warunek zakładu i po tym jak polski zawodnik stanął na podium imprezy... wykąpał się w sadzawce. Zielonogórski finał był ostatnim, który rozgrywano pod szyldem mistrzostw Europy, od 1988 roku impreza nazywała się już - Indywidualne Mistrzostwa Świata, co było o tyle adekwatne, że od kilku lat startowali w niej także zawodnicy spoza Europy: Amerykanie, Nowozelandczycy, Australijczycy. A polscy kibice na kolejne wielkie sukcesy polskiej czekali do połowy lat 90-tych. W 1996 roku w Olching Piotr Protasiewicz jako pierwszy zdobył mistrzowski tytuł i otworzył tym samym worek z kolejnymi tytułami. Były to już jednak zupełnie inne czasy i inne realia, więc to temat na osobne opowiadanie...

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (1)
avatar
ulla
11.05.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pamiętam te zawody w Zielonej Górze i medal Śwista. Dawał nadzieję, że polski żużel wróci do lat świetności.