- Do tego spotkania podchodzę jak do każdego innego - mówi przed niedzielnymi derbami województwa lubuskiego Piotr Świderski. - W tym roku wszystkie drużyny są mocne, co przekłada się na jakość meczów. Łatwych spotkań nie ma, a szczególnie trudne są te wyjazdowe. Mogliśmy się o tym już w bieżącym sezonie przekonać. Teraz czeka nas kolejna ciężka przeprawa. Smaczku jej dodaje fakt, że zespoły są z tego samego regionu.
[ad=rectangle]
Terminarz dla żużlowców Stali ułożył się tak, że w ciągu ośmiu dni muszą rozegrać mecze na torach faworytów z Torunia i Zielonej Góry. Zadanie utrudnia im uraz lidera drużyny Krzysztofa Kasprzaka. - Pamiętamy o tym, że sezon jest długi i liczą się zdobycze z całego roku, nie tylko z danego okresu - podkreśla Świderski. - Żaden moment nie jest dobry na kontuzję, ale teraz Krzysiek przydałby nam się szczególnie. Liczymy na jego szybki powrót i mamy nadzieję, że wspomoże nas w niedzielę. Przygotowujemy się najlepiej, jak możemy, na więcej niż 100 procent. Tyle dajemy z siebie zawsze. Każdy mecz jest inny, rozpoczyna się od stanu 0:0, więc to, co się działo w Tarnowie czy Toruniu, nie będzie miało znaczenia. Stare powiedzenie mówi, że w sporcie wszystko jest możliwe. Z takiego założenia wychodzimy i chcemy powalczyć jak równy z równym.
Piotr Świderski twierdzi, że decydującą rolę odegra dopasowanie sprzętu. Sam na zielonogórskim torze notował dotąd przyzwoite wyniki. - Nie ulega wątpliwości, że każdy z nas, niezależnie od owalu, jeździć potrafi - zaznacza. - Kwestia najważniejsza to zgranie silników z nawierzchnią. W przeszłości udawało mi się to w Zielonej Górze dosyć dobrze. Pamiętam udany mecz ligowy czy złoto w mistrzostwach par w 2011 roku, kiedy w sześciu startach straciłem na rzecz przeciwnika tylko punkt. Mam stamtąd pozytywne wspomnienia i chciałbym mieć takie także po niedzieli (śmiech).
Mimo że gorzowian kłopoty nie omijają, to do derbów przystępują w bojowych nastrojach. - Cel jest zawsze jeden: wygrywać. Z takim zamiarem udajemy się też do Zielonej Góry - komentuje Świderski i przyznaje, że gorąca atmosfera na trybunach nie powinna wpłynąć na niego deprymująco. - Cieszę się, kiedy stadion wypełnia się do ostatniego miejsca, bo wiadomo, że jeździmy dla kibiców. Ale musimy być profesjonalistami, skupić się na tym, co mamy do zrobienia. Na torze staram się nie myśleć o otoczce spotkania, tylko zostawić ten psychiczny balast gdzieś obok siebie.
31-letni wychowanek WTS-u Wrocław po kontuzjach i perypetiach z pracodawcami próbuje wrócić do optymalnej formy. Jego zdaniem klucz do sukcesu to przede wszystkim trafione inwestycje i właściwe ustawienia silników pod dany tor. - Wiele czynników składa się na wynik. Psychika, kondycja fizyczna, sprzęt - wszystko musi się zazębiać. Podstawa to jednak silniki - uważa. - Dzisiaj nazwiska nie jadą. Wiadomo, że zawodnicy zazwyczaj znajdują się w dobrej formie, to samo mogę powiedzieć o sobie. Czasami brakuje tylko tego dopasowania i prędkości. Zaskakujące są rezultaty w Szwecji, gdzie jeśli ktoś nie był przez dłuższy czas i nie zna torów, ma duże problemy z przełożeniem się i w konsekwencji ze zdobywaniem punktów. Przykłady można mnożyć. Spójrzmy na nasz mecz w Tarnowie, gdzie nawet tak klasowi żużlowcy, jak Iversen czy Zagar nie potrafili przekroczyć granicy 10 punktów. Przecież oni nie zapomnieli nagle, jak się jeździ. Tyle że jak silniki nie jadą, można przerzucić milion zębatek i nadal nie być zadowolonym z efektów. Borykam się z podobnymi kłopotami; dysproporcję widać zwłaszcza przy porównaniu startów u siebie i na wyjeździe. Jestem daleki od zrzucania winy na motocykle, nigdy nie lubiłem tego robić, ale taki jest żużel. Nie wszystko zależy od zawodnika i jego przygotowania czy sfery mentalnej.
Piotr Świderski przed derbami: Z Zielonej Góry mam dobre wspomnienia
Żużlowiec Stali uważa, że jego ekipa nie stoi w starciu z Falubazem na straconej pozycji. - Mecz zacznie się od stanu 0:0. O tym, co działo się w Tarnowie czy Toruniu, zapominamy - mówi "Świder".
Źródło artykułu: