Mijały lata, zmieniały się czasy i żużlowe mody, przemiany społeczno-polityczne w Polsce u zarania lat 90-tych minionego wieku, doprowadziły do prawdziwej rewolucji w naszym speedwayu. W połowie lat 90-tych staliśmy u progu wielkich sukcesów, na razie jednak musieliśmy się cieszyć głównie wspomnieniami osiągnięć pokolenia reprezentantów Polski lat 60-tych i 70-tych. Wielkie zwycięstwa narodowej drużyny z lat 1961, 1965, 1966 oraz 1969 były piękną, ale przecież coraz bardziej odległą historią, do której chcieliśmy nawiązać, a brak porównywalnych sukcesów rodził sporą frustrację.
[ad=rectangle]
Bo przecież mieliśmy już wtedy największe światowe gwiazdy w naszej lidze, nasi zawodnicy dysponowali porównywalnej klasy sprzętem, żużel stał się w Polsce, podobnie jak w krajach zachodnich, sportem w pełni profesjonalnym. Tylko w mistrzostwach świata ciągle nie mogliśmy się doczekać zwycięstw, chociaż pielgrzymki fanów znad Wisły na wszystkie stadiony Europy starały się jak mogły zaklinać rzeczywistość i mocno trzymać kciuki. Wreszcie jednak nadszedł rok 1996 i uśmiechnęło się do nich szczęście. Formuła Drużynowych Mistrzostw Świata znacznie się wówczas różniła od tej, wydawało się doskonałej - czyli rozgrywek w formie czwórmeczu. Kilka lat wcześniej władze światowego żużla dokonały bowiem budzącej spore kontrowersje zmiany. Postanowiły bowiem niejako połączyć rozgrywki o Drużynowe Mistrzostwo Świata z Mistrzostwami Świata Par. Te drugie faktycznie zlikwidowano, za to rywalizację drużynową zaczęto rozgrywać praktycznie jako zawody parowe. Poszczególne teamy liczyły już nie czterech, czy pięciu zawodników jak dawniej, ale tylko trzech. Za to w finale startowało po siedem zespołów.
W takiej formule finał DMŚ rozegrano po raz pierwszy w niemieckim Brokstedt, w 1994 roku, gdzie wygrali Szwedzi, a Polacy w składzie Tomasz Gollob, Jacek Gollob i Dariusz Śledź zdobyli dosyć niespodziewanie srebrny medal. Dlatego szóste miejsce rok później w Bydgoszczy odebrano jako przykrą porażkę. W 1996 roku na miejsce finałowych zmagań wyznaczono ponownie tor w Niemczech, tym razem w Diedenbergen. Tamten sezon upłynął pod znakiem bardzo ostrego konfliktu pomiędzy FIM a światową czołówką żużlowców. Powodem były opony. Otóż działacze zabronili używania opon z nacięciami bieżnika. Argumentowali to kwestią bezpieczeństwa, opona "ochrzczona" szybko przez zawodników mianem "łysej" miała powodować mniejsze prędkości. Zawodnicy z kolei twierdzili, że brak nacięć bieżnika spowoduje mniejszą przyczepność i co zatem idzie mniej bezpieczny komfort jazdy. Spór okazał się na tyle ostry, że spowodował bojkot DMŚ przez wszystkich zawodników, którzy w tamtym roku jeździli w cyklu Grand Prix.
W efekcie silne wówczas reprezentacje Australii i USA w ogóle wycofały się ze startu, natomiast inni możni: Anglicy, Szwedzi i Duńczycy wystawili mocno rezerwowe składy. Jako ciekawostkę podajmy, że na skutek bojkotu w ekipie duńskiej znalazło się miejsce dla czupurnego nastolatka, który nazywał się... Nicki Pedersen. W tej sytuacji przed drużyną polską pojawiła się wielka szansa nie tylko na medal, ale pierwsze od 27 lat zwycięstwo w drużynowej rywalizacji. Biało-czerwoni drogę do finału otworzyli sobie w turnieju tzw. Grupy A w Pile. Tercet: Tomasz Gollob, Piotr Protasiewicz, Rafał Dobrucki wygrał zawody, wyprzedzając o punkt Rosjan, a ciekawostką może być fakt, że za Australijczyków w zawodach wystąpiła jako rezerwa toru druga nasza reprezentacja w składzie: Wiesław Jaguś, Grzegorz Walasek, Sebastian Ułamek. Warto przy tym zauważyć, że obok Golloba wszyscy nasi reprezentanci byli wówczas juniorami!
Finał rozegrany w połowie września przyniósł długo oczekiwany triumf Polaków, wśród których doszło do jednej zmiany, Dobruckiego zastąpił Sławomir Drabik. Nasi wygrali zdecydowanie, wyprzedzając Rosjan o 5, a Duńczyków o 6 punktów. A przewaga mogła być większa gdyby nie upadek w pierwszym starcie Piotra Protasiewicza, którego w kolejnych biegach zastąpił, z dużym powodzeniem Drabik. Wieloletni lider Włókniarza Częstochowa wywalczył 12 punktów, a Tomasz Gollob 15. Władysław Pietrzak tak opisywał swoje wrażenia z zawodów na łamach "Tygodnika Żużlowego": - Mówicie, że obsada była słabsza, bo nowe nienacinane opony, bo protesty zawodników Grand Prix? A cóż nas to może obchodzić. Nie chcieli jechać, to nie pojechali. Osłabili swoje drużyny (…) Za dziesięć lat nikt nie będzie pamiętać wojny o opony, a wyniki DMŚ 96 pozostaną w annałach speedwaya. Pozostaną też w nich nazwiska dzielnych polskich zawodników, którzy godnie reprezentowali swój Kraj i ofiarowali Mu najwyższy, sportowy tytuł. Dziękujemy!
Pomijając nieco pompatyczny - przyznajmy - chociaż płynący prosto z serca styl felietonu, zacny pan Władysław miał rację. Kto pamięta dziś tamten spór o opony? A mistrzostwo Polaków, pierwsze po prawie trzech dekadach jest faktem historycznym. Kolejny raz nasi żużlowcy okazali się najlepsi w drużynowej rywalizacji dopiero w XXI wieku, kiedy to Drużynowe Mistrzostwa Świata zostały zamienione na Drużynowy Puchar Świata. Na trzynaście rozegranych dotąd edycji wygrali aż sześć. Czy 2 sierpnia w Bydgoszczy powtórzą tamte osiągnięcia?
Robert Noga
"Kolejny raz nasi żużlowcy okazali się najlepsi w drużynowej rywalizacji dopiero w XXI wieku, kiedy to Drużynowe Mistrzostwa Świata zostały zamienione na Drużyn Czytaj całość