Damian Gapiński: Ujawnijmy kontrakty zawodników

Zawodnikom nie podoba się fakt, że prezesi za ich plecami ustalają rzekomo zasady wynagrodzeń na kolejne lata. Już pojawiły się nawet głosy, że rozgrywki w przyszłym sezonie mogą zostać zawieszone.

W tym artykule dowiesz się o:

Na łamach naszego serwisu prezes Stowarzyszenia "Metanol" Krzysztof Cegielski w imieniu zawodników wyraził zaniepokojenie, że prezesi klubów za ich plecami dokonują zmiany przepisów w kwestii wynagrodzeń. Żużlowcy startujący w polskich ligach liczą na to, że ktoś usiądzie z nimi do rozmów i osiągnięty zostanie konsensus w tej sprawie. O ile rozumiem postawę Krzysztofa Cegielskiego, którego już niejednokrotnie mogliśmy poznać po tym, że mówi rzeczy niepopularne (choć prawdziwe) na temat funkcjonowania polskiego żużla i broni zawodników, bo taka jest jego rola, o tyle żądanie zawodników uważam co najmniej za absurdalne. Czy im się to bowiem podoba, czy nie, są pracownikami. W żadnej firmie pracownik nie dyktuje swojemu pracodawcy tego, ile on ma zarabiać. Nie ustala z nim na specjalnym spotkaniu warunków wynagrodzenia. Pracownik otrzymuje ofertę, z której albo skorzysta, albo nie. Dopiero kiedy istnieją pewne rozbieżności, a stronom zależy na osiągnięciu porozumienia - wtedy dochodzi do ewentualnych pertraktacji.

[ad=rectangle]

Prezesi klubowi sami są sobie jednak winni. Przez lata swoim zachowaniem, a przede wszystkim pewnymi decyzjami spowodowali, że od około dekady, to właśnie zawodnicy dyktują warunki wynagrodzeń w polskich ligach. Często kibice wyrażają zdziwienie lub nawet oburzenie, jak to jest możliwe, że jeden zawodnik w okresie transferowym w poniedziałek jest łączony z klubem X, a już następnego dnia bliżej mu do klubu Y? Nie ma w tym nic zaskakującego, a już tym bardziej nie jest to związane z brakiem rzetelności dziennikarzy piszących o sprawach transferowych. Takie są realia na polskim rynku. Znane są z minionej zimy sytuacje, że zawodnik i prezes spotykali się tylko po to, aby podpisać stosowną umowę, jednak na miejscu okazywało się, że żądania żużlowca poszły w górę. Dlaczego? Bo po drodze na to spotkanie zadzwonił do niego prezes innego klubu, któremu z kolei nie poszły rozmowy z innym zawodnikiem i zaproponował "stówkę" więcej. Takie sytuacje to "normalka". Nie można się również dziwić zawodnikom, że korzystają z tych ofert. Tylko frajer nie wziąłby większych pieniędzy, skoro ktoś mu je proponuje. Dziwić możemy się tylko prezesom, że od lat zamiast wyjść z tego problemu, pogłębiają swoje trudne położenie.

