Jarosław Galewski: Po wygranej w Częstochowie jest już pan pewny, że Stal Gorzów pojedzie w play-off?
Ireneusz Maciej Zmora: Priorytetem dla nas jest frekwencja na stadionie. A dotychczasowa liczba widzów na "Jancarzu" potwierdza, że zmierzamy we właściwym kierunku. Co do wyniku sportowego to miejsce w tabeli nas bardzo cieszy, ale do zajęcia miejsca w fazie finałowej rozgrywek długa droga. Czeka nas jeszcze ciężka przeprawa z mistrzem Polski SPAR Falubazem Zielona Góra, wicemistrzem kraju Unibaksem Toruń oraz tegorocznym dominatorem rozgrywek i brązowym medalistą Grupą Azoty Unia Tarnów. Jest dużo za wcześnie, żeby mówić, że możemy być pewni play-off.
[ad=rectangle]
Wszyscy jednak powtarzają, że jedyną niewiadomą jest, kto zajmie czwartą lokatę. Czy to świadczy o tym, że mamy mniej ciekawy sezon niż przed rokiem?
- Aż chce mi się powiedzieć: "a nie mówiłem?". Już wiele razy powtarzałem, że liga atrakcyjna to liga wyrównana, gdzie każdy pojedynek może zakończyć się zaskakującym wynikiem. W tym roku mamy znacznie więcej meczów do jednej bramki. Do tego dochodzi coraz bardziej dramatyczna sytuacja finansowa w niektórych ośrodkach. Wiele meczów jest przez to rozstrzygniętych jeszcze przed pierwszym biegiem. Musimy w końcu spojrzeć na żużel jak na przedsięwzięcie biznesowe, które musi swoją formą zachęcać sponsorów i kibiców.
I domyślam się, że widzi pan jedno rozwiązanie.
- Na pewno dobrze się pan domyśla, bo wiele razy o tym rozmawialiśmy, że jednym z nich jest KSM. Górny i dolny limit na odpowiednim poziomie załatwiłby wiele spraw. Nie jest to idealne rozwiązanie, bo posiada również swoje wady, ale nic lepszego jeszcze nie wymyślono. Ale jednocześnie zapewniam pana, że KSM nie zostanie wprowadzony, bo zbyt silne jest lobby zawodnicze. Zawodnicy wraz ze swoimi podpowiadaczami wiedzą, że żadne regulacje ograniczające wydatki w polskich realiach i przy polskiej mentalności "zastaw się a postaw się" nie będą przestrzegane. Jedynie KSM, który ograniczy rynek pracy - powtarzam - ograniczy rynek pracy i spowoduje, że będzie nadmiar zawodników skutecznie zmniejszy ich wynagrodzenia. Ci ludzie, którzy żyją z pieniędzy, które otrzymują od zawodników czyli de facto pieniędzy z klubów tzw. menagerowie, pseudomanagerowie, dostawcy części, niby eksperci itp. jak również o zgrozo(!) część dziennikarzy, która kształtuje opinię w środowisku żużlowym oni wszyscy to zablokują. Z wielką determinacją walczyć będą o to aby KSM'owi łeb ukręcić, bo to nie będzie walka o regulamin, ale walka o pieniądze. O ich pieniądze. Ja swojego zdania jednak nie zmieniam. Nic lepszego niż KSM obecnie nie istnieje. Z dużą uwagą śledzę działania prezesa Wojtka Stępniewskiego, który stara się uzdrowić sytuację finansową klubów bez wprowadzania KSM i gorąco mu kibicuję aby znalazł inny sposób. Jednak obawiam się, że to jest mission impossible. KSM z jednej strony to doskonałe antidotum na problemy finansowe klubów, a z drugiej metoda na wyrównanie poziomu rozgrywek. Mam wrażenie, że cały czas próbujemy wyważyć otwarte drzwi. Pytanie tylko, po co? Jest gotowe rozwiązanie, które doskonale sprawdza się w lidze szwedzkiej, która również stała na krawędzi bankructwa. Szwedzi sięgnęli jednak po właściwe narzędzie i opanowali sytuację finansową. Trzeba podjąć tylko męską decyzję. Górny KSM, aby był skuteczny w wymiarze ograniczenia kosztów zawodniczych musi być na takim poziomie, który sprawi, że kilku czołowych zawodników nie znajdzie w Polsce pracy. Tylko i wyłącznie ograniczenie rynku pracy dla żużlowców jest w stanie zmniejszyć ich żądania finansowe. Cena wprowadzenia wydaje się wysoka, ale tylko pozornie. Ten sezon pokazuje, że kibice zamiast wielkich nazwisk i meczów do jednej bramki wolą mecze rozstrzygane w biegach nominowanych. Jeżeli ktoś ma wątpliwości to niech zapyta np. kibiców z Zielonej Góry co sądzą o ostatnim pojedynku na W69?
Marek Jankowski po meczu SPAR Falubazu z Wybrzeżem powiedział, że jednostronne widowiska to efekt poboczny wprowadzenia licencji nadzorowanych. Zgadza się pan z nim?
- Nie do końca, bo uważam, że to m.in. efekt braku dolnego KSM. Ten przepis wymusiłby na klubach jazdę w mocniejszych składach. Ja zresztą nie jestem przeciwnikiem licencji nadzorowanych. Ale one muszą być faktycznie nadzorowane i egzekwowane. Uważam, że nie ma nic złego w tym, że PZM chce pomóc klubowi, który jest jego członkiem wyjść z tarapatów finansowych. Nie chcę wchodzić głębiej w temat, bo nie znam wszystkich szczegółów i nie wiem czy wszystkie ustalenia zawarte w licencji nadzorowanej są przestrzegane, ale co do zasady jestem zwolennikiem licencji nadzorowanych i pomagania klubom, które mają problemy finansowe. Gdyby nie było licencji nadzorowanych to prawdopodobnie nie byłoby już klubu w Gnieźnie. A nas jako sportu niszowego nie stać na utratę choćby jednego ośrodka żużlowego w kraju.
Licencja nadzorowana nie jest oszczędzaniem kosztem innych? Wybrzeże czy Włókniarz rzeczywiście nie zapłacą zbyt wiele za niektóre spotkania wyjazdowe, ale za to ich rywale, czyli Grupa Azoty Unia Tarnów i SPAR Falubaz już tak.
- Niestety, ma pan rację. Na jedną rzecz muszę jednak zwrócić uwagę. Jeszcze większą stratą będzie brak tych ośrodków na żużlowej mapie Polski. Te kluby mają trudny okres, ale mogą z niego wyjść obronną ręką. To się stanie jednak tylko w sytuacji, kiedy pozostaną licencje nadzorowane i będą bardzo konsekwentnie egzekwowane.
Rok temu dyskutowaliśmy, czy dziesięć zespołów to odpowiednia liczba dla ENEA Ekstraligi. Dziś niektórzy twierdzą, że nie stać nas nawet na osiem drużyn. Mają rację?
- Jeżeli obecne regulacje prawne mają pozostać bez zmian to ci co mówią, że nie stać nas na ligę 8 zespołową mają rację. Ale tak nie musi być. Można doprowadzić do takiego modelu, że będzie nawet 12 drużyn, będzie więcej spotkań, a liga będzie ciekawa.
W jaki sposób?
- Trzeba wprowadzić mechanizmy, które będą ograniczać wydatki na kontrakty, tak aby wpływy z dnia meczu pokrywały przynajmniej koszty "punktówki" dla zawodników, a tak w tej chwili nie jest. Jednym z takich mechanizmów jest KSM, ale są też inne rozwiązania. Na pewno nie dojdziemy do niczego dobrego, jeśli będziemy brnąć w ten pseudo wolny rynek. Nie jestem zwolennikiem aby literalnie określać ile zawodnik może zarabiać, bo takie zapisy zawsze można obejść i będą one budzić naturalny opór ze strony zawodników, ale jestem za kreowaniem dla nich rynku pracy. I tym narzędziem jest KSM. Jednak te decyzje należą do PZM. To PZM decyduje w jakich uregulowaniach formalno-prawnych funkcjonujemy. A trzeba niestety przyznać, że zawodników o wysokich umiejętnościach jest bardzo mało. I jeżeli na rynku pracy brakuje wykwalifikowanej kadry to jej oczekiwania finansowe lawinowo rosną. A tak właśnie jest w żużlu. Dlatego też za ich usługi płacimy więcej niż są one warte. Lecz chcąc utrzymać się w lidze nie mamy wyboru. Trzeba przepłacać, albo spaść. Uważam jednak, że sytuacja dojrzała do tego aby rozważyć przekształcenie obecnego systemu rozgrywek w tzw. ligę zamkniętą.
Uważa pan, że wiele klubów zadłuża się tylko po to, żeby uniknąć za wszelką cenę spadku?
- Oczywiście, że tak. Niech pan spojrzy spojrzy na frekwencję w niższych ligach, wpływy ze strony sponsorów czy fakt, że za pokazywanie I ligi trzeba telewizji zapłacić, co jest postawieniem sprawy na głowie. Między EŻ, a niższymi ligami jest przepaść, którą nieliczne kluby awansujące do EŻ są wstanie przeskoczyć. Nikt nie chce się tam znaleźć i tego doświadczyć. Zamknięcie ligi spowoduje, że zniknie olbrzymi stres. Praktycznie każdy prezes klubu EŻ utożsamia spadek do niższej ligi z końcem żużla w swoim mieście? To jest olbrzymi ciężar, który dźwigają prezesi. A za drzwiami nie stoi nikt chętny aby przejąć klub i dalej go poprowadzić. Jako prezesi klubów jesteśmy zamknięci w "złotej klatce". Jestem przekonany, że tymi kategoriami myśli większość działaczy. Możemy tego uniknąć i wtedy nikt nie będzie ulegać presji zawodników i płacić im ogromnych pieniędzy.
Mamy jednak w polskim żużlu pewną tradycję - spadków i awansów. Przy pana założeniu ciekawie będzie na górze tabeli, a reszta drużyn, która będzie pewna ligowego bytu pojedzie o nic. Wtedy mogą wrócić problemy, które przerabiamy teraz - oszczędnościowe składy i nudne widowiska.
- Mieliśmy też tradycję pochodów 1-szo majowych, wielkich defilad czy dawania zegarków z pozytywką na pierwszą komunię i co z tego? Świat się zmienia. A my musimy podążać z duchem zmian. Wiele silnych lig na świecie działa w formule lig zamkniętych i mają się dobrze. A dlaczego? Bo stawiają swoim członkom wysokie standardy organizacyjne i finansowe tworząc dobry produkt dla sponsorów, kibiców i telewizji, którzy chcą za to płacić. Nie oznacza to, że nie może być awansów z niższej ligi. Tamte rozgrywki mogą być prowadzone w niezmiennej formule. Ale zwycięzca będzie musiał spełnić określone kryteria organizacyjno - finansowe. Zmienia się również profil kibica, który coraz częściej poszukuje pomysłu na przyjemne spędzenie czasu. I na zaspokojeniu tych potrzeb w pierwszej kolejności musimy się skupić, bo taki klient przynosi do klubu pieniądze. Musimy ustawicznie pracować nad ulepszaniem naszego produktu, którym jest EŻ. Niestety, obecnie jesteśmy od tego dalecy i potrzebujemy zdecydowanych działań PZM i EŻ. Dziś wprowadzenie górnego limitu KSM, który spowoduje, że kilku, trzech może czterech zawodników z listy TOP 20 nie znajdzie pracy w Polsce nie jest już niczyją zachcianką, ale koniecznością.
Uważa pan, że dyskusja na ten temat jest konieczna już teraz? Przecież prezes Witkowski zapowiadał, że na razie nie ma szans, żeby "ruszyć regulamin".
- Osobiście nie zamierzam się aktywować w żadnych publicznych dyskusjach na ten temat. Zrobiłem to rok temu i mam złe doświadczenia. Oczywiście jeżeli taka dyskusja będzie miała miejsce w gronie wspólników EŻ to swoje stanowisko przedstawię, ale nic ponadto. Mam wiele obowiązków związanych z pełnieniem funkcji prezesa Stali Gorzów i mojemu klubowi zamierzam poświęcić cały dostępny czas. Jedynie dodam, że w mojej ocenie jesteśmy już spóźnieni o około miesiąc, ale jeszcze nie jest za późno. Za kilka dni będziemy mieć za sobą dziesięć kolejek i po nich jak na dłoni zobaczymy sytuację finansową poszczególnych ośrodków żużlowych. Dwa miesiące wakacyjne to dwa ostatnie miesiące, w których można podjąć dyskusję na temat kierunku, w którym powinniśmy zmierzać w kolejnym sezonie. Jeśli przejdziemy przez wakacje bez podejmowania dyskusji i decyzji, to większość prezesów będzie już mieć koncepcję składów i gotowy plan działania na najbliższym rynku transferowym. Każdy znowu zacznie myśleć o swoich partykularnych interesach, a nie o całej dyscyplinie. I jeszcze raz podkreślę. Mój klub to Stal Gorzów i na pracy dla Stali będę koncentrować wszystkie swoje siły. Kreowanie rzeczywistości w której działają kluby to zadanie ludzi z PZM i z tej roli nie zamierzam ich wyręczać.
W każdej lidze w każdej dyscyplinie na świeci Czytaj całość
Do czego potrzebne regulaminy finansowe, których nikt nie traktuje powa Czytaj całość