Ostatnie zwycięstwo w tym sezonie drużyna częstochowskich Lwów odniosła 10 maja na własnym torze z Betard Spartą Wrocław. Wcześniej KantorOnline Viperprint Włókniarz wygrał w Gdańsku z Renault-Zdunek Wybrzeżem. Biało-zieloni na własnym torze byli bliscy pokonania Unibaksu Toruń, czy Stali Gorzów, ale w obu tych starciach przegrywali niewielką różnicą. W minionej kolejce ulegli natomiast Grupie Azoty Unii Tarnów 40:50. W tym meczu dobrze zaprezentował się Mirosław Jabłoński, który obok Michaela Jepsena Jensena był najjaśniejszą postacią zespołu dowodzonego przez Romana Tajcherta i Jarosława Dymka. - Ostatnio ja musiałem przepraszać za to, że kiepsko pojechałem, a teraz padło na kogoś innego. Szkoda, że nie potrafimy tak wszystkiego dograć, aby wszystkie elementy puzzli ułożyć w jedną całość, która się nazywa zwycięstwo - powiedział Mirosław Jabłoński.
[ad=rectangle]
W tej chwili częstochowski Włókniarz zajmuje szóste miejsce w tabeli ENEA Ekstraligi i ma tyle samo punktów co wrocławska Sparta oraz gdańskie Wybrzeże. - Jest "mega" trudno. Nie ma co ukrywać, że teraz nasz najmniejszy błąd będzie przez przeciwników skrupulatnie wykorzystywany. Musimy spiąć pośladki i zacząć wygrywać. Wiele czynników sportowych i pozasportowych wpłynęło na to, że jesteśmy w takim, a nie innym miejscu. Trzeba to jak najszybciej zmienić – ocenił wychowanek Startu Gniezno.
Sytuacja Lwów jest niełatwa tym bardziej, że muszą sobie radzić bez kontuzjowanego Grigorija Łaguty. Zdaniem Jabłońskiego to ogromna strata. - To był nasz lider, który zawsze ciągnął wynik. Gdy nie wiedzieliśmy co zrobić to był "Grisza", na którego zawsze można było liczyć. Szkoda go, ale to jest właśnie żużel. Jednego dnia zdobywa się punkty, a drugiego leży w szpitalu. Życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia - przekazał "Jabłko".
Brak wyniku sportowego przekłada się na atmosferę w drużynie. Mirosław Jabłoński przyznał, że trudno o dobre nastroje, gdy wszystko układa się niepomyślnie. - Nie ukrywajmy, że jest ciężko, gdy tego wyniku nie ma. Gdybyśmy wygrywali mecze to byłoby zgoła odmiennie. Niestety jest jak jest. Każdy stara się skupić na sobie, bo każdemu coś nie wychodzi. Najpierw indywidualnie każdy próbuje szukać u siebie tego, co najważniejsze, czyli prędkości w motocyklach i wyeliminowania przyczyn tego, że nie wychodzi. Do tej pory idzie nam jak po grudzie. W tej chwili każdy sobie rzepkę skrobie, bo każdemu czegoś brakuje. Trudno zbudować monolit wtedy, gdy nie ma dwóch, którzy zasuwają zawsze i mogliby pomóc drużynie nie tylko sportowo, ale również mentalnie. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni - zakończył.