Jak się okazuje Ginger znalazł ze szkoleniowcem Grupy Azoty Unii Markiem Cieślakiem sposób jak ominąć przepisy w tym względzie. - Śmialiśmy się przed meczem z trenerem, że będzie trzeba zgubić moje dokumenty i pokombinować z metryką. No, ale tak poważnie mówiąc, mam jeszcze turnieje juniorskie i to mnie teraz zajmuje. Przyszły rok będzie całkowicie inny. Wiem o tym i przygotowania również już idą pod tym kątem - powiedział.
[ad=rectangle]
Zawodnik urodzony w Gnieźnie zostawia po sobie na płaszczyźnie młodzieżowej ślad w postaci m.in. zdobycia brązowego i srebrnego krążka indywidualnych mistrzostw świata juniorów. - Patrząc tak ogólnie to był cały czas progres. W zeszłym roku brąz, w tym srebro. Szkoda, że nie mam jeszcze jednego roku juniora, ale zaczynam od przyszłego roku poważny speedway. Wiem jak się do tego nastawić więc myślę, że wyniki będą jeszcze lepsze - zaznaczył.
Co udało się na arenie międzynarodowej nie do końca zostało przeniesione na grunt krajowy. W młodzieżowych indywidualnych mistrzostwach Polski 21-latek wywalczył, dla niektórych, tylko brąz. - Turnieje mistrzostw Polski to są zawody jednodniowe. Decyduje czasem dyspozycja dnia. Jak kto się czuje, na jakim torze jedziemy i jak jest naszykowany sprzęt. Mistrzostwa świata pokazały natomiast kto jest jak przygotowany na kilka turniejów. Tu nagradzana jest regularność. I muszę powiedzieć, że we wszystkich odsłonach IMŚJ zepsułem tylko jeden bieg, w Lonigo. Gdyby nie ta sytuacja może bym był bliżej Piotrka Pawlickiego i gonił go do końca, a nie, że "Piter" już wiedział po trzech gonitwach w Czechach, że ma "złoto". Cieszę się jednak jego sukcesem. Zasłużył sobie na to. Przyjaźnimy się, wylądowałem tuż za jego plecami także jest okej - dodał.
Enea Ekstraligę na gruncie młodzieżowym Gomólski zakończył w niezłym stylu sięgając po brązowy medal. Oponentem tarnowian był SPAR Falubaz Zielona Góra, który w rewanżu ani przez chwilę nie zagroził gospodarzom. Zawodnikom Grupy Azoty Unii nie przeszkadzało nawet to, że słabiej niż zazwyczaj wychodzili ze startu. - Tor i tak nie był taki jak wcześniej. Ja też po zwycięstwie w Pardubicach czułem się trochę inaczej. Może siedziało to w mojej psychice, bo spod taśmy nie wyskakiwałem jakoś super, ale na trasie przechodziłem jeźdźców gości. Chciałbym żeby takie weekendy trwały wiecznie - tłumaczył.
Miejscowi nie przestali się pastwić nad swoim rywalem nawet wtedy gdy tuż po przekroczeniu połowy potyczki stało się jasne, że Myszki Miki nie mają najmniejszych szans na medal. - Mecz trwa piętnaście biegów, a my mimo, że zapewniliśmy sobie brąz dużo wcześniej nie oddawaliśmy pola i walczyliśmy z całych sił. M.in. z takiego powodu upadł Martin Vaculik. Chciał wyprzedzić przeciwnika, a przecież nie musiał, bo byliśmy już pewni podium. Na szczęście wszyscy kończymy te rozgrywki zdrowi i z tego też trzeba się cieszyć - zakończył zadowolony.