Jarosław Galewski: Kto poza Grupą Azoty Unią Tarnów, SPAR Falubazem i Stalą Gorzów awansuje do pierwszej czwórki?
Marek Jankowski: Gra toczy się między Unibaksem a Fogo Unią. Serce podpowiada mi, że w play-off będzie Leszno, a rozsądek, że Toruń. Wicemistrzom Polski pewnie zdarzą się porażki w Gorzowie i Tarnowie. Raczej stracą również bonusy z tarnowianami i SPAR Falubazem. Czy to wystarczy do awansu do czwórki? Trudno powiedzieć. Zresztą, niewiadomych mamy obecnie niewiele, ale i w tym roku zdarzają się czasami zaskakujące wyniki. Najlepszym dowodem jest inauguracja w Gdańsku. Generalnie jednak w tegorocznych rozgrywkach jest albo bardzo ciekawie, albo bardzo nudno. Takie mecze jak ten nasz ostatni z Wybrzeżem to problem dla Ekstraligi. Ich po prostu nie powinno być w najwyższej klasie rozgrywkowej. Częstochowa i Gdańsk potrafią wysłać na dane spotkanie drugi garnitur. Naprawdę nie o to powinno nam chodzić. Ja przynajmniej myślałem do tej pory, że najlepsza liga na świecie miała opierać się na nieco innych zasadach. Liga jest znacznie mniej ciekawa niż przed rokiem.
Ostatnio słyszałem opinię, że gdyby nie osiem ujemnych punktów Unibaksu, to w tej chwili nie byłoby czym się emocjonować, bo tak naprawdę znalibyśmy wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia.
- Z drugiej strony można zadać pytanie, czy Unibax złożyłby taki skład, gdyby nie miał tych ośmiu ujemnych "oczek". Tak czy inaczej, oni nie byliby dziś na pierwszym miejscu, nawet bez tego bagażu. Znajdowaliby się mniej więcej tam, gdzie jest Stal Gorzów. To jest trzecia, czwarta lokata. Z kilkupunktową stratą do Tarnowa i Zielonej Góry. Są więc drużyną, którą można pokonać. Czy można ich pokonać na Motoarenie ? Przekonamy się 10 sierpnia. In plus bez wątpienia zaskakuje ekipa Marka Cieślaka. Są w wielkiej formie. Mam jednak nadzieję, że na etapie play-off będziemy się w stanie do nich zbliżyć, a może ich przeskoczyć. Myślę, że tarnowianie jedną ręką tego złota w tym roku nie zdobędą. Wracając jednak do atrakcyjności ligi, o którą pan pyta... Może jest trochę prawdy w stwierdzeniu, które pan przywołał. Zresztą, zaczęliśmy ten temat po niedzielnym meczu. W mojej ocenie wiele sytuacji jest pokłosiem licencji nadzorowanych. Dopuściliśmy do ligi zespoły, które nie skupiają się na tegorocznych rozgrywkach, tylko na zeszłorocznych długach. To ma wpływ na to, co widzimy. Jednostronnych widowisk jest za dużo. Przecież były prezes Wybrzeża Robert Terlecki jeszcze niedawno mówił w jednym z wywiadów, że ma jasny pomysł na ten sezon - odpuszczać wyjazdy i walczyć o punkty u siebie. To walka o przetrwanie, ale kosztem innych. Gdańszczanie chcą zapłacić jak najmniej za mecze wyjazdowe. Czy takie kalkulacje powinny mieć miejsce?
[ad=rectangle]
Co z waszym budżetem po niedzielnym meczu? Będą problemy, żeby go zamknąć na koniec sezonu?
- To jest problem, ale nie demonizujmy go. Wiem, że o tym się wiele mówi po meczu z Wybrzeżem. Przyszło nam zapłacić może 10 punktów więcej niż początkowo planowaliśmy. Z tego powodu wszystko się na pewno nagle nam nie przewróci. Rozmawialiśmy z zawodnikami i seniorzy zgodzili się, że pojadą po cztery razy. Nie było też żadnego ryczałtu za piąty bieg. Nie rozmawialiśmy również, że pojadą za 50 proc.
Dlaczego?
- Z prostego powodu - zawodnicy mogliby łatwo odwrócić sytuację. Doszlibyśmy do fazy play-off. Wtedy powiedzieliby nam, że jechali za mniejsze pieniądze w mniej ważnym meczu, więc teraz należy podnieść wynagrodzenia. Lepiej było zawrzeć dżentelmeńską umowę. Znaleźliśmy złoty środek, z którego wszyscy są zadowoleni. Nasi żużlowcy wykazali zrozumienie. Więcej pojechali juniorzy i pewna oszczędność była. Wiadomo, że młodzieżowcy jeżdżą za mniejsze stawki. Tak czy inaczej, bardziej niż nam współczuję Unii Tarnów. Oni u siebie zdobywają jeszcze więcej punktów. Nie dość, że dwaj rywale wysyłali im okrojony skład, to jeszcze zostali "zastrzeleni" torem. Marek Cieślak potrafi go tak przygotować, że przeciwnik ma duże problemy. Myślę, że z czasem i tarnowianie mogą odczuć skutki wysokich wygranych.
Zaproponował Pan w niedzielę dolny KSM i... kary finansowe dla klubów, które odpuszczają mecze jeszcze przed ich rozpoczęciem...
-
To za dużo powiedziane, że coś zaproponowałem. Zwróciłem jedynie uwagę na pewien problem. Doskonale wiemy, że PZM nie zmieni nagle regulaminu, bo nie taka była umowa. Chciałbym jednak, żebyśmy zaczęli myśleć nie tylko o klubach, które mają problemy i licencje nadzorowane, ale też o tych będących w nieco lepszej sytuacji. Aktualny punkt widzenia doprowadzi do tego, że kłopoty jednego czy dwóch klubów staną się za chwilę problemami całej ligi. Już teraz mamy sytuację, że do licencji nadzorowanej Wybrzeża i Włókniarza dokładają się po trochu inne kluby - te, które jadą z tym zespołami na własnym torze. Dotyczy to zwłaszcza gdańszczan. Można powiedzieć, że rzuciłem dwa luźne pomysły jak temu przeciwdziałać. Jest ich przecież znacznie więcej.
A zatem? Co jeszcze można zrobić?
- Sensowym rozwiązaniem są minimalne budżety. Może też należałoby wrócić do sedna tej dyskusji, a więc do konieczności stworzenia ligi zawodowej, w której jadą tylko drużyny do tego przygotowane.
Może niewielu kibiców pamięta, ale SPAR Falubaz jest zwolennikiem Ekstraligi złożonej z... sześciu zespołów. Zdaje się, że już dwa lata temu mówił pan, że nie stać nas nawet na osiem drużyn w najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Dobrze pan pamięta, bo rozmawialiśmy o tym przy okazji zmniejszenia Ekstraligi z 10 do 8 drużyn. To, co dzieje się teraz, trochę potwierdza nasze wcześniejsze dywagacje. Gdybyśmy byli w stanie stworzyć 10 drużyn na ekstraligowym poziomie, zarówno sportowym, jak i organizacyjnym, marketingowym i przede wszystkim ze zdrową ekonomią i jeszcze odpowiednią liczbą jeżdżących na ekstraligowym poziomie zawodników, to byłbym za dziesięcio drużynową ligą. Dziś jak widać mamy problem z ośmioma drużynami na dobrym poziomie. To problem finansowy i sportowy, bo klasowych zawodników jest ograniczona liczba, wiec popyt przeważa nad podażą. Gdybyśmy mieli sześć zespołów, to pewnie nikt by się nie bał, że rywal zdobędzie za dużo punktów. Przypadki Gniezna i Bydgoszczy z zeszłego roku, a także tegoroczne problemy Wybrzeża i Włókniarza potwierdzają, że w najlepszej lidze świata mamy ekipy, które w ogóle nie powinny dostać licencji. Prędzej Ekstraligę finansowo dźwignęłaby PGE Marma Rzeszów. Ósmego ośrodka, który jest do tego zdolny, jak na razie nie widzę. Może w związku z tym należy też pomyśleć, czy racji nie miał pana kolega redakcyjny Damian Gapiński, który proponował zamknięcie Ekstraligi.
Z drugiej strony słyszałem już opinie, że zespołów może być nadal 10, a nawet i 12, jeśli będzie obowiązywać KSM - zarówno górny jak i dolny, bo wtedy liga będzie wyrównana, a więc i ciekawa.
- Rozumiem, że zwolennicy tego rozwiązania posługują się przykładem ubiegłego sezonu. Nie mówię, że nie. Do samego końca dyskusji byliśmy zwolennikami braku górnego KSM lub ustawienia go wysoko, na poziomie 43 punktów, bo w ten sposób nie promuje się zawodników ze średnią 2,5. Do tego promocja własnych wychowanków itd., proszę odszukać nasze rozmowy sprzed półtora roku. Jestem otwarty na taką dyskusję. W kontekście zeszłego ciekawego sezonu nie zapominajmy o jednej sytuacji - Gniezno, a zwłaszcza Bydgoszcz na pewnym etapie też odpuściły. Ta liga była zacięta i ciekawa do pewnego momentu. A problemy tego sezonu to pokłosie przeinwestowania z sezonów z górnym KSM. Gniezno, Bydgoszcz, czy Częstochowa wykrwawiły się rok temu, a problemy tegoroczne są wynikiem przeinwestowania w poprzednim roku, czy w poprzednich latach. W związku z tym jestem zdecydowanie bliższy koncepcji, że Ekstraliga powinna liczyć tyle drużyn, na ile ją stać - osiem, siedem lub nawet sześć drużyn.
Będzie mało meczów, małe wpływy od sponsora ligi i telewizji...
- A dlaczego? Sześć drużyn i każdy jedzie ze sobą cztery razy w rundzie zasadniczej. To rozwiązuje problem, o którym pan mówi. Mielibyśmy 20 kolejek. Wiem, że proponuję coś radykalnego, co spotka się z oburzeniem większości czytelników, ale taka publiczna dyskusja często pozwala dostrzec coś, czego nie widzimy. Nikt nie jest nieomylny, a decydujące słowo i tak należy do Polskiego Związku Motorowego. Doskonale wiem, że prezes Witkowski mówił, że regulamin na sezon 2014 i 2015 ma wyglądać tak samo. Akceptuję to, ale uważam przy tym, że warto już myśleć o roku 2016, a nie załatwiać coś na szybko po kolejnym sezonie. Oby nam wcześniej nie padła tylko dyscyplina. Jeśli liczba klubów, które sobie nie radzą, będzie się powiększać, to odbije się na całej reszcie. W rezultacie będziemy promować słabe widowiska, obniżać frekwencję na stadionach i oglądalność transmisji w telewizji. Takich meczów jak nasz ostatni i dwóch widowisk, które miały miejsce w Tarnowie, nie może być w najsilniejszej lidze świata.
Ale po co ograniczać to do 6 zespołów? Skoro liga ma być zawodowa, niech jedzie w niej nawet 10 drużyn, jeśli będą spełniać odpowiednie wymagania finansowe.
- Tak, to jest słuszna droga. Są pewne wartości, które muszą zaistnieć w ekstraligowym klubie. Pewna kwota musi być przeznaczona na bieżącą działalność. Około 70 czy 80 proc. to maksymalnie wydatki na zawodników. Nie bawmy się w Regulaminy Finansowe, bo to nie ma żadnego znaczenia. Każdy musi umiejętnie rozłożyć budżet. Można przy tym założyć granicę błędu na poziomie 10 proc. To nie jest żadna tragedia. Na pewno nikt przez to nie zbankrutuje. Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś ma trzy miliony, a postanawia, że pojedzie sezon za siedem...