W jaki sposób prezesi znaleźli się w trudnym położeniu? To wynika z jednej z naszych cech narodowych. Zawsze jesteśmy bardziej czuli na krzywdę "obcych" niż "swoich". Kiedy w 2004 roku doszło do tsunami po trzęsieniu ziemi na Oceanie Indyjskim, najlepsi polscy artyści skrzyknęli się i nagrali piosenkę "Pokonamy fale", z której całkowity dochód został przeznaczony na pomoc ofiarom tej katastrofy. Kiedy powodzie siały spustoszenie w różnych częściach naszego kraju, nie widziałem już, aby ktokolwiek cokolwiek nagrywał i próbował pomagać na tak wielką skalę. Mniejsza liczba artystów zaangażowała się w projekt "Moja i twoja nadzieja". Tak samo jest z zawodnikami. Tak samo jest w polskim żużlu. Kilka lat temu prezesi woleli postawić na młodzieżowców zagranicznych i pomóc im w rozwoju, bo rzekomo tamci kosztowali mniej od polskiego juniora, którego szkolenie zaniedbano. Działanie na bardzo krótką metę, bo dzisiaj "Kowalski" ze Szwecji, który jeszcze kilka lat temu był bardzo tani, woła takie pieniądze, że wszyscy łapią się za głowę. Praktyka ostatnich lat doprowadziła do tego, że lista zawodników, którzy gwarantują odpowiedni poziom sportowy, bardzo się skurczyła. Właśnie dlatego polscy prezesi płacą "jak za zboże", bo wiedzą, że nie mają zbyt wielkiego wyboru. Często również dziwią się, jak to jest, że w Szwecji zawodnicy jadą za trzy - cztery razy mniejsze pieniądze, niż w Polsce. Odpowiedź jest bardzo prosta. Tam zawodnicy "nie podskakują", bo wiedzą, że jak przesadzą ze swoimi oczekiwaniami, to zastąpi ich "Kowalski" czy inny "Nowak" wyszkolony w Szwecji. Być może nie będzie to najsilniejsza liga świata, z czego szczyci się ENEA Ekstraliga, ale na pewno będzie to liga wypłacalna. Jak w Szwecji.

Niezadowolenie zawodników z faktu, że prezesi chcą za ich plecami regulować kwestie wynagrodzeń jest tak duże, że słyszymy pogłoski o strajkach, czy nawet zawieszeniu rozgrywek. Nie wierzę w nie. Przypomnę, że w czasie, gdy walczono z nowymi tłumikami, wystarczył "mały szantażyk" ze strony Głównej Komisji Sportu Żużlowego, która zapowiedziała, że zawodnicy nie będą mogli startować w lidze szwedzkiej i już nagle dla wszystkich sprzęt wyjątkowo niebezpieczny, stał się przyswajalny. Podobnie jak szwedzkie pieniądze. Tym bardziej nie wierzę w to, że zawodnicy z własnej woli zrezygnują z ogromnych pieniędzy w Polsce. Ogromnych, bo skoro zawodnik, który nie mieści się w pierwszej trzydziestce najskuteczniejszych zawodników Ekstraligi za podpis otrzymał 400 tysięcy złotych, a za każdy zdobyty punkt ma dostać kolejne 5,5 tysiąca złotych, to są to ogromne kwoty. Prezesi zrozumieli jednak, że tak dalej nie można. Być może nieładnie, ale chyba w obecnej sytuacji w jedyny możliwy sposób, chcą ograniczyć zarobki zawodników. Nieładnie, ale sami postawili się pod ścianą poprzez działania, które opisałem powyżej.

Jest pewien sposób, który mógłby spowodować, że zarówno prezesi, jak i zawodnicy byliby ostrożniejsi przy rozmowach na temat kontraktów. Zresztą nie jest to żadne novum, bo obowiązuje już w innych dyscyplinach. Często bowiem słyszymy jak działacze piłkarscy chwalą się kontraktami z najlepszymi zawodnikami. Jasno i przejrzyście dają do zrozumienia, na kim opierają swoją wizję składu i od kogo zarówno oni, jak i kibice mają prawo oczekiwać najwięcej. Pokazują również, na co ich stać. W żużlu obowiązuje jakaś dziwna zasada krycia się po kątach. W większości przypadków nie wiadomo kto i za ile. Pojawiają się licencje nadzorowane i pytania jak to możliwe, że kluby mające dobrą frekwencję i sponsorów tytularnych, mają zadłużenia, a na koniec sezonu część z nich zmuszona jest zaciągać kredyty, dla spłacenia zobowiązań. Może czas odtajnić kontrakty? Co sądzicie o tym pomyśle?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: