Jakub Jamróg nie robi tragedii z porażki. "Jest to niezły rezultat"

9 punktów i bonus wywalczył w przegranym przez Orła Lódź meczu z Carbon Startem Gniezno [tag=15440]Jakub Jamróg[/tag]. Mimo przegranej zawodnik dobrze ocenił występ swojego zespołu.

Goście ulegli czerwono-czarnym 42:48. - Jak na mecz wyjazdowy z liderem, w dodatku bez kluczowego zawodnika, doskonale znającego ten tor, jakim jest Antonio Lindbaeck, wynik jest całkiem niezły - stwierdził wychowanek klubu z Tarnowa. - Nie można obwiniać Doyle'a, jednak trochę głupio stracone punkty. Gdybyśmy prowadzili byłoby inaczej, na pewno drużyna gospodarzy bardziej by się denerwowała. Ze swojej postawy jestem w miarę zadowolony, nie było źle. Szkoda mi tylko motocykla, bo w swoim pierwszym biegu straciłem najlepszy motor. Ten drugi też jest w porządku, ale wymagał więcej pracy i dopasowania, bo nie mam go tak dobrze wyczutego - dodał. Zawodnik miał oczywiście na myśli sytuację z inauguracyjnej gonitwy, kiedy jego upadek spowodował Adrian Gomólski. Gnieźnianin został za to wykluczony z powtórki.
[ad=rectangle]
6-punktowa porażka stawia zawodników Lecha Kędziory w niezłej pozycji w kontekście walki o punkt bonusowy. - Myślę, że to jest bardzo dobry rezultat. Naszym celem jest awans do czwórki i ten mecz nie jest porażką, tylko krokiem do przodu. Wiadomo, że honor i duma byłyby bardziej podniesione po wygranej, ale taki jest sport i gratulujemy gospodarzom - przyznał Jamróg.

Orzeł świetnie rozpoczął niedzielne zawody i jeszcze po 9. wyścigu dnia prowadził. Później jednak gospodarze doszli do ładu z ustawieniami motocykli i wydarli rywalom zwycięstwo. - Pewnie nam pomógł sobotni deszcz, który nieco pokrzyżował plany gospodarzom - tłumaczył taką tendencję Jamróg. - Z drugiej strony żaden z nas nie jest nowicjuszem, spotykamy się z takimi torami, np. ja w Tarnowie również mam podobny, więc mniej więcej wiedziałem co zrobić ze sprzętem - zaznaczył.

Poszczególne biegi meczu Carbon Start - Orzeł nie były zbyt emocjonujące. Wszystko za sprawą bardzo twardej nawierzchni. - Też jestem zwolennikiem robienia bardziej przyczepnych torów, żeby coś się na nich "skrobało", jechało do przodu. Wtedy również mniej zużywają się motocykle, ich eksploatacja na takim twardym obiekcie jest o 1/3 większa - łańcuchy "strzelają", opony zużywają się o wiele szybciej, silniki mają o wiele wyższe obroty, przez co wymagają częstszych serwisów. Poza tym kibic wychodzi ze stadionu cały w kurzu. Wiadomo, że taka zmiana w trakcie sezonu byłaby strzałem w kolano dla gospodarzy, ale dla mnie paradoksalnie przyczepniejsze tory są bardziej bezpieczne. Jeśli gdzieś zostanie trochę wody, to zawodników często obraca, co widać na młodzieżówkach, gdzie często tak się przygotowuje nawierzchnię - zakończył.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: