W niedzielę Orzeł Łódź pokonał przed własną publicznością PGE Marmę Rzeszów 48:42. Przewaga łodzian mogłaby być jeszcze bardziej okazała, gdyby lepiej spisał się Antonio Lindbaeck. Szwed zawiódł jednak Lecha Kędziorę, gdyż wywalczył zaledwie dwa punkty i bonus w czterech startach. - On nie tylko siebie kompromituje, ale przede wszystkim klub. To temat na szersze opowiadanie. Myślę, że Antonio ma problemy osobiste, które przekładają się na jego występy w lidze. Wygrywa starty, co świadczy o tym, że jest dobrze przygotowany fizycznie. Potem jednak zamyka gaz i z reguły dojeżdża do mety na końcu stawki. Gdyby w niedzielę zdobył na przykład 12 punktów, na co go stać, rywalizacja w finale byłaby praktycznie rozstrzygnięta - skomentował trener łódzkiej drużyny na łamach lodz.sport.pl.
[ad=rectangle]
Faworytem do triumfu w Nice Polskiej Lidze Żużlowej są Żurawie. Orzeł w Rzeszowie nie da jednak łatwo za wygraną. Czy ekipę Lechą Kędziory stać na sprawienie niespodzianki na torze PGE Marmy? - Żużel jest sportem nieobliczalnym. Mogą być defekty, wykluczenia, dlatego każdy wynik będzie możliwy. Przez 37 lat, jak przyjeżdżam do Łodzi, najpierw jako zawodnik, a później trener, to tylu kibiców jak w niedzielę nie widziałem. Dlatego w Rzeszowie musimy pojechać, aby nie sprawić naszym fanom zawodu. Szefowie Marmy mówili, że celem jest awans do Ekstraligi. Nie ma co ukrywać, że za gospodarzami przemawia atut własnego toru i lepszy sprzęt. Z kolei Orzeł miał się utrzymać, a jesteśmy rewelacją rozgrywek - dodał Kędziora.
źródło: lodz.sport.pl